– Co to takiego? – Stacy popatrzyła nieufnie.
– Podarunek. Od mojego osobistego psychola. Gdzie Ranger?
– Został z Tedem. Pomyślałam, że szybciej zaśniesz, jeżeli… – Urwała, zdawszy sobie sprawę, że nie ma to w tej chwili żadnego znaczenia. – Odstaw to na łóżko. I cofnij się trochę.
Jane posłuchała siostry. Stacy wyjęła pistolet i odbezpieczyła go. Zawsze miała przy sobie swojego Waltona & Johnsona. A teraz podeszła do szafy i spojrzała na Jane.
– Gdzie to znalazłaś? – spytała.
– Na poduszce.
Stacy sprawdziła szafę, potem zajrzała pod łóżko i za obie szafki nocne, na których trzymali z Ianem książki i różne drobiazgi.
– Zostań tu i uważaj – powiedziała do siostry. – Sprawdzę pozostałe pomieszczenia.
Wróciła do sypialni po jakichś dziesięciu minutach. Jej pistolet spoczywał już w kaburze.
– Jesteśmy tu tylko my dwie – rzekła z westchnieniem. – Nie ma też śladów włamania. Drzwi na zewnątrz są zamknięte. Również te od tyłu.
Jane spojrzała na siostrę.
– A co z pracownią?
– Jest otwarta.
Stacy podeszła do łóżka i ostrożnie odsunęła papier, żeby otworzyć pudełko. Zrobiła to przez chusteczkę higieniczną, którą znalazła na szafce. Następnie zaczęła przyglądać się lalce i różom.
Spod zmasakrowanej lalki wyjęła kartkę, jaką zwykle dołącza się do prezentów. Pochyliła się, żeby ją odczytać.
– A to skurwysyn!
Podała Jane karteczkę w chustce.
Było na niej zaledwie parę słów:.
Przykro mi, że to się stało.
Jane złapała się wezgłowia łóżka, bo nagle zakręciło jej się w głowie. Musiała zapanować nad słabością i gniewem. Nie pozwoli, by ten sukinsyn ją pokonał.
– Musiał to podrzucić podczas ostatniej półtorej godziny – powiedziała Stacy.
Ktoś włamał się tutaj po tym, jak zmieniła pościel i wyprowadziła Rangera na spacer.
Pies pewnie szalał z furii w swojej klatce, kiedy wyczuł obcego. Jane przeszła bez słowa do kuchni. Rzeczywiście, w klatce panował bałagan, a na plastikowej misce, która leżała przewrócona przy wyjściu, widać było ślady pazurów.
Spojrzała na siostrę.
– Może Ted coś słyszał?
Stacy skinęła głową i spojrzała na nią, marszcząc czoło.
– Dobrze się czujesz?
– Tak, tylko jestem wściekła. – Wykonała gest w stronę drzwi. – Może powinnyśmy pogadać z Tedem.
– Sama to zrobię – stwierdziła Stacy. – Ty wskakuj do łóżka.
– Nic z tego.
Stacy zrobiła taką minę, jakby zamierzała się spierać, ale Jane wyciągnęła rękę, chcąc powstrzymać protesty.
– To do mojego domu się włamano. I mnie ktoś grozi. Jak będzie trzeba, położę się na kanapie na dole.
Stacy przystała na to niechętnie. Kiedy weszły do pracowni, Ted wstał i pospieszył uściskać Jane.
– Stacy wszystko mi już powiedziała. Strasznie mi przykro.
Przytuliła się do niego, czując, jak ściska jej się w gardle.
– Dziękuję, Ted.
– Jak się czujesz? – Spojrzał z wyrzutem na jej siostrę. – Myślałem, że powinnaś leżeć.
– Mamy ważną sprawę – wyjaśniła Stacy. – Chciałyśmy o tym porozmawiać.
Patrzył na nie z niezbyt pewną miną. Jane domyśliła się, że Stacy powiedziała mu już o tym pudełku.
– Nie było go tam, kiedy stąd wychodziłam o drugiej. To znaczy, że przestępca włamał się między drugą a trzecią trzydzieści.
– Musiał więc przynajmniej przechodzić koło pracowni – włączyła się Jane.
Stacy posłała Tedowi przenikliwe spojrzenie.
– Byłeś dziś na górze?
Popatrzył na Jane, a potem znów przeniósł spojrzenie na Stacy.
– Nie.
– A czy słyszałeś może szczekanie Rangera? Na pewno oszalał z wściekłości i był bardzo głośny.
Ted pokręcił głową. – Niczego nie słyszałem po twoim wyjściu. Wychodziłem tylko po kanapkę i colę.
Wskazał papierową torbę z baru i zgniecioną puszkę leżące w koszu obok biurka.
– Ale zawsze jestem bardzo ostrożny – dodał zaraz. – Przed wyjściem zamykam wszystkie drzwi.
– Zawsze? Zawahał się.
– Raz czy dwa nie zamykałem ich na klucz, kiedy wychodziłem tylko na parę minut. Ale dzisiaj miałem kilka spraw do załatwienia, więc włączyłem również alarm.
– Jakich spraw?
– Kupiłem gazety i wstąpiłem do apteki po advil.
– Ile ci to zajęło czasu?
Zaczął bębnić nerwowo palcami po udzie.
– Trudno powiedzieć. Pół godziny. Może czterdzieści minut…
– A co z kodem do alarmu? – naciskała Stacy. – Podawałeś go komuś?
– Nie! Jasne, że nie!
– A miałeś tu kiedyś jakichś gości?
Zaczął gryźć nerwowo dolną wargę.
– To znaczy?
– Wydaje mi się, że pytam jasno. Czy ktoś tu do ciebie przychodził bez wiedzy Jane?
Jane dostrzegła kropelki potu na jego czole. I zagubione, niepewne spojrzenie. Dotknęła więc delikatnie ramienia asystenta.
– To nie jest przesłuchanie, Ted.
– Naprawdę? – Spojrzał gniewnie na Stacy. – Mam wrażenie, że jednak tak.
– Chcemy się dowiedzieć, kto tu był i jak się dostał do środka.
– Więc miałeś jakichś gości? – naciskała Stacy.
– Raz przyprowadziłem tu kiedyś dziewczynę, którą poznałem w Pajęczakach przy Elm Street.
Stacy skinęła głową. Znała tę knajpkę.
– Studiowała malarstwo i rzeźbę – ciągnął Ted.
– Była pod wrażeniem, kiedy powiedziałem, że jestem asystentem Cameo. – Spojrzał żałośnie na siostry.
– Chciałem jej zaimponować, więc spytałem, czy chce zobaczyć pracownię Jane.
– Och, Ted – westchnęła zawiedziona Jane.
– Nie chciałem nikomu zrobić przykrości. Przyprowadziłem ją tutaj i pozwoliłem się rozejrzeć. To podziałało na nią jak… jak afrodyzjak…
– Kochaliście się tutaj?
Cały poczerwieniał. Spuścił oczy.
– Tak.
– A potem?
– Zaraz zasnąłem. A rano już jej nie było.
– Przecież mogła ukraść coś z pracowni – oburzyła się Jane. – Albo pójść do mieszkania. Mogła tu robić, co chciała.
Ted spuścił głowę.
– Następnego ranka miałem z tego powodu wyrzuty sumienia. Sprawdziłem wszystko, niczego nie wzięła.
– A co z kodem do alarmu? – naciskała Stacy. Ted znowu się zmieszał.
– Mogła go zobaczyć, kiedy przyciskałem kolejne cyfry. Byłem… byłem trochę pijany.
Jane zauważyła, że siostra jest wściekła.
– A twoje klucze?
– Znalazłem je rano w drzwiach wyjściowych. – Spojrzał błagalnie na Jane. – Przepraszam. Nigdy nie zrobiłbym tego, gdybym wiedział, że coś ci może grozić.
– Zostawiłeś klucze w drzwiach wyjściowych? – powtórzyła gniewnie Stacy. – Masz natychmiast wymienić zamki i zmienić kod alarmu.
Jane poczuła, że znowu kręci jej się w głowie. Chwyciła siostrę za ramię, szukając oparcia.
Ted szybko wziął ją pod rękę. We dwójkę poprowadzili ją do kanapy. Usiadła, pochyliła się, wkładając głowę między kolana, i zaczęła głęboko oddychać przez nos.
Po chwili osłabienie minęło, chociaż nadal trochę drżała.
– Już lepiej? – spytała Stacy. Przykucnęła przy siostrze i zaczęła rozcierać jej dłonie. – Masz ręce jak sople lodu.
– Fatalnie się czuję.
– Dużo ostatnio przeszłaś. To naturalne.
– Mogę ci coś podać? – spytał Ted drżącym głosem. – Może coli albo wody mineralnej…
– Wystarczająco dużo dla niej zrobiłeś – warknęła Stacy.
Читать дальше