Zamówiła piwo. Kiedy kelnerka odeszła, spojrzała na Maca i zauważyła, że wciąż się w nią wpatruje.
– Trudno mi się było dziś skoncentrować na robocie – powiedział z westchnieniem.
– Mnie też – zaśmiała się.
– Wciąż myślałem o śniadaniu…
Stacy doskonale wiedziała, że nie chodzi mu o odgrzewaną pizzę.
– Co dziś robiłeś?
– Prostytutka. Zakatowana kijem bejsbolowym albo czymś takim. Nic przyjemnego.
Skrzywiła się.
– Masz coraz gorsze sprawy… Mac wzruszył ramionami.
– To dlatego, że prawie wszyscy są chorzy. Na szczęście Liberman to prowadzi. Ja mu tylko pomagam.
– Jak sądzisz, kto to zrobił? Klient czy jej sutener?
– Raczej sutener. Wygląda na to, że już wcześniej chwytał się różnych środków, żeby zachęcić dziewczyny do pracy.
– Fajną podłapaliśmy fuchę.
– Jak cholera.
– Nie zastanawiałeś się kiedyś nad tym, żeby to rzucić? – Pochyliła się w jego stronę. – Poszukać sobie czegoś innego?
– Musiałbym mieć najpierw kupę kasy. Trzeba jakoś na siebie zarabiać. Poza tym już się trochę przyzwyczaiłem. A ty?
– Czasami mam ochotę cisnąć to w diabły. – Na jej ustach pojawił się pełen rozmarzenia uśmiech, który zaraz zniknął – Chociaż nie wiem…
Chciała powiedzieć, że ma wątpliwości, czy praca w policji jakoś jej nie naznaczyła. Nie miała pojęcia, czy po tym wszystkim, co widziała – bestialstwie, bezsensownej śmierci – ma szanse na normalne stosunki z innymi ludźmi. Czy ktoś będzie w stanie ją zrozumieć?
Chciała wylać swoje żale, ale pomyślała, że ma przecież Maca.
– Nic takiego – mruknęła. – W końcu jedyne co potrafię, to łapać bandziorów.
– No właśnie. – Pokiwał głową i zaraz zmienił temat.
– A jak tam Jane?
– Dostała kolejną przesyłkę od osobistego psychola – odparła ponuro. – Zmasakrowaną lalkę. Z notatką, że mu przykro, że to się stało.
Mac pokiwał głową i zmarszczył brwi.
– Kiedy to było?
Kelnerka przyniosła piwo i miskę z preclami. Stacy sięgnęła po jednego.
– Przesyłka czekała na nią, kiedy Jane wróciła ze szpitala. Na jej łóżku.
– To prawie tak, jakby jej dotknął.
Pogryzła precla i popiła piwem. Nie myślała o tym w ten sposób, ale Mac miał oczywiście rację.
– Ciekawe, co będzie dalej? Jest coraz bliżej, naznaczył jej sypialnię… Czeka, aż zacznie krzyczeć…
Mac wzruszył ramionami.
– Może nic.
– Za dużo widziałam, żeby w to uwierzyć. – Stacy potrząsnęła głową. – Miałeś jakieś wiadomości od Doobiego?
– Niestety nie. – Pokazał kelnerce, że prosi o jeszcze jedno piwo. – Możemy raz jeszcze wpaść do Big Dicka, ale przecież nawet nie minął dzień. To zawsze zajmuje trochę czasu.
Stacy wiedziała, że musi czekać. Była to jedna z najgorszych rzeczy związanych z pracą w policji. Musiała czekać na wyniki analiz, zeznania świadków, na kolejne błędy przestępcy, na szczęśliwy moment, kiedy uda jej się połączyć kolejne elementy układanki…
Tym razem chciała jednak jak najszybciej powstrzymać złoczyńcę. Nie mogła bezczynnie czekać na kolejne „prezenty”.
– Oddałam tę lalkę do laboratorium – powiedziała. – Znalazłam też puszkę z odciskami palców Jackmana.
– Sama mówiłaś, że nic na niego nie masz.
– Już mam. On kłamie. – Opowiedziała pokrótce, czego dowiedziała się u siostry.
– I myślisz, że to on może posyłać Jane te liściki?
– Ma dostęp do jej pracowni i mieszkania. Zna też szczegóły z życia Jane i jej męża. A poza tym zawsze był w pobliżu, kiedy działo się coś złego. Tej nocy, kiedy aresztowano Iana, w ogóle nie powinien był przychodzić do pracowni, ale się tam dziwnym trafem znajdował. A na otwarciu wystawy to właśnie on odebrał te róże z listem miłosnym. Dzisiaj z kolei powiedziałam mu, kiedy Jane wraca do domu.
– I to właśnie on podał rysopis chłopaka, który przyniósł kwiaty – zauważył Mac.
– Właśnie. – Co prawda inni to potwierdzili, ale mogli się po prostu zasugerować. Stacy przypomniała sobie, jak bardzo Ted był zdenerwowany w czasie dzisiejszego przesłuchania. I jak nerwowo bębnił palcami po udzie. – Nie podoba mi się też to, jak patrzy na Jane – dodała po chwili. – Jest w tym coś więcej niż szacunek czy podziw. Wcale mi się to nie podoba.
– A jeśli okaże się, że odciski palców nic nam nie dadzą?
– Wtedy się zastanowimy. – Stacy urwała na chwilę.
– Wciąż mi się wydaje, że w sprawie Vanmeer jest coś jeszcze. Że pominęliśmy coś ważnego… Czuję to, Mac. Jak do tej pory mój instynkt mnie nie zawiódł.
– Winowajca jest już w więzieniu, Stacy. Musisz się z tym pogodzić, chyba że pojawią się nowe dowody.
– Tak, wiem – mruknęła niechętnie. Odsunął piwo i wziął ją za rękę.
– Praca w policji to zabawa w zgadywanki. Zadajemy pytanie i szukamy odpowiedzi. Na razie odpowiedź jest jednoznaczna.
Szybko cofnęła dłoń w obawie, że zobaczy ich któryś z kolegów.
– Muszę już iść.
– Nie, zostań jeszcze. – Pochylił się i szepnął niemal do jej ucha: – Przed chwilą powiedziałaś coś, co mnie zaintrygowało.
– Co takiego? Poprawił się na krześle.
– Że instynkt cię jeszcze nie zawiódł. – Mac chrząknął.
– A co ci tym razem podpowiada? Że gdzie spędzisz noc?
Spojrzała na jego chłopięcą twarz z czarującym uśmiechem.
– Niestety, nie mogę.
Wyglądał na naprawdę rozczarowanego.
– Gwarantuję dobrą zabawę…
Stacy westchnęła i potrząsnęła niechętnie głową.
– Przykro mi, ale to sprawa rodzinna. Obiecałam Jane, że się do niej przeprowadzę. Jechałam właśnie do domu po swoje rzeczy, kiedy zadzwoniłeś.
Mac wyglądał jednocześnie zabawnie i żałośnie. Jak wielki szczeniak, któremu nie pozwolono spać na kanapie.
Był naprawdę fantastyczny. Pomyślała, że chętniej spędziłaby tę noc z nim niż z siostrą… i zaraz zrobiło jej się głupio.
– Może następnym razem – bąknęła. W końcu trochę się rozjaśnił.
– Dobrze. Ale trzymam cię za słowo.
ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY ÓSMY
Piątek, 7 listopada 2003 r. 18. 45
Słyszała dźwięki dobiegające z ulicy, bicie zegara na kominku, a także oddech spoczywającego przy łóżku Rangera. Jane otworzyła oczy. Docierające z zewnątrz światło stało się szare, jakby przybrudzone. Zmierzch, pomyślała.
Obróciła głowę i dostrzegła Teda, który stał w drzwiach sypialni i patrzył na nią. Natychmiast usiadła, podciągając kołdrę.
– Ted? Co tutaj robisz?
– Przyniosłem ci kwiaty.
Wzrok Jane powędrował za jego gestem i dostrzegła flakon z różnokolorowymi kwiatami na swojej szafce.
Ted był tu, kiedy spała. Stał przy niej. Patrzył…
Poczuła mrowienie wzdłuż kręgosłupa. Tydzień temu nie zdenerwowałaby się, gdyby coś takiego się zdarzyło, ale wtedy czuła się zupełnie bezpiecznie. Ian był w domu, a przyszłość wydawała się przepiękną bajką.
To siostra zasiała w niej ziarno nieufności.
– Wymieniłem już zamki – poinformował Ted. – Ślusarze właśnie wyszli.
W czasie jej snu? Kątem oka spojrzała na buteleczkę z tabletkami przeciwbólowymi. Percodan. Przecież wzięła tylko jedną… Ale czy na pewno?
– Zamknąłem drzwi, żeby ci nie przeszkadzali – ciągnął Ted. – Instrukcję, jak uzbroić alarm, masz na stole w kuchni. Pomyślałem, że sama zechcesz się tym zająć.
Читать дальше