Wnętrze mieszkania było spartańskie i nieco dziwaczne. Paru zebranym tu meblom brakowało oparć albo innych części. Za stolik służyła zbita z nieheblowanych desek skrzynia, a zamiast dywanika w progu leżała zwykła słomianka.
Jednak wszystko wyglądało tu bardzo porządnie, biorąc pod uwagę mieszkańców. Pachniało również środkami czystości.
Flick uśmiechnął się do Stacy.
– Ted bez przerwy chce sprzątać. Mnie to nawet nie przeszkadza, chyba że zaczyna gderać… – Przeszedł dalej. – Teddy! Goście!
Stacy wskazała dwoje drzwi po prawej stronie.
– Czy któreś prowadzą do sypialni?
– Mhm, Teda. Płaci więcej, więc ma sypialnię. A ja śpię tutaj, na tej starej kanapie. Trochę kiepsko, jak mam towarzystwo, ale da się wytrzymać.
– Może śpi?
Flick pokręcił głową.
– Już byłby na nogach. Mówił, że to nawyk z marynarki. Wiecie, był komandosem…
Stacy skinęła głową na znak, że wiedzą. Flick podszedł do drzwi sypialni i zajrzał do środka.
– No, mówiłem. Nie ma go.
– Jesteś pewny?
Otworzył drzwi na oścież. Stacy spojrzała mu przez ramię. Znowu zaskoczył ją porządek i czystość panujące w tym spartańskim wnętrzu. I to, że posIane łóżko nie miało choćby najmniejszej fałdki.
Być może nawet w nim nie spał, pomyślała. Pewnie po wczorajszym przesłuchaniu zorientował się, że są na jego tropie, i dał nogę. Może zauważył nawet zniknięcie puszki i zrozumiał, co się święci.
– Mogę skorzystać z łazienki? – spytał Mac. Flick spojrzał na niego ze zdziwieniem. Pewnie w ogóle zapomniał o jego istnieniu.
– Jasne.
Stacy uśmiechnęła się do siebie. Ona przyjrzy się uważniej sypialni, a w tym czasie Mac dokładnie sprawdzi łazienkę. Dziel i rządź.
– Często zdarza się, że Ted spędza noce poza domem? – spytała, starając się zapamiętać ustawienie mebli.
– Raczej nie. – Flick podrapał się po głowie. – Czasami pracuje w czasie weekendu. Byliście u Cameo?
Stacy nie odpowiedziała. W tym momencie zadzwonił telefon i Flick spojrzał w stronę pokoju dziennego.
– Może to on – rzuciła.
Zrobił dwa kroki w stronę aparatu, a potem spojrzał na nią. Telefon znowu zadzwonił.
– Możesz odebrać – dodała. – Ja tu zaczekam.
jak tylko stracił ją z oczu, zaczęła myszkować w pokoju Teda. Najpierw zajrzała pod łóżko, gdzie nic nie znalazła, potem zaczęła przeglądać szuflady zdezelowanej komody. Jednak dopiero na szafce nocnej znalazła coś, co ją zainteresowało. Spory pakunek z listami ściągniętymi gumką. Koperty wyglądały tak, jakby je często otwierano.
Stacy zmarszczyła brwi. Wszystkie były adresowane do Jane. Nie miały jednak znaczków, więc zapewne nigdy ich nie wysIano.
Zdjęła gumkę i otworzyła pierwszą z brzegu kopertę. Zaczęła czytać.
To był list miłosny. Od Teda do Jane.
Asystent siostry pisał o swojej miłości i oddaniu. O pożądaniu, które budziło go w środku nocy. O swoich fantazjach. Pragnieniu, by zawsze z nią być…
Wzięła drugi list, przejrzała go, a potem sięgnęła po trzeci. Ted pisał o swoim niezadowoleniu z powodu małżeństwa Jane. O nienawiści, jaką czuł do człowieka, który mu ją zabrał.
Jane była dla niego wszystkim. Jedyną radością w życiu.
Więc jednak Stacy się nie myliła. To on musiał prześladować jej siostrę.
Mac wrócił z łazienki.
– Nic – mruknął.
– Popatrz na to.
Stanął przy niej, a ona podała mu list. Zaczął czytać z rosnącym zainteresowaniem.
– Wszystkie są takie?
– Przynajmniej te, które widziałam.
Zaczęła grzebać dalej, z nadzieją, że trafi na coś nowego. W szufladce, pod niewielkim stosikiem „Art in America”, znalazła album ze zdjęciami. Otworzyła go na pierwszej stronie i trafiła na zdjęcia Jane i Teda. Przerzucała kartkę po kartce. Wspólne zdjęcia z przyjęć, na których nigdy nie byli razem, wakacji, których nigdy razem nie spędzili, wspólnych popołudni w domu, o których Ted tak marzył.
Realizował w ten sposób własne fantazje.
Ale czy wszystkie? Jakie jeszcze czaiły się w jego chorej wyobraźni?
– Aż ciarki chodzą po plecach, co? – mruknął Mac, zaglądając jej przez ramię.
– No.
– Myślisz, że to on?
– Tak mi się wydaje.
– Hej, co wy tu robicie?
Stacy obróciła się i wyjęła odznakę.
– Policja, Flick. Chcemy ci zadać parę pytań na temat Teda Jackmana.
ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY PIERWSZY
Sobota, 8 listopada 2003 r. 11. 00
Kiedy Jane obudziła się, Stacy już nie było w domu. Zostawiła jej jednak kartkę opartą o ekspres do kawy:
Pojechałam do pracy. Mam komórkę. Ranger wyprowadzony i nakarmiony
Uważaj na siebie.
Jane uśmiechnęła się do siebie, widząc to ostrzeżenie. Siostra jak zwykle była zasadnicza i poważna. Cieszyła się jednak, że ma ją przy sobie.
Poprzedniej nocy niewiele ze sobą rozmawiały. Stacy pojawiła się w mieszkaniu późno, już po tym, jak Jane ułożyła się do snu. A gdy po telefonie od Teda Jane zajrzała do salonu, trapiona myślami o tym, co jej się ostatnio przytrafiło, Stacy spała głęboko. Kiedy w końcu jej samej udało się zasnąć nad ranem, siostra wyszła do pracy.
Wtedy, w nocy, Jane chciała ją nawet zbudzić i opowiedzieć o swoich podejrzeniach. Ale stała tylko w drzwiach i patrzyła, pełna dumy i wdzięczności.
W końcu uznała, że będą miały dość czasu rano.
Kochała siostrę. Dopiero teraz zrozumiała, jak bardzo brakowało jej Stacy. To, że ją odzyskała, było jedynym szczęśliwym wydarzeniem ostatnich tygodni.
Pochyliła się i pogłaskała Rangera, a potem nalała sobie kawy. Wypiła ze smakiem parę łyków, a następnie podeszła do telefonu i wybrała numer Teda. Był zajęty, więc spróbowała zadzwonić na jego komórkę, ale od razu włączyła się poczta głosowa.
– Ted, tu Jane – powiedziała. – Go się stało? Czekam na telefon.
Zjadła śniadanie, wzięła prysznic i ubrała się. Uzbroiła alarm, ale użyła jeszcze starego kodu. Od kiedy pamiętała, zawsze korzystały ze Stacy z numeru 130387.
Trzynastego marca tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego siódmego roku. Dzień, który zmienił na zawsze jej życie.
Potem zadzwoniła raz jeszcze do mieszkania Teda, ale tym razem odezwała się automatyczna sekretarka. Zostawiła wiadomość, czując narastający niepokój.
Coś musiało się stać. Przecież mówił, że do niej zadzwoni.
Wyglądało na to, że Ranger się z nią zgadza. Stanął z nosem przy drzwiach prowadzących do pracowni i parę razy szczeknął.
Jane podeszła do psa.
– No i co tam, stary?
Ranger warknął złowróżbnie. Spojrzała w stronę telefonu, który leżał na szafce w kuchni, i pomyślała, że mogłaby zadzwonić do siostry.
Tylko co miałaby jej powiedzieć? Że Ranger dziwnie się zachowuje?
Wypuściła psa i zeszła za nim po kręconych schodach. Zauważyła, że sierść na karku Rangera zjeżyła się, kiedy dotarł do drzwi pracowni. W jego gardle narastało warczenie.
Jane przyłożyła ucho do drzwi. Z wnętrza dobiegały dźwięki jazzu – ulubionej muzyki Teda.
No tak, Ted czasami pracował w weekendy, zwłaszcza jeśli nagromadziły mu się jakieś zaległości. Jane odetchnęła z ulgą. Nacisnęła klamkę, a pies ze szczekaniem rzucił się do środka.
– Ranger, spokój! – krzyknęła, idąc za nim. – Co się dzieje? Ted, uważaj, bo Ranger zwariował!
Nikt jej nie odpowiedział. Muzyka grała bardzo głośno. Ranger szczekał jak oszalały.
Читать дальше