– Pamiętaj, że jestem po twojej stronie – powiedziała ze ściśniętym gardłem. – Przepraszam, jeżeli… jeżeli czasami masz inne wrażenie.
Gdy Jane nie odpowiedziała, Stacy z bólem serca wyszła z pokoju i skierowała się do drzwi wyjściowych, gdzie już czekał podniecony Ranger.
Czterdzieści minut później znowu była w mieszkaniu. Dała jeść psu i zaczęła przechadzać się niespokojnie po kuchni. Otworzyła nawet pakunek z kurczakiem, ale po namyśle go zamknęła. Nie miała najmniejszej ochoty na jedzenie.
Przeszła do salonu i zaczęła krążyć między oknem a przeciwległą ścianą. Jednocześnie rozważała to wszystko, co wydarzyło się w ciągu całego dnia. Najpierw swoje odkrycia dotyczące Teda, a potem jego śmierć. Wciąż miała wrażenie, że brakuje jej czegoś ważnego, ale nie wiedziała, co to może być.
Przeszła do korytarzyka prowadzącego do pracowni Jane i ruszyła w dół po kręconych schodach, wsłuchując się w odgłos swoich kroków na metalowych stopniach. Zatrzymała się u ich podnóża, wtapiając się w panującą tu ciszę. Nawet dźwięki ulicy były przytłumione i odległe.
Ciarki przeszły jej po plecach. Poczuła zapach śmierci, silniejszy niż środek czyszczący, którego tu przed chwilą użyto. Żeby zaoszczędzić Jane przykrych niespodzianek, zaraz po tym, jak policja skończyła badania, zadzwoniła do firmy zajmującej się sprzątaniem. Jednak to nie wystarczyło, żeby pozbyć się trupiego odoru.
Pomyślała, że będzie musiała coś z tym zrobić. Jane zapewne zechce szybko wrócić do pracy. Zawsze tak robiła, kiedy przeżywała ciężkie chwile. Stacy pamiętała to jeszcze z dzieciństwa.
Przeszła do wejścia od strony ulicy. Prowadził tam niewielki korytarzyk, w którym znajdowała się mała nisza. Stacy zaczęła się rozglądać dookoła, co było utrudnione, ponieważ przepaliła się zarówno żarówka w korytarzyku, jak i ta po drugiej stronie, za drzwiami.
To znaczyło, że napastnik musiał usłyszeć, jak Ted wchodzi do domu, i schował się w niszy. Zrobił to, zanim Ted otworzył drzwi do pracowni. Stacy wyobraziła sobie, jak nieszczęsny asystent Jane wchodzi do środka, mając obie ręce zajęte. Pewnie próbował zapalić światło, ale bez skutku. Ruszył dalej i nawet nie wiedział, co się z nim stało. Napastnik działał błyskawicznie. Nie zawahał się ani chwili…
Tylko dlaczego? To pytanie, choć powinno, jakoś nie przyszło jej wcześniej do głowy. Przecież z góry założyła, że była to nieudana próba rabunku.
Zmarszczyła brwi, oglądając się przez ramię. Z pracowni nic nie zniknęło, chociaż Jane trzymała tu sporo srebra. Wyglądało na to, że po dokonaniu zabójstwa złodziej przestał interesować się swoim łupem…
Inna sprawa, że ta dzielnica przyciągała różnego rodzaju wyrzutków i wykolejeńców. Wielu gnieździło się w okolicznych klubach i barach, nie mówiąc już o salonach tatuażu. Mogli skryć się wśród ekscentryków i artystów, nie narażając się na to, że ktoś zwróci na nich uwagę.
Wyglądało jednak na to, że Teda załatwił zawodowiec. To nie była partanina, ale mistrzowska robota. Jedno cięcie przez całe gardło. Pete nie zauważył niczego, co wskazywałoby na moment zawahania u mordercy. Nóż miał dwa piętnastocentymetrowe ostrza i był przystosowany do takiej roboty.
Stacy podeszła do miejsca, gdzie znaleziono Teda. Obejrzała drzwi, zamek i alarm. Były nienaruszone. Jak więc zabójca dostał się do środka? Wprawdzie Jane nie zmieniła alarmu do chwili zabicia Teda, ale wszystkie zamki zostały wymienione.
Zaczęła się zastanawiać, czy to możliwe, żeby siostra miała rację. Czy na pewno morderca czekał na Teda w pracowni? A może jednak przyszedł razem z nim?
Stacy otworzyła komórkę i wybrała numer Maca. Odebrał po drugim sygnale.
– Cześć, co robisz? – spytała.
– Myślę o tobie. Poczuła miły dreszcz.
– Chciałabym być z tobą.
– Jak tam Jane?
– Nie za dobrze. Chcę, żeby odpoczęła.
– Przykro mi, że tak się stało.
Stacy potrzebowała jego współczucia, zwłaszcza po niezbyt przyjemnej rozmowie z siostrą. Do tej pory nie miała pojęcia, że czuje się taka samotna. Na szczęście mogła liczyć na Maca…
Nie, to zbyt niebezpieczne, pomyślała. Nie wolno łączyć spraw osobistych z pracą.
– Rozmawiałaś z nią o Tedzie? I o tym, co znaleźliśmy w jego mieszkaniu?
– Próbowałam, ale bardzo się zdenerwowała. W ogóle nie chciała o tym gadać.
– To zrozumiałe. Sporo ostatnio przeszła. Przez chwilę milczeli.
– Jest w tym coś dziwnego. Uważamy, że było to włamanie, a jednak złodziej niczego nie zabrał – powiedziała w końcu Stacy.
– Pewnie się przestraszył.
– Nie sądzę. Morderca wiedział, co robi. To nie był ani narkoman, ani jakiś strachliwy złodziejaszek. Zbyt wiele rzeczy mi tutaj nie pasuje.
– Może wcale nie muszą…
– Możliwe. – Usłyszała odgłosy kroków na górze i poszczekiwanie Rangera. – Cholera, muszę iść do Jane.
– Co się stało?
– Nie wiem. Zadzwonię później.
Rozłączyła się i sięgnęła po broń. Już na schodach odbezpieczyła swojego glocka. Wchodziła wolniutko, klnąc w duchu skrzypiące schody i akustykę pomieszczenia.
W końcu dotarła do przejścia i dostrzegła światło w kuchni. Przemknęła się w tamtą stronę z bronią w pogotowiu. Z wnętrza dochodziły odgłosy szurania lub przesuwania czegoś. Drzwi do sypialni siostry były zamknięte.
Cholera, nie powinnam była stąd wychodzić, pomyślała.
Przeszła dalej, trzymając się cienia. Odniosła wrażenie, że ktoś otwiera po kolei szuflady i myszkuje w ich wnętrzu. Stacy wysunęła broń do przodu, wzięła głęboki oddech i przesunęła się do drzwi.
– Stać, bo strzelam! – krzyknęła.
ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY CZWARTY
Sobota, 8 listopada 2003 r. 22. 10
Jane wrzasnęła i obróciła się w jej stronę. Pałeczki wypadły jej z ręki i zagrzechotały o podłogę.
– Jane!
– Stacy!
– Co tutaj robisz? – Stacy zabezpieczyła broń i włożyła ją do kabury. – Przestraszyłaś mnie.
– Ja? Przecież nie rzuciłam się na ciebie z pistoletem.
– Przepraszam. – Stacy wyglądała na poirytowaną. – Drzwi do twojej sypialni były zamknięte. Usłyszałam drapanie Rangera i pomyślałam, że coś się stało.
– A ja sądziłam, że śpisz w salonie, i nie chciałam, żeby ci przeszkadzał. – Patrzyła przez chwilę na siostrę, a potem zaczęła się śmiać.
– Co cię tak bawi? – obruszyła się Stacy.
– Z ciebie prawdziwy postrach policji – odpowiedziała ze śmiechem Jane. – Szkoda, że siebie nie widziałaś, jak tu wpadłaś.
– Masz szczęście, że cię nie zastrzeliłam.
– Może napijesz się mojej herbaty ziołowej? Podobno uspokaja nerwy.
Stacy podniosła pałeczki z podłogi. Kiedy się wyprostowała, również na jej twarzy pojawił się uśmiech. Pomachała nimi przed nosem siostry.
– Po co ci to?
– Strasznie zachciało mi się jeść.
– Podzielisz się?
– Jeśli będę miała czym.
– Żarłok.
Jane znowu się zaśmiała i otworzyła drzwi lodówki. Znalazła rzeczy od Chińczyka, które przyniosła siostra, i zaczęła je pieczołowicie wyjmować.
– O, chlebek ryżowy – ucieszyła się.
Odgrzały kurczaka w mikrofalówce i zaniosły go na stolik w salonie. Jane wypuściła Rangera, który oczywiście poczuł się zaproszony na przyjęcie. Jadły prosto z opakowań i rozmawiały o psie, pogodzie, jedzeniu, starannie unikając tego, co je najbardziej interesowało.
Читать дальше