Tia zauważyła, że Brett udaje, że nie słucha. Odeszła na bok.
– Przepraszam – rzekła. – Nie chciałam…
– Ja też. Oboje jesteśmy spięci.
– Co powinniśmy zrobić?
– A co możemy zrobić? – zapytał Mike. – Zaczekam tutaj.
– A jeśli nie wróci do domu?
Milczeli chwilę.
– Nie chcę, żeby szedł na te prywatkę – oznajmił Mike.
– Ja też nie.
– Jednak jeśli tam pójdę i go powstrzymam…
– To też będzie niezręczne.
– Co o tym sądzisz?
– Sądzę, że mimo to powinieneś pójść i go powstrzymać. Możesz spróbować zrobić to delikatnie.
– Ciekawe jak?
– Nie mam pojęcia. Ta prywatka rozpocznie się dopiero za parę godzin. Mamy czas do namysłu.
– Taak, dobrze. Może będę miał szczęście i znajdę go wcześniej.
– Próbowałeś dzwonić do jego przyjaciół? Do Clarka lub Olivii?
– Tia.
– Racja, oczywiście próbowałeś. Mam wrócić do domu?
– Po co?
– Nie wiem.
– Nic nie możesz zrobić. Panuję nad sytuacją. Właściwie nie powinienem był dzwonić.
– Ależ tak, powinieneś. Nie próbuj mnie chronić przed czymś takim. Chcę być na bieżąco.
– Będziesz, nie bój się.
– Zadzwoń, kiedy się odezwie.
– Dobrze.
Rozłączyła się.
Brett podniósł głowę znad komputera.
– Problem?
– Słyszałeś?
Brett wzruszył ramionami.
– Dlaczego nie sprawdzisz raportu E – SpyRight z jego komputera?
– Może później powiem Mike'owi, żeby to zrobił.
– Możesz zrobić to stąd.
– Myślałam, że mogę uzyskać raport tylko z mojego komputera.
– Nie. Masz do niego dostęp przez Internet.
Tia zmarszczyła brwi.
– To chyba niezbyt bezpieczne.
– Musisz podać swoje dane i hasło. Trzeba wejść na stronę E – SpyRight i się zarejestrować. Może wasz dzieciak otrzymał e – maila albo inną wiadomość.
Tia zastanawiała się.
Brett znów zajął się swoim laptopem i coś wpisał. Potem obrócił komputer ekranem do niej. Zobaczyła stronę domową E – SpyRight.
– No… kupię sobie na dole jakiś napój – rzekł. – Chcesz coś?
Przecząco pokręciła głową.
– Jest twój – powiedział Brett.
Poszedł do drzwi. Tia opadła na fotel i zaczęła stukać w klawiaturę. Wywołała raport i zapytała o dzisiejsze zapisy. Nie było prawie nic, oprócz szybkiej wymiany zdań z tajemniczym CeeJay8115.
CeeJay8115: Co się stało?
HockeyAdam1117: Jego matka zaczepiła mnie po szkole.
CeeJay8115: Co mówiła?
HockeyAdam1117: Ona coś wie.
CeeJay8115: Co jej powiedziałeś?
HockeyAdam1117: Nic. Uciekłem.
CeeJay8115: Porozmawiamy wieczorem.
Tia przeczytała to jeszcze raz. Potem wyjęła komórkę i użyła szybkiego wybierania.
– Mike?
– Co?
– Znajdź go. Znajdź go, obojętnie jak.
■ ■ ■
Ron trzymał w palcach fotografię.
Patrzył na nią, ale Betsy wiedziała, że już jej nie widzi. Mowa jego ciała zdradzała coś więcej niż niepokój. Skręcał się i sztywniał. Położył zdjęcie na stole i założył ręce na piersi. Potem znowu podniósł fotografię.
– Co to zmienia? – zapytał.
Zaczął szybko mrugać, jak jąkała usiłujący wymówić szczególnie trudne słowo. To przeraziło Betsy. Ron nie mrugał tak od lat. Teściowa wyjaśniła jej, że kiedy był w drugiej klasie, często był bity i ukrywał to przed nią. Wtedy zaczął się ten nerwowy tik. Przeszedł mu z wiekiem. Teraz rzadko dawał o sobie znać. Nawet po tym, jak dowiedzieli się o Spencerze, Betsy nie widziała, by mąż mrugał.
Teraz żałowała, że pokazała mu to zdjęcie. Kiedy Ron wszedł do domu i wyciągnął po nie rękę, mogła dać mu po łapie i schować je.
– Tamtej nocy nie był sam – oznajmiła.
– Co z tego?
– Nie słyszałeś, co powiedziałam?
– Może najpierw poszedł gdzieś z przyjaciółmi. Co z tego?
– Dlaczego nic o tym nie powiedzieli?
– Kto to wie? Bali się, może Spencer kazał im nie mówić, a może – prawdopodobnie – pomyliłaś datę. Pewnie widział się z nimi przez chwilę i poszedł. Albo to zdjęcie zostało wykonane wcześniej.
– Nie. Rozmawiałam z Adamem Baye'em po szkole…
– Co takiego?
– Czekałam, aż skończą się zajęcia. Pokazałam mu tę fotografię.
Ron tylko pokręcił głową.
– Uciekł przede mną. Zdecydowanie coś ukrywa.
– Na przykład co?
– Nie wiem. Pamiętaj jednak, że Spencer miał podbite oko, kiedy znalazła go policja.
– Wyjaśnili to. Zapewne stracił przytomność i upadł na twarz.
– A może ktoś go uderzył.
– Nikt go nie uderzył, Bets – rzekł łagodniejszym tonem Ron.
Betsy zamilkła. Ron mrugał coraz szybciej. Łzy zaczęły spływać mu po policzkach. Wyciągnęła do niego rękę, ale się odsunął.
– Spencer zmieszał tabletki z wódką. Rozumiesz, Betsy?
Nie odpowiedziała.
– Nikt nie zmuszał go do kradzieży tej butelki wódki z naszego barku. Nikt nie zmuszał go, żeby wziął te proszki z mojej apteczki. Wiemy o tym, prawda? Zostawiłem tam swoje lekarstwo na receptę. Lekarstwo, o które wciąż prosiłem, choć tak naprawdę powinienem przestać je brać, prawda?
– Ron, to nie…
– Nie co? Myślisz, że tego nie rozumiem?
– Czego nie rozumiesz? – zapytała. Jednak wiedziała. – Nie winię cię, przysięgam.
– Owszem, winisz.
Pokręciła głową. Jednak Ron tego nie widział. Już wstał i wyszedł.
Nash był gotowy do ataku.
Czekał na parkingu przed centrum handlowym Palisades Park. Centrum reprezentowało amerykańską manię wielkości w najczystszej formie. Owszem, Mall of America w Minneapolis było większe, ale to było nowsze, zapchane olbrzymimi megasklepami pod megaarkadami, a nie tymi ślicznymi butikami jak w latach osiemdziesiątych. Były tu sklepy z cenami hurtowymi dla posiadaczy kart klubowych, cała sieć księgarń, sala IMAX, multikino z piętnastoma ekranami, Best Buy, Staples, diabelski młyn pełnej wielkości. Szerokie korytarze. Wszystko wielkie.
Reba Cordova weszła do sklepu Target.
Zaparkowała swoją butelkowozieloną acurę mdx daleko od wejścia. To pomoże, ale i tak będzie ryzykowne. Ustawili furgonetkę obok, po stronie kierowcy. Nash obmyślił plan. Pietra była teraz w środku i śledziła Rebę Cordovę. Nash tylko na chwilę wszedł do Target, żeby zrobić zakupy.
Teraz czekał na SMS od Pietry.
Zastanawiał się nad wąsami, ale nie, tutaj nie pasowały. Powinien wyglądać zwyczajnie i budzić zaufanie. Wąsy tego nie zapewniały.
Wąsy, a szczególnie takie krzaczaste, jakimi posłużył się, porywając Marianne, stanowiły dominujący akcent twarzy. Pytani o rysopis sprawcy świadkowie rzadko pamiętają coś poza wąsami. Tak więc te często spełniają swoją funkcję.
Jednak nie tym razem.
Nash został w samochodzie i przygotował się. Uczesał się, przeglądając w lusterku, i ogolił maszynką elektryczną.
Cassandra lubiła, kiedy był gładko ogolony. Nash miał gęsty zarost i po południu jego broda drapała jej policzki.
– Proszę, ogól się dla mnie, przystojniaku – mówiła Cassandra, posyłając mu kosę spojrzenie, od którego przechodził go dreszcz. – A wtedy obsypię twoją twarz pocałunkami.
Myślał o tym teraz. Myślał o jej głosie. Te wspomnienia wciąż bolały. Już dawno pogodził się z tym, że zawsze będzie cierpiał. Uczysz się żyć z bólem. On nigdy nie odejdzie.
Usiadł za kierownicą i obserwował ludzi opuszczających parking i wracających. Oni wszyscy żyli i oddychali, podczas gdy jego Cassandra była martwa. Jej piękne ciało niewątpliwie już się rozłożyło. Trudno to sobie wyobrazić.
Читать дальше