– Dziękuję, więcej już nie dam rady. Starałem się, ale ciągle smakuje tam samo, kęs po kęsie.
– A płatki kukurydziane nie smakują tak samo kęs po kęsie?
– O, nie. Mleko po kolei zmiękcza małe płatki, więc każdy kęs jest niespodzianką.
– Jesteś wariatem – powiedziała, uśmiechając się. – Wyglądasz na całkiem normalnego faceta, który siedzi przy stole i je owsiankę na śniadanie, ale kiedy pomyślę, kim jesteś, czym się zajmujesz i co robiłeś prze cztery lata – Elitarna Jednostka Kryminalna, tak się to nazywa? Pokiwał głową.
– Jak tam było?
Odsunął talerz, starannie złożył serwetkę i wyjrzawszy przez wielkie kuchenne okno, zobaczył na podwórku śliczną białą altanę. Znowu spojrzał na Rachael.
– Tak naprawdę każdy dzień przynosił nowe tragedie, nie sposób było przed nimi uciec. Były z tobą wszędzie, nawet w snach cię prześladowały. Na szczęście teraz moje sny nie są już tak krwawe i obrazowe.
Jest tylu przerażających ludzi, Rachael, i wiesz co? Podanie ci środka odurzającego i przywiązanie betonowego bloku do twoich stóp, po to, żebyś po utonięciu nie wypłynęła na powierzchnię, to zasługuje na rozgłos. Nazywaliśmy ich potworami, złoczyńcami i psychopatami, po to, żeby ich odczłowieczyć. Ale ja ciągle wyobrażałem ich sobie, kiedy byli dziećmi – jak się śmiali, płakali, byli tacy niewinni, i codziennie zastanawiałem się, dlaczego? Co się stało, że niewinne dzieci wyrastają na zabójców, zadają niewyobrażalny ból i sieją grozę? Udało nam się złapać dużą część z nich, większość zabijając, po prostu nie mieliśmy wyjścia. Uratowaliśmy życie kilku osobom.
– Dlaczego stamtąd odszedłeś?
– Bo wiedziałem, że gdybym został, coś by we mnie umarło. Kiedy wstąpiłem do Elitarnej Jednostki Kryminalnej, powiedzieli mi, że człowiek wypala się tam po pięciu latach i dali mi listę objawów, na które należy uważać. Jednym z głównych symptomów było „poczucie śmierci w sobie” i wiedziałem, że osiągnąłem swoją granicę.
Potrzebowałem na to czterech lat. Savich zgarnął mnie, zanim zdążyłem odejść i wrócić do biura prokuratora.
– Cieszysz się, że zostałeś w FBI?
– Tak. Jednostka Savicha jest wyjątkowa, wszyscy agenci są bystrzy, mają bardzo duże doświadczenie, no i zależy im. To dobra jednostka – zgrana, każdy może na każdym polegać. To jasne, że jest jeszcze ta otępiająca biurokracja, idioci, agenci, którzy zachowują się, jakby świat kręcił się wokół nich, ale większość agentów, których znam, wykonuje kawał dobrej roboty. Są bardzo pomocni. Gadam, jakbym chciał cię zwerbować, wybacz.
– W porządku.
Jack wstał od stołu, odniósł swój talerz do zlewu i umył go, po czym ręcznikiem wytarł ręce.
– Teraz chciałbym, żebyśmy pojechali nad jezioro Black Rock. Chcę zobaczyć na własne oczy, gdzie się to wszystko stało. Chcę prześledzić, jak wróciłaś do domu.
Godzinę później stali razem na końcu drewnianego pomostu i patrzyli w dół na błękitną wodę pluskającą łagodnie o pale i mieniącą się słonecznym blaskiem. To był piękny widok i Rachael pomyślała, że mogła być tam na dole przywiązana do tego bloku, jej włosy falowałyby na wodzie, na zawsze martwa.
– Jak widzisz, nie jest tutaj zbyt głęboko – powiedziała. – Jakieś trzy, góra cztery metry. Patrzył w dół i czuł taki przypływ wściekłości, że niemal tracił oddech.
Chociaż widział i słyszał chyba o wszystkich rzeczach, które jeden człowiek może zrobić drugiemu, tym razem było inaczej. Tu chodziło o Rachael.
– Dwoje ludzi niosło cię po tym pomoście – rzekł głosem pozbawionym emocji. – Jeden trzymał cię za ręce, drugi za nogi. Mówiłaś, że nie potrafisz powiedzieć, jakiej byli płci. Zastanów się nad tym przez chwilę.
Rachael zamknęła oczy. Zapamiętała ruch, zapamiętała, jak walczyła, żeby wrócić, żeby jej mózg znów zaczął pracować, przypomniała sobie, jak mówili, ale co? Kto?
Potrząsnęła głową.
– Nie wiem.
– W porządku, chcę, żebyś pomyślała o rozmieszczeniu ciężaru. Możesz sobie wyobrazić, jak cię niosą? Czy jedno z nich trzymało więcej twojego ciężaru niż drugie?
Zastanowiła się nad tym.
– Może – odpowiedziała. – Może ta osoba, która trzymała mnie za ręce, była kobietą, pamiętam, że czułam jakiś zapach, blisko mnie, nie był słodki, ale niewystarczająco ostry jak dla mężczyzny. Ale głowy za to nie dam.
– W porządku. Przynajmniej byłaś wystarczająco świadoma, by udać, że wciąż jesteś nieprzytomna. Dzięki temu miałaś szansę. – Zamilkł, po czym lekko dotknął ręką jej przedramienia. – To, co zrobiłaś, Rachael, to było zdumiewające. Nie straciłaś głowy, opanowałaś przerażenie i użyłaś mózgu. Jestem z ciebie bardzo dumny.
– Nie myślałam, że dam radę. Ból w klatce piersiowej był niewyobrażalny. Tak bardzo chcesz otworzyć usta, ale wiesz, że kiedy to zrobisz, będzie po tobie. Gdy wystawiłam głowę na powierzchnię… – Zamilkła i przełknęła ślinę. – Wiedziałam, że wciąż tu byli, słyszałam, jak rozmawiali, stali na pomoście, zaledwie kilka metrów ode mnie. Kiedy złapałam dostatecznie dużo powierza, żeby przekonać samą siebie, że będę żyć, z powrotem zanurkowałam pod wodę, popłynęłam pod pomost i czekałam. Słyszałam, jak się oddalali, słyszałam silnik samochodu. Wynurzyłam się i zobaczyłam tylne światła samochodu.
– Nic sobie nie przypominasz? Wróć myślami do tej chwili – widziałaś sylwetki? Wyglądali na mężczyzn czy kobiety? Możesz opisać kształt samochodu?
– Nie, kiedy wychodziłam z wody, już odjechali.
– Dobrze. Wróćmy do tej restauracji.
Restauracja Mel's była urocza, wyglądała jak z lat pięćdziesiątych, z przodu była cała przeszklona, plastikowe stoliki przykryte były obrusami w biało – czerwoną kratę, na każdym leżało plastikowe menu. Pod oknami były boksy, obite ciemnobrązowym, popękanym winylem.
– To nie do wiary – powiedziała Rachael, kiedy weszli do środka. – W ubiegły piątek w nocy była tutaj ta sama kelnerka. Nie ma tu wielkiego ruchu, ludzie tylko przy kilku stolikach, tak jak w piątkową noc. Za ladą w kuchni pogwizduje kucharz.
– Dzień dobry – powiedziała kobieta, ponownie przyglądając się Rachael. – Pamiętam cię. Kiedy widziałam cię ostatnio, wyglądałaś jak zmokła kura. Teraz prezentujesz się znakomicie, jesteś sucha. Wszystko w porządku? To twój mąż?
– On jest moim ochroniarzem – powiedziała Rachael, odczytała jej imię na plakietce i dodała: – Millie. Millie zaczęła gwizdać.
– Znasz kung – fu, jujitsu albo inną zagraniczną sztukę walki?
– Znam wszystkie – pochwalił się Jack. – Masz do czynienia z zawodowcem.
– Tak sobie myślę, że chętnie wynajęłabym postawnego ochroniarza, jak ty, żeby trzymać tego szczura, mojego byłego męża, z dala ode mnie. Mógłbyś dać mu kopa w szyję ode mnie? Umiesz kopać tak wysoko?
– A może zamiast tego przywalić mu w nerę? – zaproponował Jack. – To bardziej w moim zakresie.
– Złociutki, możesz kopać, gdzie tylko chcesz.
Zamówili kawę i Rachael zagadnęła Millie o klientów, których miała w ostatni piątek w nocy, a których nie znała. Zatrzymało się tutaj kilkunastu turystów, którzy byli tu przejazdem, ale żaden z nich nie utkwił jej w pamięci jako dziwny lub okropny. Odeszła na chwilę, alby dolać kawy do filiżanki klientowi. Kiedy wróciła, miała zamyślony wyraz twarzy.
– Myślę, myślę. Ostatni piątek – powiedziała. – Hm… Podała Rachael śmietankę, o którą ta nie prosiła.
Читать дальше