– Co ty zamierzasz zrobić? Pierre?
– Przykro mi, Estelle, ale wiedziałem, że w końcu to się wyda. A teraz, jak widzisz, jestem już bardzo zmęczony. – Znowu podniósł rękę, kiedy jego żona chciała coś wtrącić, i powtórzył: – To już nie ma znaczenia, Estelle. Agencie Savich, Jean David nie zginął śmiercią tragiczną.
– Proszę opowiedzieć nam, co się stało – poprosił Savich, wyraźnie podekscytowany.
Pierre podniósł głowę, jego twarz była chorobliwie blada, ale głos zadziwiająco silny i opanowany.
– Mój syn przyszedł do mnie, powiedział, co zrobił, i poprosił o pomoc. Wiedział, że jego przełożeni prędzej czy później dowiedzą się, że on za to odpowiada. Nie mogłem w to uwierzyć. Opowiedział mi wszystko ze szczegółami, przekonał mnie. Powiedziałem mu, że muszę się nad tym zastanowić.
Dwa dni później powiedziałem mu, że rozmawiałem z Timothym i co on nam poradził, oraz powiedziałem Jeanowi Davidowi o jego groźbach. Mój syn patrzył na mnie bardzo długo, nic nie mówił, i to złamało mi serce. Powiedział mi, że też musi się nad tym zastanowić; I wyszedł. Bałem się, że będzie próbował uciec, ale tego nie zrobił. Naprawdę. Nie uciekł.
Dwa dni później, w piątek, zapytał, czy nie wybrałbym się z nim na ryby, pomimo pogarszającej się pogody. No więc łowiliśmy te ryby w Potomacu, coś, co robiliśmy wiele razy, to było jak rytuał, taki czas tylko dla nas, żeby pobyć razem. Ale tym razem było inaczej, przez większość czasu milczeliśmy, obaj przygnębieni. Bałem się, a ultimatum Timothy'ego ciągle chodziło mi po głowie. W końcu przerwałem to milczenie i oznajmiłem mu, że nie mam pojęcia, co zrobić. Kochałem go, ale to, co zrobił… musiałem powiedzieć mu, że nie mieści mi się w głowie, jak mógł do tego stopnia dać się omotać kobiecie. Znowu pokręciłem głową i powiedziałem mu, że nie wiem, co robić.
Jean David pochylił się i pocałował mnie. Potem usiadł z wędką w ręku i powiedział, że wszystko przemyślał i postanowił popełnić samobójstwo, bo to jedyne wyjście z tej sytuacji. I dlatego chciał wybrać się na ryby podczas burzy. Powiedział mi ze łzami w oczach, że nie mógłby żyć z tym, co zrobił. Przyznał mi rację, że ta kobieta go oszukała i to przez nią popełnił niewybaczalne przestępstwo, złamał święte prawo. Był zdrajcą, nie zrobił tego umyślnie, ale to jego wina, że był naiwny. I tylko on był za to odpowiedzialny.
W salonie zapadła martwa cisza, słychać było tylko ciężki oddech Pierre'a. Estelle nie mówiła nic, tylko spoglądała na męża, który bardzo cierpiał.
W jej oczach nie było współczucia, ale potępienie. Dlaczego? Bo powiedział im prawdę, ujawnił ich tajemnicę. Savich postanowił nie mącić tej ciężkiej atmosfery. Patrzył na drobinki kurzu, które unosiły się w powietrzu i błyszczały w promieniach słońca.
– Powiedziałem mojemu synowi, że tak go nie zostawię – podjął Pierre. – Że wynajmę najlepszych adwokatów, może nawet pomogę mu wyjechać z kraju, ale on tylko kręcił głową i smutno się uśmiechał.
Wiedział, że ta burza będzie koszmarna. Wiatr huczał, mgła zaczęła nas otaczać, a deszcz padał coraz mocniej i był coraz gęściejszy. Ale prawdę mówiąc, nawet tego nie zauważyłem. Fale rozbijały się o naszą łódź, ale to nie miało znaczenia. Jean David powiedział tylko: „Nie mogę, ojcze” i wiedziałem, że on już ode mnie odszedł. Wiatr wzmagał się. A naszą łodzią kołysało coraz silniej. Jean David wstał, a ja wiedziałem, co zamierzał zrobić. Wtedy uderzyła w nas ta motorówka, właśnie kiedy wyskoczył za burtę. Ja skoczyłem za nim. Ludzie, którzy byli w motorówce, próbowali nam pomóc, i uratowali mnie, ale nie Jeana Davida.
Ktoś mnie wyciągnął, a ja krzyczałem, że tam jest mój syn, potem przypłynęła Straż Przybrzeżna i szukali go przez wiele godzin.
Ale on już nie żył, popełnił samobójstwo, tak, jak zapowiedział. Tak naprawdę zdziwiłem się, kiedy uwierzyli w moją wersję wydarzeń, bo była zupełnie niewiarygodna, wręcz głupia, jednak w nią uwierzyli. – Westchnął. – Ale nie pan. Podejrzewam, że inni też ją kwestionują. Pewnie myślą, że zaaranżowaliśmy to tak, żeby Jean David mógł uciec. Ale tego nie zrobił. Zginął, tak jak chciał.
Ale to i tak nie ma znaczenia. Mój syn nie żyje. Zapłacił za swoje przestępstwo. Zapłacił za nie swoim życiem.
Spojrzał na zgniecioną puszkę coli w swoich dłoniach, po czym podniósł głowę.
– Nie znaleźli jego ciała. Chciałbym, żeby je znaleźli. – Łzy płynęły mu po policzkach. Siedział w bezruchu, patrzył gdzieś w przestrzeń. – To stało się tak szybko, tak bardzo szybko, jakby ktoś przyspieszył czas. Mój syn wskoczył do tej zimnej, wzburzonej wody. Nie pływał zbyt dobrze. Kiedy był dzieckiem, próbowałem go tego nauczyć, ale nigdy nie przekonał się do tego. Twierdził, że woda go przeraża, bo ciągle płynęła, była głęboka, bez dna. Zawsze w to wierzył. Mówił, że nie ma dna. Myślałem o tym wiele razy, i widziałem mojego syna, jak znika pod wodą, która wciąga go coraz głębiej i głębiej.
Tamtego dnia mój syn umarł. Sam odebrał sobie życie. Odszedł na zawsze.
Nie powiedziałem o tym policji. Nie mogłem. Burza, wiatr, motorówka we mgle, to wszystko było prawdziwe. To wszystko pomogło w wymyśleniu mojej historii. Wypadek. Ale powiedziałem wam prawdę i teraz powiem, dlaczego uważam, że mój syn popełnił samobójstwo. Zrobił to, żeby oszczędzić mnie, swoją matkę i resztę rodziny.
Nie chciał patrzeć, jak się wstydzimy, jak jesteśmy napiętnowani i upokarzani z powodu tego, co zrobił. Mój syn zabił się, żeby ratować mój honor.
Georgetown
Czwartek wieczór
Sherlock otworzyła drzwi wejściowe i wpuściła do domu Rachael i Jacka, za nią podskakiwał Astro, ocierając się głową i merdając ogonem, a za nim Sean. Jack ukląkł i wyciągnął rękę.
– Sean, wszędzie bym cię poznał. Jesteś bardzo podobny do taty. – Sean wyciągnął rączkę, a Jack potrząsnął nią. – Nazywam się Jack Crowne i pracuję w jednostce twojego taty. To jest Rachael Abbott. No, no, wygląda na to, że macie tu jakiegoś groźnego psa.
– To jest Astro – powiedział Sean, patrząc na Jacka oczami swojego ojca. Zwrócił się do Rachael. – Ja jestem Sean. Pani jest ładna. Podoba mi się pani warkocz. Jest pani prawie taka ładna, jak mama.
– Cóż za wspaniały komplement – roześmiała się Rachael. – Dziękuję, Sean. Jack podrapał Astro po głowie.
– Cześć, wielkie psisko, jak leci? Urosłeś?
– Wielkie psisko – powtórzył Sean. – Tato, nie myśleliśmy o takim imieniu. Wielkie psisko. – Zwrócił się do Jacka: – Mieliśmy na podwórku sztuczną trawę i dlatego on jest Astro.
– Może na drugie imię damy mu Wielkie Psisko? – zaproponował jego ojciec.
– Astro Wielkie Psisko Savich – powiedział Sean, złapał Astro w pół, pociągnął i przetoczył się po podłodze. Jack śmiał się i rozrabiał razem z nimi, do rozgardiaszu przyłączyła się Rachael. Po chwili okrzyki i szczekanie wypełniły dom.
Dobrze się bawili.
Kiedy wszyscy usiedli w salonie, Astro wdrapał się na kolana Rachael i lizał jej dłonie.
– Jack powiedział mi, że Sarah Elliot była twoją babcią, Dillon – powiedziała. – Ten obraz nad kominkiem jest wspaniały.
– Dziękuję. Też tak uważam – przyznał Savich. – Zatytułowała go Chromy mężczyzna na placu. Mam osiem jej obrazów wystawionych w galerii Corcoran. Zmieniam je jakieś trzy, cztery razy w roku.
Читать дальше