– Uważaj na słowa. To było ostatnie ostrzeżenie.
– Kto był czwartym członkiem waszej drużyny? – zapytała Sherlock.
– T – Rex, teraz pewnie jest na Florydzie i surfuje na Palm Beach.
– A jak naprawdę nazywa się ten T – Rex?
– Marion Croop *. Nic dziwnego, że woli swój pseudonim.
– Bardzo dobrze, Don. A prawdziwe nazwisko Perky?
– Wszyscy nazywają ją Perky **. To jedyne jej imię, jakie znam, słowo honoru. Zawsze uśmiecha się bardzo szeroko i nosi głębokie dekolty, że prawie widać jej cycki, mówi, że są w równie dobrej formie, jak dziesięć lat temu.
– Ile lat ma Perky? – zapytał Savich.
– Około czterdziestki. Jest prawdziwym zawodowcem, bardzo dobrze wie, co robi. Ma burzę długich blond włosów, związanych w kucyk. I zawsze nosi bardzo ciemne okulary przeciwsłoneczne. Nigdy nie widziałem jej oczu.
Ta robota od początku była schrzaniona. Perky psioczyła i klęła, na czym świat stoi, bo niczego nie byliśmy pewni, i bardzo mierziło ją, że jedziemy gdzieś na głęboką prowincję, bez żadnych wskazówek i konkretów, kto gdzie jest. Potem powiedziała, że przeliczyła pieniądze i to dało jej do myślenia. Powiedziała, że nas jest czworo, i jest szansa, że ta Rachael Janes będzie sama lub z jednym jeszcze członkiem rodziny, i o to chodziło. Pójdzie łatwo. Po prostu było nas za dużo. Nie byłoby problemu i mielibyśmy więcej pieniędzy. Perky była nieźle wkurwiona. Spojrzał na Sherlock, po czym z jego oczu popłynęły łzy.
– Wszystko poszło nie tak, jak powinno. Tam musiał być z tuzin ludzi i wszyscy umieli strzelać. Mieli więcej broni, niż my. Nie mieliśmy szans. Jak to się mogło stać? Strasznie mnie boli. Mogę dostać moją tabletkę?
– Dam ci nawet dwie tabletki, Don – powiedział Savich. – Jak powiesz mi, kto was wynajął i kazał zabić Rachael Janes.
– Cholera, wiedziałem, że o to zapytacie. Nie uwierzycie, ale to prawda: nie wiem. Nie mam pojęcia, kto wynajął Perky i kto jej zapłacił. Ona zawsze dowodzi akcjami, dostaje zlecenia, przekazuje nam instrukcje, nakreśla plany i przydziela zadania. Potem rozstajemy się do następnego razu. Clay nie należał do naszego zwykłego składu, ale Gary zachorował na grypę, więc można było liczyć tylko na naszą trójkę. Założę się, że w tym Slipper Hollow to byli jacyś żołnierze. I wszystko trafił szlag.
– Czy Perky mówiła ci coś o Rachael Janes?
– Tylko tyle, że nie powinna teraz chodzić po ziemi, tylko leżeć martwa na dnie jeziora Black Rock, bo te barbiturany były naprawdę silne. Śmiała się. – Everett wzruszył ramionami, potem jęknął. – Perky twierdziła, że Rachael Janes była jakąś niewydarzoną artystką, która ustawiała meble i malowała ściany, więc nie powinno być problemów z pozbyciem się jej. Ale popatrzcie, co się stało. Ta Rachael Janes musiała być Dawidem Copperfildem, skoro potrafiła się ot tak uwolnić. Perky znowu się wkurwiła.
– Mów dalej, Don, dobrze ci idzie – zachęcił Savich.
– Clay ciągle zadawał jej pytania, bo wcześniej z nią nie pracował. W końcu wygadała się, że Lloyd Roderick, ten marny gnojek z niezdrowym pociągiem do lolitek, dał się postrzelić, kiedy próbował załatwić Rachael Janes w Parlow. Czy ktoś słyszał o Parlow w Kentucky? Perky powiedziała, że jest w szpitalu, więc teraz nasza kolej. Ta dziewczyna, ukrywała się i myślała, że wielki, zły wilk jej nie dopadnie. Potem Perky warknęła.
Westchnął, podrapał się w policzek, na którym już zaschły łzy.
– Ta dziewczyna, niech ją szlag, nie była sama. Zaskoczyła nas strzałami. Mało brakowało. Zwiesił głowę i podrapał zranione ramię.
– Po prostu robi się, co jest do zrobienia.
– Co dokładnie się stało? – zapytał Savich.
– Kiedy już przez las dotarliśmy do tego Slipper Hollow, najpierw zobaczyliśmy dziewczynę, ale był z nią ten wielki facet. Perky powiedziała, że w porządku, faceta też załatwimy. Ale zanim podeszliśmy bliżej, z domu wybiegł inny facet i zaczął krzyczeć, żeby weszli do środka.
Oczywiście wiedział, że coś było na rzeczy – nie wiem, skąd to wiedział, ale tak było. Rachael Janes i ten duży facet schowali się do domu, kiedy zaczęliśmy strzelać. Perky kazała nam się rozdzielić. Clay i ja przez las zakradliśmy się na tyły domu, żeby wejść tylnym wejściem i otoczyć ich. Uznałem, że najlepiej będzie, jeżeli Clay zostanie z tyłu, bo jest nowy w drużynie, i będzie mnie ubezpieczał oraz strzelał, jeżeli ktoś będzie próbował wydostać się tylnym wyjściem.
Wszedłem do kuchni w tej samej chwili, co ten duży facet. Myślałem, że go trafiłem, bo upadł, ale tylko udawał, sukinsyn. Potem trafił mnie w ramię. Uziemił mnie, potem wyszedł na zewnątrz i już wiedziałem, że Clay nie ma szans. I miałem rację.
Nie wyobrażacie sobie, jak bardzo bolało mnie ramię, kiedy ciągnąłem Claya z powrotem przez las do naszego samochodu, ale wiedziałem, że nie mogę go tam zostawić. Zakopałem go na polu tytoniowym jakieś dwadzieścia kilometrów dalej. Nie jestem pewien, czy będę w stanie go znaleźć, naprawdę.
Everett zaczął płakać. Szlochał. Podniósł wzrok i spojrzał na Savicha.
– Obiecaliście mi tabletki, jeżeli powiem wam wszystko. Powiedziałem. Moje tabletki są w apteczce.
– Dane, przynieś z łazienki pana Everetta tę fiolkę z tabletkami przeciwbólowymi – zawołał Savich.
Szlochał dotąd, aż Dane wcisnął mu w dłoń fiolkę z tabletkami i postawił na podłokietniku fotela szklankę z wodą. Everett połknął dwie tabletki, wypił całą szklankę wody, część rozlewając na brodę.
Wyglądał nieźle. Sherlock pomyślała obiektywnie, spoglądając na niego z góry, że pewnie był przed czterdziestką, miał gęste jasne włosy, był ładnie zbudowany, ale był nieogolony i bynajmniej nie pachniał, jakby się ostatnio kąpał, co było zrozumiałe, biorąc po uwagę jego ramię. Miał na sobie brudny szary dres, ciemnozielone skarpety z dziurą na dużym palcu. Pomyślała, że wyglądał jak człowiek, który wiele w życiu przeszedł i za młodu siedział w więzieniu.
– A teraz, Don – powiedział Savich – powiedz nam, gdzie szukać Perky.
Everett przygryzł dolną wargę. Był twardy, Savich to wiedział, w końcu chodziło o zdradę najwyższej wagi.
– Pomyśl o swojej przyszłości – ostrzegł Savich głosem łagodnym, spokojnym i przerażającym.
– Mieszka w Georgetown, w stanie Wisconsin, przy M Street, następny blok za sklepem Barnes & Noble. Chyba w małym mieszkaniu nad butikiem. Nie znam nazwy tego butiku.
– A adres?
– Koleś, nie wiem. Nie…
– No dobra, wierzę ci. Zaprowadzisz nas tam. – To mówiąc, Savich wyciągnął go z fotela i nie zwracając uwagi na jego jęki przekazał go Dane'owi i Olliemu. – Nasz mądrala zaprowadzi was do mieszkania Perky w Wisconsin. Razem z dwoma innymi agentami będziemy jechać za wami i osłaniać was.
Dziesięć minut później Donley Everett wskazał okno na pierwszym piętrze nad K – Martique, sklepem z ubraniami i akcesoriami w stylu gotyckim. Twierdził, że tam właśnie mieszkała Perky. Dane dał mu kolejną tabletkę, aby utrzymać go w błogim stanie zamroczenia lekami. Gdyby nie czarne koronkowe zasłony i czarne drzwi, z zewnątrz wyglądałby jak zwyczajny sklep. Wszedłszy przez czarne drzwi do K – Martique, Sherlock uśmiechnęła się, skinęła głową do kilku klientów znajdujących się w sklepie i pomiędzy półkami pełnymi czarnej odzieży i bielizny podążyła w stronę lady znajdującej się w odległym kącie sklepu. Lada ustawiona była naprzeciw wielkiego lustra, które bez wątpienia pozwalało ekspedientce na obserwowanie całego sklepu.
Читать дальше