– Najwyraźniej muszę być bardziej przekonujący – powiedział Jack do Savicha.
– A tak przy okazji, próbki krwi dwóch snajperów ze Slipper Hollow są w laboratorium. Wkrótce dowiemy się, czy figurują w bazie. Nadal nie mamy informacji od żadnych służb medycznych o mężczyźnie, którego postrzeliłeś w kuchni Gillette, Jack – powiedziała Sherlock.
– Może obaj nie żyją – stwierdziła Rachael, odgarniając włosy za uszy. – Czy nie byłoby miło? Savich spojrzał na zegarek.
– Jest pierwsza. Umieram z głodu. Porozmawiajmy o tym przy mojej kanapce z bakłażanem. – Zerknął na Rachael. – I twoim pieczonym kurczaku.
– Wiadomo coś o tym facecie, który strzelał do Rachael w warsztacie Roya Boba? O Rodericku Lloydzie? – zapytał Jack.
– Wynajął prawnika i wciąż nie chce powiedzieć nawet słowa – odparła Sherlock. – Nasi agenci przeszukali jego mieszkanie, znaleźli kwity potwierdzające operacje na kartach kredytowych, które mogą być dla nas cenne. W ciągu ostatnich dwóch tygodni Lloyd cztery lub pięć razy był w restauracji Blue Fox przy Maynard.
– Ostatnie trzy razy Lloyd przychodził z lolitką. Nasz agent dowiedział się tego od jednego z kelnerów, któremu podobno dała numer swojej komórki. Powinniśmy już wiedzieć, kim ona jest. Co do Lloyda, przynajmniej już nikomu nie zagraża.
Kiedy szli na szpitalny parking, Rachael zwróciła się do Sherlock.
– Potrzebuję broni. Możesz mi pożyczyć?
– Posłuchaj, Rachael, wiem, że doskonale strzelasz, że twoje życie jest zagrożone, ale jeśli dam ci broń, złamię prawo.
To nie była dobra wiadomość.
– Dobrze, rozumiem. Założę się, że Jimmy trzymał jakąś w domu.
Savich i Jack już otworzyli usta, żeby coś powiedzieć, ale Sherlock podniosła rękę.
– Nie, panowie, jeśli w domu jest broń, można jej użyć w obronie własnej. Przecież nie jest amatorką i nie postrzeli kogoś, kto na to nie zasługuje.
– Dziękuję, Sherlock.
– Nie podoba mi się to – powiedział Jack. – Naprawdę mi się nie podoba.
– Daj spokój – zganiła go Sherlock i spojrzała na męża. – Ty też bądź cicho.
Zatrzymali się przed Jednostką Dochodzeniowo – Śledczą na czwartym piętrze. Przedstawili Rachael wszystkim obecnym agentom. Ollie pokazał jej zdjęcie swojej żony i małego syna. W stołówce, kiedy Savich jadł swoją kanapkę z bakłażanem, a Rachael żuła udo pieczonego kurczaka, zadzwonił telefon Sherlock. Przełknąwszy, odebrała.
Minutę później odłożyła słuchawkę.
– Znamy nazwisko młodej dziewczyny, która była z Lloydem. Numer telefonu komórkowego, który dała kelnerowi, należy do żonatego studenta – doktoranta, który zgodził się oddać telefon prostytutce w zamian za jej usługi. Podał nam jej nazwisko.
Sherlock uśmiechnęła się promiennie.
– Angel Snodgrass jest w poprawczaku w Fairfax. Dwadzieścia minut później, ona i Savich siedzieli w jego nowym porsche, z piskiem opon wyjeżdżając z garażu budynku Hoovera.
Angel Snodgrass była szesnastolatką o długich, gęstych naturalnych blond włosach, i niebieskich oczach. Na jej twarzy nie było śladu makijażu.
Rzeczywiście wyglądała jak anioł. Tajny funkcjonariusz obyczajówki przyłapał ją na nagabywaniu mężczyzn w okolicach pubu Grove Creek w centrum handlowym Hammerson w Fairfax.
– Angel? Jestem agent specjalny Savich, a to jest agentka Sherlock z FBI. Chcielibyśmy z tobą porozmawiać. Położyła swoje niezwykle blade ręce na stole i wpatrywała się w nie.
– Dlaczego jesteście specjalni? Savich uśmiechnął się.
– Z tego, co wiem, zanim Hoover *przejął władzę w FBI, panował tam wielki chaos – żadnego badania pochodzenia, zero szkoleń, dziedziniec dla przestępców. Hoover to wszystko zmienił, ogłosił, że jego agenci odtąd będą agentami specjalnymi, i od tamtej pory nosimy takie właśnie tytuły. Obecnie jest wielu specjalnych agentów, ale my byliśmy pierwszymi.
Savich nie był pewny, czy to była do końca prawda, ale brzmiało to dość wiarygodnie. Angel zastanowiła się nad tym przez chwilę, wpatrując się w jego twarz.
– A kto to jest Hoover? – zapytała.
– Ach, to było tak dawno temu. Gdzie jest twój dom, Angel? zapytał ją.
– Jakie to ma znaczenie, skoro tam nie wracam?
– Po co były te sztuczki? – zapytała Sherlock. Angel wzruszyła ramionami.
– Miałam ochotę na hamburgera. Do pubu Grove Creek przychodzi wielu biznesmenów, a w centrum handlowym kręci się mnóstwo facetów. Jestem młoda i ładna, więc zwykle dostawałam też duże napiwki. Gdyby ten gliniarz mnie nie przyłapał, mogłabym sobie kupić kilkanaście hamburgerów. A teraz muszę jeść gówniane żarcie w tej dziurze. Czego właściwie chcecie, specjalni ludzie? Czy ktoś się nad nią znęcał, zanim uciekła z domu? Savich wiedział, że z tą dziewczyną nie będzie łatwo, że sprowadzenie jej na dobrą drogę będzie wyzwaniem. Sherlock wyprostowała się na krześle.
– Potrzebujemy twojej pomocy, Angel. Kelner, któremu dałaś numer swojej komórki w restauracji Blue Fox, powiedział nam, że byłaś tam z Roderickiem Lloydem. Proszę, opowiedz nam o nim.
– Dlaczego? Co zrobił Roddy? Savich przyglądał się jej uważnie.
– Cóż, Angel, Roddy to bardzo zły człowiek. W tej chwili jest w szpitalu w zachodniej Wirginii, bo próbował zamordować kobietę. Na szczęście dla siebie, była sprytniejsza i szybsza od niego, bo złapała strzelbę i postrzeliła go. Angel odrzuciła do tyłu głowę, a piękne blond włosy spłynęły na plecy.
– Cóż, przyznam, że nie jestem tym zaskoczona. Rody zawsze się chełpił, jaki to on jest ważny, że kiedy ktoś ma problem, on może go rozwiązać. Był taki nadęty, kiedy powiedział mi, że musi na kilka dni wyjechać z miasta i opanować sytuację zleconą przez bardzo kogoś bardzo ważnego. Nie zdradził mi jego nazwiska, jeżeli to chcecie wiedzieć.
Zastanawiałam się, dlaczego Roddy do mnie nie zadzwonił, potem zorientowałam się, że moja komórka padła i nie mogę jej naładować, bo mieszkanie Roddy'ego jest zamknięte, a ja nie mam kluczy. Czy on umrze?
– Nie – odparła Sherlock. – Ale nie jest w najlepszym stanie. Na razie ma niesprawne obie ręce.
– Podejrzewałam, że jest płatnym mordercą czy kimś tym stylu – powiedziała Angel, spoglądając przez prawe ramię Savicha i zniżając głos. – Mogę sobie wyobrazić, że zawalił sprawę. Jak się nad tym dobrze zastanowić, to nawet w łóżku zawsze kończył zbyt szybko. Nic dziwnego, że to też schrzanił.
– Opowiedział ci o tej sytuacji, którą musiał rozwiązać? zapytał Savich.
Wyjął z kieszeni paczkę gumy do żucia i poczęstował ją. Wzięła listek gumy, długimi bladymi palcami rozwinęła go z papierka i włożyła sobie do ust.
– To nie jest wprawdzie Big Mac, ale też nieźle. Dziękuję, agencie specjalny.
– Proszę bardzo.
Przez chwilę w miłej atmosferze milczenia żuli sobie gumę, po czym Savich odezwał się:
– Jeżeli chodzi o sytuację, z którą musiał poradzić sobie Roddy, na pewno docenimy, jeżeli powiesz nam dokładnie, co o tym wiesz.
Błysk niepokoju na ułamek sekundy pojawił się w jej oczach.
– Kobiecie, którą próbował zabić – powiedział spokojnie Savich. – A zamiast tego ona postrzeliła jego. Dalej grozi jej niebezpieczeństwo ze strony osób lub osoby, która wynajęła Roddy'ego. Czy mówił ci coś na ten temat?
Angel zaczęła stukać palcami o zniszczony blat. Savich nie był ślepy i zauważył blask w jej niewinnych niebieskich oczach. Ach, więc mieli do czynienia z dobrze zapowiadającym się negocjatorem.
Читать дальше