– Tylko pomyśl, Rachael, to wcale nie byłoby trudne.
– Gillette ma rację – przyznał Jack. – To bajecznie proste. Zebrali informacje na twój temat, Rachael i dowiedzieli się o Gillette. Po porażce w Parlow musieli poszukać innego miejsca i znaleźli je.
– Chciałbym, żeby tego miejsca nie było na mapie – powiedział Gillette. – A w dzisiejszych czasach nie ma na to szans. Byłem głupi. – Pokręcił głową. – Przecież są rejestry firm kurierskich, zapisy własności nieruchomości, mogli zapytać w miejscowym urzędzie pocztowym, gdzie mieszkam, jest mnóstwo sposobów, żeby mnie wytropić.
– Powinienem był zawlec twój tyłek na pustynię w Arizonie – powiedział Jack do Rachael.
Gillette spojrzał na swoje podziurawione kulami drzwi wejściowe, na wszystkie piękne okna, teraz rozbite w drobny mak, na dziury w ścianach i stłuczone lustro w korytarzu.
– Zanim przyjedzie szeryf Hollyfield, zajmijmy się naprawą drzwi i zabijmy okna deskami. Zamówisz dostawę nowych okien przez firmę kurierską? – zapytał Jack.
– Tak, ale tym razem poproszę, żeby usunęli moje dane ze swojej bazy – odparł Gillette.
– Tak mi przykro, wujku Gillette – powiedziała Rachael. To wszystko moja wina.
– Nie wkurzaj mnie, Rachael – obruszył się Gillette i pociągnął ją za warkocz.
Tego samego wieczoru, kiedy było już ciemno, Jack odkrył, że uzbrojeni bandyci znaleźli i zniszczyli samochód Rachael.
Szpital im. George'a Waszyngtona
Waszyngton
Środa rano
Kiedy Sherlock i Savich weszli do szpitalnej sali, Mac Lean był świadomy i żartował z pielęgniarką. Spojrzał na nich i uśmiechnął się.
– Pamiętam was, byliście tutaj wczoraj. Jesteście agentami FBI, pracujecie z Jacksonem. – Wzruszył ramionami. – Jackson powiedział mi, że ta młoda dama, która jest z nim – chyba ma na imię Rachael – uratowała nas, kiedy rozbił się nasz samolot. Wyszli stąd jakieś dziesięć minut temu, powiedzieli, że już tutaj jedziecie.
Pielęgniarka uśmiechnęła się do doktora MacLeana i wyszła.
– Tak – odezwał się Savich. – Spotkaliśmy ich przy wejściu. Powiedzieli, że czuje się pan dziś znacznie lepiej. Neurolog powiedział im, że ta choroba jest nieprzewidywalna i każdy przypadek jest inny. Savich modlił się, żeby doktor MacLean pamiętał ich wczorajszą rozmowę i żeby nie musieli zaczynać wszystkiego od początku.
– Zawsze powtarzałem jego ojcu, że nigdy nie lubiłem zdrobnienia jego imienia, więc dla mnie zawsze będzie Jacksonem. Grałem z nim w futbol, uczyłem go podkręcać piłki i dawałem mu wskazówki, jak poddawać psychoanalizie klientów, którzy kupowali lemoniadę od jego siostry. Ustawił się obok jej stoiska. Liczył sobie tylko dziesięć centów za trzyminutowe czytanie i poradę. Miał wtedy chyba dziesięć lat.
– Jak radził sobie z klientami? – zapytała Sherlock.
– Pewnie mężczyznom patrzył na dłonie, a u kobiet bełtał pozostałości lemoniady na dnie papierowych kubków i analizował ułożenie miąższu.
Wtedy po raz pierwszy zrozumiałem, jaką ma intuicję. Jego matka zakazała mu tej działalności, kiedy poradził sąsiadowi, żeby przestał sypiać z panią Hinkley, która mieszkała dwa piętra wyżej. Tego lata on i jego siostra Jennifer zarobili kupę kasy.
Moim zdaniem coś złego przytrafiło się jemu i tej młodej damie, Rachael, ale oni twierdzili, że wszystko jest w porządku, a wszystkie te bandaże to jeszcze po katastrofie naszego samolotu. Powiedziałem mu, że nie odniosłem aż tak poważnych obrażeń, żebym zgłupiał, ale on widocznie tak. Rachael roześmiała się. Jackson powiedział, że ona jest projektantką lub dekoratorką wnętrz. Stwierdziła, że skoro nie zostaję w tej sali na dłużej, nie będzie zmieniała jego kolorystyki. Udało jej się mnie zagadać, a potem sobie poszli, więc pytam was: co się dzieje z Jacksonem? I nie próbujcie mi wmawiać, że chodzi tylko o mnie i moje problemy. Savich pokiwał głową.
– Ma pan rację, on jest zaangażowany w mocno podejrzane sprawy. Ale pan wie, że jest dobry. Nic mu nie będzie. Proszę się nie martwić. Od pielęgniarki wiemy, że wczoraj wieczorem była u pana żona. Musiał być pan bardzo zadowolony, że przyjechała tutaj aż z Lexington. Czy dziś też do pana przyjdzie?
Patrząc na twarz doktora MacLeana, Sherlock doszła do wniosku, że żona raczej zakłócała jego spokój.
– Powiedziałem Molly, żeby dziś nie przychodziła – odparł rozdrażniony. – Że nigdzie się nie wybieram i że nie ma się czym martwić. Tylko denerwowałaby mnie swoim zrzędzeniem, niekończącym się suszeniem mi głowy o znalezienie dla nas domu przy plaży na Bermudach. Na szczęście reszta rodziny została w Lexington. Ta gromada rozniosłaby szpital. Zabroniłem im pod karą śmierci w męczarniach przyjeżdżać tutaj i doprowadzać mnie do szaleństwa. – Uśmiechnął się szeroko. – Chociaż ja już chyba jestem wariatem.
– Doktorze MacLean, pamięta pan, o czym rozmawialiśmy wczoraj? – zapytała po chwili Sherlock.
– Być może mój mózg nie funkcjonuje całkiem normalnie, ale pamiętam naszą wczorajszą rozmowę. Opowiedziałem wam o dwójce moich pacjentów, a tego nie powinienem był robić. Ale jesteście z FBI, więc pewnie nie miałem wyboru, skoro jakiś wariat próbuje mnie zabić. Gdybym musiał, odśpiewałbym to nawet.
Właściwie, opowiadanie wam o tych ludziach było zabawne. Możecie mówić mi Timothy. – Skinęli głowami, a on mówił dalej. – A przy okazji, Tomlin, ten agent, który pilnuje moich drzwi wszedł tutaj, parę razy i powiedział, że mam się nie martwić, bo jemu nigdy nie zdarza się drzemać w pracy i jest byłym kapitanem policji, który swoim skromnym zdaniem rozbił gang w Detroit. – Uśmiechnął się, patrząc na przemian na Savicha i Sherlock. – Powiedział mi też, że parę tygodni temu byliście w San Francisco u jasnowidza. Skoro mowa o dziwnych ludziach.
– Agent Tomlin jest pierwszorzędny – powiedziała Sherlock. Timothy roześmiał się.
– Następnym razem zaproszę go na dłuższą pogawędkę.
– Jak się pan dziś czuje? – zapytała Sherlock.
– Nadal jestem całkowicie rozbity, ale jakieś pięć minut temu wziąłem dawkę środków przeciwbólowych, więc za chwilę powinienem poczuć znaczną ulgę, dziękuję. – Zmarszczył brwi, po czym z niewinnością dziecka dodał: – Pamiętam to bardzo dokładnie. Opowiadałem wam o kongresmence Dolores McManus.
– Tak – przyznał Savich. – I o tym, jak zamordowała swojego pierwszego męża. Timothy westchnął, po czym uśmiechnął się błogo.
– Wyznała to, będąc pod wpływem hipnozy – nie spodziewałem się tego. Nie mogłem i nie chciałem w to uwierzyć. Na początku myślałem, że mnie nabiera, ale to było niemożliwe, bo była pod wpływem hipnozy.
Żałuję tylko, że zanim ją wybudziłem, nie kazałem zapomnieć o wszystkim, co mi powiedziała, ale tak mnie wytrąciła z równowagi, że zapomniałem.
– Może opowie nam pan dokładnie, co wyznała, żebyśmy mogli to wykorzystać.
Przez chwilę MacLean się wahał. Potem choroba musiała osłabić jego wątpliwości, albo dał o sobie znać jego instynkt samozachowawczy, bo głosem spokojnym, jakby prowadził rozmowę towarzyską, powiedział:
– Jak już mówiłem, Dolores młodo wyszła za mąż za kierowcę ciężarówki, urodziła troje dzieci i zanim skończyła dwadzieścia pięć lat, ukończyła studia. Życie toczyło się swoim torem, ale w jej przypadku sprawy przybrały interesujący obrót. Miała niewyparzony język i niczego się nie bała. Zyskała pozycję, która pozwalała jej mierzyć się z grubymi rybami i często nawet ich pogrążać. To sprawiło, że zweryfikowała swoje poglądy na to, co i w jaki sposób chce osiągnąć.
Читать дальше