– Ach, Dillon – Sherlock uśmiechnęła się szeroko znad filiżanki herbaty – muszę ci coś wyznać. Zabrałeś nie te tabletki, o które ci chodziło. Wiesz, ja już wcześniej je ukradłam i wsypałam tam sudafed, który znalazłam w apteczce.
Ona czasem po prostu zwalała go z nóg. Wzniósł toast filiżanką herbaty.
– Około piątej rano, kiedy wszyscy jeszcze spali. Zaraz przyjdzie gosposia, pani Scrugginsggins. Zobaczymy, co o tym wszystkim powie.
Odpowiedzią pani Scrugginsggins na pytania Sherlock były głębokie westchnienia. Gosposia była prawie wzrostu Savicha, silna i muskularna, a na każdym palcu nosiła pierścionek. Musiała mieć przynajmniej sześćdziesiąt lat, na parapecie kuchennym stały zdjęcia jej wnuków. Była zadziwiającą osobą. Sherlock wolałaby z nią nie zadzierać.
Savich odchylił się w krześle i obserwował zabiegi Sherlock.
– To okropne – mówiła, potrząsając głową. – Nie potrafimy tego zrozumieć. Pani na pewno coś o tym może powiedzieć, pani Scruggins, stale będąc z naszą biedną Lily. Jestem pewna, że pani trafnie ocenia tę sytuację.
Pani Scruggins zacisnęła swoje upierścienione palce na filiżance kawy.
– Myślę, że jej stan się poprawiał. Sherlock i Savich skinęli głowami.
– Potem znów coś się z nią działo i przez dwa dni leżała skulona w łóżku. Nic nie jadła, tylko tak leżała. Myślała pewnie wtedy o małej Beth.
– Tak, wiemy o tym. – Sherlock, przesunęła się na brzeg krzesła, gotowa do wysłuchiwania dalszych zwierzeń.
– Czasami była w dobrej formie, ale to nigdy nie trwało długo. W zeszłym tygodniu bardzo dobrze się czuła. Słyszałam, jak się śmiała w swojej pracowni. Rysowała ten swój komiks i co chwila wybuchała śmiechem.
– A później co się stało?
– Trudno mi powiedzieć, pani Savich. Doktor Frasier wrócił wcześniej do domu i słyszałam, jak rozmawiali. Kiedy przyszłam następnego dnia, ona już była w okropnym stanie. To poszło bardzo szybko. Wesoła i roześmiana, a po niecałych dziesięciu godzinach już była w depresji. Chodziła po domu, jakby niczego nie widziała. Potem poszła do swojego pokoju i słyszałam, że płacze. Myślałam, że serce mi pęknie.
– A te tabletki, pani Scruggins, elavil, czy to pani pobiera je na receptę?
– Zwykle ja. Czasem doktor Frasier je przynosi. One wcale jej nie pomagają, prawda?
– Nie – potwierdził Savich. – Może byłoby lepiej tymczasem je odstawić.
– Święte słowa. Biedactwo, takie nieszczęście ją spotkało. – Pani Scruggins westchnęła ponownie, aż zatrzeszczały guziki bluzki na jej obfitym biuście. – Mnie samej tak bardzo brakowało małej Beth, że miałam czasem ochotę położyć się i płakać bez końca. A nie byłam jej mamą jak pani Frasier.
– A doktor Frasier? – spytał Savich.
– Co pan ma na myśli?
– Czy też był zrozpaczony po śmierci Beth?
– Ach, on jest mężczyzną, panie Savich. Może przez tydzień miał ponury wyraz twarzy. Ale przecież pan wie, że mężczyźni nie biorą sobie takich rzeczy za bardzo do serca. Mój ojciec był taki sam, kiedy moja mała siostrzyczka umarła. Może doktor Frasier wszystko to tłumi w sobie, ale nie wydaje mi się, żeby tak było. Niech pan nie zapomina, że on nie był ojcem Beth. Znał małą tylko przez jakieś pół roku.
– Ale bardzo się martwił o Lily, prawda? – spytała Sherlock. Pani Scruggins skinęła głową, a małe brylanciki w jej kolczykach zamigotały w porannym słońcu. Brylanty, mięśnie i pierścionki, pomyślała Sherlock.
– Biedny człowiek – ciągnęła pani Scruggins. – Zawsze się o nią boi, przynosi jej kwiaty i prezenty, ale to nic nie pomaga, przynajmniej nie na długo. A teraz to.
Pani Scruggins pokręciła głową. Jej bujne, siwe włosy upięte były w kok z tyłu głowy, przytrzymywany przez niesłychaną liczbę szpilek… Sherlock zastanawiała się, czy pani Scruggins naprawdę rzeczywiście była towarzyszką Lily, a może nawet kimś w rodzaju ochrony?
Skąd taka myśl przyszła jej do głowy? No tak, to pani Scruggins uratowała życie Lily, kiedy ta zjadła całą butelkę proszków nasennych, zaraz po pogrzebie Beth.
– Mam małego chłopca, pani Scruggins – powiedział Savich. – Mam go dopiero od siedmiu miesięcy i może mi pani wierzyć, że byłbym zdruzgotany, gdyby mu się coś stało.
– To dobrze. Nie wszyscy mężczyźni są jednakowi, prawda?
Z mojego taty był niezły kawał drania. Nawet nie zapłakał, kiedy moją małą siostrzyczkę przejechał traktor. No tak, muszę się teraz zabrać do roboty. Kiedy pani Frasier wraca do domu?
– Może nawet jutro – odparła Sherlock. – Miała poważną operację i przez kilka dni będzie się niezbyt dobrze czuła.
– Zajmą się nią – stwierdziła stanowczo pani Scruggins. Sherlock podziękowała jej za pomoc, uścisnęła jej dłoń, czując, jak te wszystkie pierścionki wrzynają się jej w palce. Zanim wyszli z kuchni, usłyszeli jeszcze głos pani Scruggins.
– Jestem bardzo zadowolona, żeście się tu zatrzymali. Nie jest dobrze, kiedy pani Frasier jest sama.
Savicha ogarnęło głębokie poczucie winy. Nie protestował, kiedy Lily po pobycie u matki postanowiła wrócić do męża. Wydawało mu się wtedy, że ona już się dobrze czuje, że Tennyson Frasier ubóstwia żonę i że Lily podziela jego uczucie.
Podczas tych kilku miesięcy, które spędziła w domu, nigdy nie zadzwoniła, żeby prosić o pomoc. Jej e – maile były pogodne, a kiedy oni do niej telefonowali, Lily zawsze miała dobry humor.
A teraz to się wydarzyło. Przecież powinien był wtedy coś zrobić, zamiast odprowadzić ją na lotnisko i pozwolić, żeby odleciała i oddaliła się o prawie pięć tysięcy kilometrów od swojej rodziny i powróciła do tego miejsca, gdzie zginęła Bern.
Poczuł, że Sherlock ściska go za rękę.
– Zajmiemy się tym, Dillon – powiedziała tylko. – Tym razem wszystkim się zajmiemy.
– Chciałbym spotkać się z teściami Lily. Wydaje mi się, Sherlock, że my ich nie znamy.
– Dobrze. Zajmiemy się nimi po wizycie u Lily.
W Szpitalu Hrabstwa Hemlock panowała cisza. Dopiero kiedy doszli do pokoju Lily, usłyszeli głosy i zatrzymali się w drzwiach. Był tam Tennyson. I jego ojciec, Elcott Frasier.
– Lily, odczuliśmy ogromną ulgę, że przeżyłaś ten wypadek – mówił Elcott Frasier grobowym głosem. – Nie masz pojęcia, jak bardzo przejęła się tym Charlotte. Stale płakała, załamywała ręce i mówiła, że jej mała Lily umiera i jakie to okropne w tak krótkim czasie po śmierci Beth. W każdym razie explorer nadaje się tylko na złom.
To najdziwniejszy wyraz troski, jaki kiedykolwiek usłyszałem, pomyślał Savich.
– To bardzo miło z waszej strony – powiedziała Lily: Savich usłyszał w jej głosie ból i coś jeszcze. Co to było? Strach? Niechęć? Nie wiedział. – Bardzo mi przykro, że rozbiłam explorera.
– Nie martw się tym, Lily – odezwał się Tennyson i wziął ją za rękę. Nie odwzajemniła uścisku.
– Kupię ci nowy samochód. To będzie prezent dla mojej ślicznej synowej – stwierdził Elcott.
– Nie chcę drugiego explorera – zaprotestowała.
– Oczywiście, że nie – ciągnął Elcott. – Drugi explorer przypominałby ci wypadek, prawda? A my chcemy, żebyś wyzdrowiała. Zrobimy wszystko, żebyś wyzdrowiała, Lily. Dziś rano Charlotte mówiła mi, że wszyscy w Hemlock Bay tylko o tym mówią, dzwonią do niej i składają wyrazy współczucia. To działa na nią przygnębiająco.
Savich miał ochotę wyrzucić Elcotta Frasiera przez okno. Wiedział, że jest on twardym, bezkompromisowym facetem. Mimo to był zdziwiony, że nie stać go na odrobinę delikatności. Czemu miało służyć zawarte w jego słowach okrucieństwo?
Читать дальше