Zacierał swoje pulchne dłonie. Widziała, że jest zły.
Zdawała sobie sprawę, że była dla niego niegrzeczna, ale nic jej to nie obchodziło. Była potwornie zmęczona, pragnęła zamknąć oczy i korzystać z dobroczynnego działania morfiny.
– Niech pan wyjdzie, doktorze Rossetti.
Lily odwróciła głowę i zapadła w sen. Dopiero po pewnym czasie usłyszała stuk zamykanych drzwi.
Potem pojawił się doktor Larch. Z trudem otworzyła oczy.
– Doktor Rossetti jest protekcjonalnym debilem i ma tłuste dłonie. Nie chcę go więcej widzieć.
– On uważa, że nie jest pani w dobrej formie.
– Wręcz przeciwnie. Jestem w świetnej formie, czego nie da się powiedzieć o nim. Powinien chodzić na siłownię.
Doktor Larch nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
– Mówił również, że pani postawa obronna i niegrzeczne zachowanie są oznaką wyczerpania nerwowego i że bezwarunkowo potrzebuje pani pomocy.
– Jestem tak wyczerpana, że mam ochotę się przespać.
– Jest tu pani mąż. Chce się z panią widzieć.
Nie miała ochoty go oglądać. Jego donośny, pewny siebie głos przypominał jej głos doktora Rossettiego, jakby ukończyli te same kursy wysławiania się w szkole dla psycholi. Byłaby szczęśliwa, gdyby już ich obu nie musiała nigdy więcej widzieć.
Za plecami doktora Larcha zobaczyła mężczyznę, który od jedenastu miesięcy był jej mężem. Stał w drzwiach ze ściągniętymi brwiami i rękami skrzyżowanymi na piersi. Był przystojny i budził zaufanie. Miał jasne, falujące włosy, nie łysiał jak doktor Larch. Nosił szpanerskie lotnicze okulary, które co chwila poprawiał na nosie. To było urocze – przynajmniej tak się jej wydawało, kiedy go poznała.
– Lily?
– Tak? – Marzyła o tym, żeby się do niej nie zbliżał.
– Doktorze Frasier – powiedział doktor Larch – jak już panu mówiłem, żona musi teraz dojść do siebie po operacji i dużo odpoczywać. Proponuję, żeby pana wizyta nie trwała dłużej niż kilka minut.
– Teraz jestem bardzo zmęczona. – Głos jej lekko drżał. – Możemy porozmawiać później?
– Ależ nie – zaprotestował.
Zaczekał, aż doktor Larch wyjdzie z pokoju. Lily zastanawiała się, dlaczego chirurg wydał jej się zdenerwowany. Tennyson zamknął drzwi, podszedł do łóżka i wziął ją za rękę.
– Dlaczego to zrobiłaś, Lily? Dlaczego? – spytał cichym, smutnym głosem.
Zabrzmiało to tak, jakby dla niej już wszystko było skończone.
– Nie wiem, co zrobiłam, Tennyson – powiedziała. – Nie pamiętam tego wypadku.
– Wiem. Może to rzeczywiście był wypadek, może straciłaś panowanie nad samochodem i skierowałaś go na sekwoję. Powiedziała mi pielęgniarka, że leśnicy sprawdzają teraz, czy drzewo zostało bardzo uszkodzone.
– Doktor Rossetti już mi to mówił. Biedne drzewo.
– Nie ma w tym nic śmiesznego, Lily. Zostaniesz szpitalu jeszcze przynajmniej przez trzy dni. Chciałbym, żebyś porozmawiała z doktorem Rossettim. On ma doskonałą opinię.
– Już się z nim widziałam i nie chcę go więcej widzieć. Jego glos miał teraz łagodne, kojące brzmienie, ale tym razem nie zbierało się jej na płacz i nie oczekiwała od niego pociechy i zapewnienia, że on odpędzi od niej wszystkie strachy. Czuła się wystarczająco silna, żeby mu się przeciwstawić.
– Lily, ponieważ niczego nie pamiętasz, to dobrze by było zgłębić ten problem. Koniecznie musisz się z nim zobaczyć.
– Nie lubię go, Tennyson. Jak mam rozmawiać z kimś, kogo nie lubię?
– Spotkasz się z nim, Lily, a jeśli nie, to obawiam się, że będziemy musieli pomyśleć o hospitalizacji.
– Och? Będziemy musieli pomyśleć o hospitalizacji? Jakiego rodzaju?
Dlaczego nie bała się teraz tego okropnego słowa i patrzyła mu śmiało w oczy? To na pewno był skutek działania morfiny.
– Jestem lekarzem, Lily, psychiatrą jak doktor Rossetti. Wiesz, że to byłoby niezgodne z etyką, gdybym sam cię leczył.
– Przecież przepisałeś mi e – mail.
– To zupełnie coś innego. To pospolity lek w leczeniu stanów depresyjnych. Nie mógłbym jednak z tobą rozmawiać tak, jak może to zrobić doktor Rossetti. Pamiętaj, że pragnę tylko twojego dobra. Kocham cię i stale się modliłem, żebyś jak najszybciej wyzdrowiała. Wydawało mi się, że jesteś na dobrej drodze, myliłem się jednak. Porozmawiaj z doktorem Rossettim albo będę musiał skierować cię na hospitalizację.
– Wybacz, Tennyson, ale nie wydaje mi się, żebyś mógł to zrobić. Jestem przytomna, widzę, słyszę i potrafię myśleć, i mam coś do powiedzenia na temat własnego losu.
– To się okaże. Lily, porozmawiaj z doktorem Rossettim. Opowiedz mu o swoim bólu, poczuciu zagubienia, poczuciu winy. Powiedz mu, że już zaczynasz godzić się z tym, do czego doprowadziła twoja wygórowana ambicja.
Wygórowana ambicja? A więc była tak ambitna, że przez to zginęła jej córka?
Chciała postawić sprawę jasno.
– Co przez to rozumiesz, Tennyson?
– Mówię o śmierci Beth.
To był cios w samo serce. Zalało ją nagłe poczucie winy, ale postanowiła się temu przeciwstawić. Chciała być sobą, chciała nadal rysować swój komiks Nieustraszony Remus, chciała… Czy to była ta wygórowana ambicja, która zabiła jej córkę?
– Nie mogę teraz o tym mówić, Tennyson. Proszę cię, idź już. Rano będę się czuła lepiej.
Nieprawda. Jeśli zmniejszą mi dawkę morfiny, będę się czuła potwornie, pomyślała, ale teraz jej to nie obchodziło. Odwróciła od niego głowę i zaczęła zapadać w spokojny, pozbawiony koszmarów sen. Zbawienne działanie morfiny.
– Przyjdę wieczorem, Lily – usłyszała jego głos. – Teraz wypoczywaj.
Nachylił się i pocałował ją w policzek. Niegdyś uwielbiała jego pocałunki i dotyk rąk, teraz jednak ta pieszczota była jej całkowicie obojętna.
Co mam teraz zrobić, pomyślała, kiedy wyszedł z pokoju. Wiedziała, co ma robić. Otrząsnęła się ze snu, wzięła do ręki' słuchawkę i wystukała numer brata w Waszyngtonie. Usłyszała kilka trzasków, potem czyjś oddech i nic więcej. Spróbowała ponownie, ale znowu nie uzyskała połączenia. Wreszcie na całej linii zapanowała martwa cisza.
Zapadała już w sen, czując jednocześnie, że paraliżuje ją strach, którego przyczyny nie potrafiła zrozumieć – wiedziała tylko, że nie był to strach przed tym, że chcą ją hospitalizować wbrew jej woli.
Lily obudziła się, czując, że ktoś leciutko wodzi palcem po jej brwiach. Dźwięk głębokiego męskiego głosu, który był jej zawsze tak drogi, skłonił ją do otwarcia oczu.
– Lily, otwórz oczy, spójrz na ranie i uśmiechnij się. Zrób to, kochanie. Otwórz oczy.
Szybko otworzyła oczy i z uśmiechem spojrzała na brata.
– Mój wielki, uwielbiany Federalny Brat. Uwielbiam cię od czasu, kiedy pokazałeś mi, jak kopnąć Billy'ego Ciappera w krocze, żeby przestał mnie obmacywać. Pamiętasz to?
– Tak, pamiętam. Miałaś dwanaście lat, a ten mały drań, który miał już czternaście, wkładał ci łapę pod sukienkę.
– Nieźle mu się wtedy ode mnie dostało, Dillon. Już nigdy się do mnie nie zbliżał.
Uśmiechnął się szeroko, pokazując piękne, białe zęby.
– Pamiętam.
– Powinnam była kopać w krocze wszystkich facetów. Wtedy nic złego by ranie nie spotkało. Tak się cieszę, że tu jesteś.
Читать дальше