Lily potrząsnęła głową. Nagłe uczucie ulgi spowodowało, że ugięły się pod nią kolana. Była przygotowana na to, że kula przeszyje jej serce i wszystko się skończy. Jednak wciąż żyła, była w stodole z Tammy, która nadal trzymała w ręku broń.
Ten krąg… wydaje się, że Tammy chce, żeby ona znalazła się w kręgu, żywa i cala.
– Gdzie jest Marilyn? To twoja kuzynka, prawda?
– Chcesz porozmawiać o mojej słodkiej kuzyneczce? Nie jestem z niej zadowolona. Opowiedziała o mnie twojemu bratu. A on użył jej jako przynęty. Był bezwzględny i bezlitosny. Lubię te cechy u faceta. Czekała na mnie w hali lotniska razem z tą głupią agentką, która miała ją ochraniać. Bronić przede mną! To było zabawne. Poderżnęłam agentce gardło, a wszyscy widzieli, że zrobił to jakiś szalony chłopak, chociaż to byłam ja.
Milczała przez chwilę.
– Chcesz wiedzieć, dlaczego nienawidzę twojego brata? To oczywiste. On zabił mojego brata, postrzelił mnie w rękę, która zwisała mi z ramienia na kilku ścięgnach, myślałam, że zaraz umrę. Potem odcięli mi rękę w szpitalu i trzymali mnie pod strażą, bo twój brat powiedział, że jestem niebezpieczna. Omal tam nie umarłam, a wszystko przez twojego przeklętego brata.
Tammy zaczęła nagłe głośno krzyczeć:
– Cholerna ręka! Popatrz na mnie! Ten pieprzony rękaw jest pusty! Omal nie umarłam na zakażenie, niech go piekło pochłonie! Odstrzelił mi rękę! Kiedy poszczuję na ciebie ghule, kiedy już rozerwą cię na strzępy, wtedy go dopadnę. Dopadnę go!
Lily nie odzywała się. Skupić się na tym, żeby uwolnić ręce. Bała się podnieść je do ust i przegryźć taśmę, bo Tammy mogła to zauważyć. Dobrze, że miała je teraz związane z przodu, bo to dawało większe możliwości.
Tammy odetchnęła głęboko i z wolna opuściła pistolet.
– Jesteś do niego podobna, tak samo uparta.
– Jak przedarłaś się przez agentów, którzy pilnowali domu?
– To banda głupców. Wszystko było bardzo proste. Nie pozwoliłam, żeby mnie zobaczyli.
Lily nie mogła uwierzyć w coś tak nieprawdopodobnego.
– Mnie też nie widzieli? – spytała.
– Nie. Wyciągnęłam cię w tej nocnej koszuli. Mogłam wziąć ci płaszcz, ale pomyślałam, że kiedy się dowiesz, co cię czeka, to będziesz wolała odczuwać chłód. To lepiej, niż być martwą i już niczego nie czuć. A teraz, siostrzyczko, wchodź do kręgu.
– Nie!
Tammy podniosła pistolet i wystrzeliła. Lily rzuciła się w prawo, za belę siana. Choć kula przeleciała jej koło głowy, Lily przesunęła się dalej, cały czas usiłując uwolnić nadgarstki. Druga kula trafiła w belę siana.
Tammy podeszła do Lily i wycelowała w jej pierś. Lily ani drgnęła, bała się nawet oddychać.
– Masz problem, Tammy – odezwała się wreszcie. – Ghule nie przyjdą, jeśli nie będę siedziała w kręgu, prawda? Musisz to zaakceptować: nie pójdę tam.
Tammy nie odezwała się. Obróciła się na pięcie i odeszła. Jej kroki odbijały się głośnym echem. Weszła do składziku i nie zamknęła za sobą drzwi.
Zapanowała cisza, tylko deski starej stodoły skrzypiały pod naporem wiatru. Po chwili Lily usłyszała krzyk Tammy i dwa głośne strzały.
Ze składziku wybiegł Dillon z SIG Sauerem w wyciągniętej ręce.
– Lily! Och mój Boże, nic ci nie jest, kochanie? Już wszystko w porządku. Byłem w składziku i zastrzeliłem ją. Nie jesteś ranna?
Lily odczuła tak ogromną ulgę, że nie była w stanie wymówić ani słowa.
– Dillon! – zawołała po chwili. – Wiedziałam, że przyjdziesz. Zagadywałam ją, żeby zyskać na czasie. Och Boże, ona jest przerażająca. Potem zaczęła do mnie strzelać i myślałam, że to już koniec…
Nagle zmartwiała. Już nie widziała brata. Zobaczyła Tammy, która nie trzymała SIG Sauera Dillona, tylko swój pistolet.
– Dobrze się czujesz, koteńku?
To już nie był głos Dillona. To był głos Tammy.
Lily uświadomiła sobie, że widziała Dillona tylko dlatego, że tak bardzo tego pragnęła. Tammy również chciała, by Lily zobaczyła brata.
Och Boże, Boże…
– Nic mi nie jest. Tak się cieszę, że tu jesteś, Dillon – powiedziała Lily.
Tammy uklękła przy niej i przewróciła ją na bok.
– Zaraz uwolnię cię od tej taśmy, kochanie. Przetnę ją nożem. W porządku. Już sama ją poluzowałaś.
Tammy Tuttle przyciągnęła Lily do siebie, przytuliła ją. Całowała jej włosy i gładziła swoją jedyną ręką po plecach.
Pistolet leżał teraz na klepisku. Wystarczyło, żeby Lily wyciągnęła po niego rękę.
– Trzymaj mnie w ramionach, Dillon. Byłam potwornie przerażona. Jak to dobrze, że już jesteś.
Lily zaszlochała, a Tammy przytuliła ją jeszcze mocniej i znowu pocałowała we włosy. Lily wolno przesuwała rękę w kierunku pistoletu – wreszcie dotknęła palcami kolby.
Tammy złapała pistolet i włożyła go za pasek spodni.
– Pomogę ci się podnieść, koteńku – powiedziała. – Sherlock i inni agenci są na dworze. Chodźmy tam.
Trzymając Lily blisko siebie, Tammy skierowała się do wrót stodoły. No, nie całkiem do wrót – wyraźnie skręcała w lewo, w kierunku czarnego kręgu.
W momencie kiedy Tammy pchnęła ją gwałtownym ruchem do kręgu, Lily wyrwała jej pistolet zza paska.
Tammy zachowała się tak, jakby nie zauważyła wycelowanej w siebie broni. Odwróciła się do wrót stodoły i podniosła głowę do góry.
– Ghule! – krzyknęła. – Tym razem nie mam dla was małolatów, tylko miękkie kobiece ciało. Weźcie swoje noże i siekiery i porąbcie ją na sztuki! Ghule, przybywajcie!
Wrota stodoły otworzyły się. Lily zobaczyła wirujące płatki śniegu i jeszcze coś. To były słupy powietrza. Takie same, jakie widział Dillon.
Wydawało się jej, że ze śniegu formują się dwa wyraźne stożki, które zbliżają się do niej wirowym ruchem. Zamarła. Patrzyła na białe stożki, które były już bardzo blisko czarnego kręgu. Musi się ocknąć z przerażenia. Musi coś zrobić.
Wreszcie Tammy zorientowała się, że coś jest nie w porządku. Wyciągnęła z cholewy buta nóż i podbiegła do Lily.
Lily podniosła pistolet.
– To już koniec, Tammy! – krzyknęła. – Widzę cię. Kiedy się zbliżyłaś, zobaczyłam ciebie, a nie mojego brata. Ghule już ci nie pomogą.
Tammy, z nożem w wyciągniętej ręce, skoczyła do niej. Lily nacisnęła spust.
Tammy nie zatrzymała się, a Lily raz po raz naciskała spust, dopóki Tammy nie upadła na ziemię… Leżała na plecach; jej klatka piersiowa była podziurawiona kulami.
Ale Lily wciąż jej nie dowierzała. Podbiegła do niej i wystrzeliła ostatni nabój z magazynka. Ciało Tammy zadygotało od uderzenia kuli. Lily znowu nacisnęła spust, lecz rozległ się tylko suchy trzask. Magazynek był pusty. Tammy wciąż żyła i jej oczy wpatrywały się w Lily, która nie mogła przestać.
Naciskała spust jak automat, suche trzaski rozlegały się w cichej teraz stodole.
Tammy leżała na plecach, skąpana we krwi. Lily sześć razy w nią trafiła. Teraz uklękła i dotknęła palcami jej szyi. Nie wyczuła pulsu.
Jednak oczy Tammy nadal utkwione były w Lily. Poruszyła wargami, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Z wolna jej oczy straciły swój dziki, szalony wyraz. Już nie żyła.
Było bardzo cicho.
Lily uniosła głowę. W stodole nie było już ghuli. Odeszły razem z Tammy.
Waszyngton
Technicy z FBI sprawdzili każdy centymetr stodoły przy Plum River w Maryland.
Znaleźli papierki od batoników – prawie czterdzieści sztuk, ale żadnych ubrań czy pościeli, co wskazywałoby na dłuższy pobyt Tammy Tuttle. Nie było tez siadu po Marilyn Warluski.
Читать дальше