Kanał był szeroki, a po obu jego stronach domy Goteborga rzucały upiorne cienie. Słychać było tylko cichy plusk wody, poruszanej wiosłami.
Kanał skręcał w prawo, gdzie było mniej budynków. Nie widziało się też przechodniów.
Udało mu się rozluźnić węzeł na przegubach. Niedługo uwolni się całkowicie i będzie musiał tylko zaczekać chwilę, żeby odzyskać czucie w dłoniach.
Gdyby miał trochę więcej czasu, istniałaby szansa ocalenia. Niestety budynki zaczęły się przerzedzać i spokojnie mogli go już zabić.
Simon czuł, jak krew z poranionych nadgarstków spływa mu po dłoniach, których jeszcze nie zdołał wyswobodzić.
– Stop!
Łódka lana Jorgensona przybliżyła się do nich.
– Tutaj. Daj mi broń, Nikki. Sam wpakuję kulkę temu łajdakowi. Potem możesz włożyć go do worka i rzucić na dno.
Simon poczuł, że Nikki przechyla się, żeby podać łanowi pistolet. Teraz albo nigdy. Poderwał się, pchnął Alpa i rzucił się w kierunku wioślarza w drugiej łódce. Obie łodzie zachybotały się gwałtownie, słychać było krzyki i przekleństwa. Kiedy Simon był już w wodzie, usłyszał głośny plusk, a po chwili następny.
Och Boże, ta woda była przeraźliwie zimna. Ale czego się spodziewał? Był przecież w Szwecji, a do tego w listopadzie. Jak szybko można umrzeć z wychłodzenia? – przemknęło mu przez głowę. Zanurzał się coraz głębiej, starając się nie myśleć o zimnie i zdrętwiałych nogach. Miał tylko dwa wyjścia – uciec albo umrzeć od lodowatej wody czy kuli. Kiedy znalazł się na dnie kanału, odbił się i popłynął w przeciwnym kierunku od miejsca, gdzie, jak mu się wydawało, znajdowali się prześladowcy. Posługiwał się tylko nogami, kierując się w stronę brzegu kanału, aby móc wyjść z wody.
Zaczynało mu brakować tchu i paraliżowało go zimno.
Nie zostało mu już wiele czasu. Kiedy jego głowa znalazła się nad powierzchnią, zobaczył, że Nikki i Ian też są w wodzie i uważnie nadsłuchują. Niech to szlag, jeszcze nie zdołał oswobodzić rąk.
Ktoś krzyknął. Zauważyli go. Alpo szybko skierował łódkę w jego stronę, nie zatrzymując się nawet, żeby zabrać lana i Nikkiego.
Wreszcie Simon zdołał się oswobodzić. Miał zakrwawione nadgarstki, które powinny go piec przy zetknięciu z wodą, ale niczego nie czuł. Ręce miał całkowicie zdrętwiałe.
Gdy zobaczył, że Alpo do niego celuje, zanurkował i popłynął do brzegu.
Kiedy się wynurzył, mając wrażenie, że pękają mu płuca, obie łódki były już przy nim, a mężczyźni wypatrywali go na wodzie.
– Tam jest! – krzyknął Ian. – Strzelaj! Kule rozpryskiwały wodę tuż obok niego. Nagle usłyszał wycie syren.
Znowu zanurkował, tym razem schodząc jeszcze głębiej, i zaczął płynąć w kierunku, z którego dochodziło wycie syren. Woda była tak lodowata, aż rozbolały go zęby.
Kiedy już całkowicie zabrakło mu tchu i nie mógł znieść tego potwornego zimna, wynurzył się powoli i uniósł głowę nad powierzchnią wody.
Nie wierzył własnym oczom. Sześć policyjnych samochodów zatrzymało się nagle nad brzegiem kanału w odległości niecałych trzech metrów od niego. Policjanci, z bronią w pogotowiu, oświetlali latarkami lana i jego ludzi.
Jeden z policjantów podał Simonowi rękę i wyciągnął go z kanału.
– Pan Russo, prawda?
– Lily, idąc obok inwalidzkiego wózka Olafa, dotarła do holu wyłożonego marmurowymi płytami w kształcie biało – czarnej szachownicy. Prawie metrowej wysokości figury stały po obu stronach szachownicy, gotowe do gry.
Gestem nakazał służącemu, żeby postawił wózek na środku holu. Popatrzył na stojącą przy białym królu Lily, a później zerknął na zegarek.
– Lily, podczas kolacji prawie nic nie jadłaś.
– Nie.
– On już nie żyje. Musisz się z tym pogodzić.
Lily zerknęła na białą królową. Ciekawa była, ile ona może ważyć. Czy mogłaby rzucić nią w tego złego starca? Popatrzyła na milczącego sługę, który w swoim białym stroju wyglądał jak szpitalny pielęgniarz.
– Dlaczego nie ma pan elektrycznego wózka? – spytała. – To śmieszne, że muszą pana wszędzie wozić.
– On już nie żyje, Lily – powtórzył Olaf ostrzejszym tonem.
– Nie wierzę w to. To pan będzie wkrótce martwy.
– Kiedy tak się odzywasz, zupełnie nie przypominasz mi swojej babki, chociaż bardzo jesteś do niej podobna. Źle się zachowujesz, Lily. Chętnie podam ci głowy Frasierów na tacy. Co jeszcze mógłbym ci zaoferować?
– Może pan pozwolić odjechać mnie i Simonowi, razem z obrazami mojej babci.
– Nie bądź dziecinna. Posłuchaj, powiem ci coś ważnego. Od żony wymagam posłuszeństwa. Jestem pewny, że Ian pomoże mi nauczyć cię dobrych manier i poskromi twój język.
– Już jest nowe millennium, Olafie, a ty jesteś bardzo starym człowiekiem. Nie zgodziłabym się tu zostać, nawet gdybyś miał umrzeć za tydzień.
Uderzył pięścią w poręcz, tak silnie, że wózek się zachwiał.
– Do diabła, zrobisz to, co ci każę. Czy musisz zobaczyć ciało swojego kochanka, żeby o nim zapomnieć? Kiedy przyjmiesz do wiadomości, że on nie żyje?
– On nie jest moim kochankiem. On tylko chce być moim konsultantem.
– Nie jest twoim kochankiem? Nie wierzę ci. Mówiłaś o nim jak o bohaterze, który pokona wszystkie przeszkody. Ale to nonsens.
– To nie jest nonsens, kiedy chodzi o Simona. Kurczowo czepiała się myśli, że Simon żyje. Obiecał jej to, a on nie złamałby danego słowa. Kiedy go zabierali przed dwiema godzinami, ujął jej twarz w dłonie i wyszeptał kilka słów.
– Lily, nic mi się nie stanie. Możesz na to liczyć. Oblizała suche wargi i chociaż z obawy o niego serce podchodziło jej do gardła, zdołała odpowiedzieć:
– Myślałam o tych nowych kryteriach, Simonie. Przyznaję, że rzeczywiście potrzebuję pomocy, kiedy w grę wchodzą mężczyźni.
Załatwione. – Simon poklepał ją po policzku. Patrzyła, jak trzej mężczyźni wyprowadzają go z tego pięknego, ogromnego domu, jak zamykają się za nimi drzwi.
– Zapomnisz o nim. – Olaf Jorgenson wyrwał ją z zamyślenia. – Ja się tym zajmę.
Rzuciła okiem na dwóch ochroniarzy, którzy przyszli za nimi z jadalni i stali w milczeniu.
– Czy pan wie, że mam wspaniałego brata? Nazywa się Dillon Savich. Nie maluje, jak nasza babcia, tylko pięknie rzeźbi w drewnie.
– To niewiele warte chłopięce hobby. A ty rysujesz komiksy. Jak się ten komiks nazywa? Remus?
– Tak, rysuję polityczne komiksy. Mój bohater, Nieustraszony Remus, jest podobnie jak pan całkowicie pozbawiony moralności, ale do tej pory jeszcze nikogo nie chciał zamordować. – Lily uśmiechnęła się do służącego, który stał nieruchomo przy wózku. – Moje komiksy są naprawdę dobre. To ciekawe, że talent babci ujawnił się, chociaż w innej dziedzinie, u jej wnuków.
– Sarah Elliott była niepowtarzalna. Nikt nie będzie taki jak ona.
– Zgadzam się z tym. Ja też jestem niepowtarzalna. Nie będzie drugiej takiej rysowniczki komiksów jak ja. A kim ty jesteś, Olafie? Czy jesteś tylko obsesyjnym starcem, który od zbyt dawna ma za wiele pieniędzy i za wiele władzy? Powiedz, czy w swoim bezużytecznym życiu choć raz zrobiłeś coś godnego uwagi?
Oczy nabiegły mu krwią; oddychał chrapliwie. Na twarzy służącego malowało się przerażenie. Ochroniarze zesztywnieli, przenosząc wzrok z Lily na swojego szefa.
Lily nie mogła się już powstrzymać. Dławił ją bezsilny gniew, nienawidziła tego potwora. Niech mu pęknie jakaś żyłka, niech dostanie wylewu. To będzie zapłata za to, co zrobił jej i Simonowi.
Читать дальше