Głos się jej załamał. Imię córki obudziło wszystkie potworne wspomnienia. Musi zerwać z przeszłością, pamiętając tylko swoją śliczną Beth. Tyle się wydarzyło, a teraz biedny Simon był w to wszystko wplątany. I ta rozmowa… Czyżby się w niej nagle zakochał?
– Simon, nie chcesz mi chyba udzielać teraz porad matrymonialnych? Grozi nam śmierć, nawet nie próbuj temu zaprzeczać. Sam o tym wiesz. Chciałeś odwrócić moją uwagę od zagrożenia, ale rozmowa o Jacku i Tennysonie niezbyt mi pomogła.
– Rozumiem.
– Nie mów do mnie tym uspokajającym tonem, kiedy sam jeszcze nie doszedłeś do siebie. Zapomnij o doradztwie matrymonialnym. To nie dla mnie. I zejdź ze mnie, bo już jest mi ciepło.
Simon zsunął się z niej, chociaż zrobił to niezbyt chętnie, i podparł głowę na łokciu.
– Ten goły materac wygląda jak nowy. Jesteśmy w ładnym pokoju, Lily, naprawdę ładnym.
– To dom Olafa, gdzieś w Szwecji.
– Pewnie tak.
– Dlaczego…
Słowa zamarły jej na wargach.
W otwartych drzwiach ukazał się Alpo, za nim stał Nikki.
– Obudziliście się już?
– Tak. – Simon usiadł na skraju łóżka. – Nie lubicie ogrzewania? Olaf zaczął oszczędzać?
– Zamknij się, mięczaku.
– Nie mamy takich warstw tłuszczu jak wy – wtrąciła Lily. – Może na tym polega cała różnica.
Nikki odepchnął Alpa na bok i podszedł do Simona.
– Wstawaj – powiedział i zwrócił się do Lily: – Ty też. Kobieta nie ma prawa tak się odzywać. Nie jestem tłusty, tylko dobrze zbudowany. Pan Jorgenson na was czeka.
– Aha, spotkamy teraz Wielkiego Mikado – mruknęła Lily. Wprost z operetki Sullivana, dodała w duchu.
– Co to znaczy? – spytał Nikki. Odsunął się od łóżka, żeby mogli wstać.
– To facet, który wszystkim rządzi – wytłumaczył mu Simon.
– Tak – stwierdził Nikki po chwili namysłu. – Idziemy teraz do Wielkiego Mikado. Spodobasz mu się – dodał, patrząc na Lily. – Może nawet zechce cię namalować, zanim cię zabije.
Zabrzmiało to niezbyt pocieszająco.
Bar Harbor, Maine
Zbliżał się koniec dnia i nadal nie było śladu po Tammy Tuttle i Marilyn Warluski. Było tylko mnóstwo telefonów na temat miejsca ich pobytu. Każda wiadomość musiała być sprawdzona, ale to niczego nie dało. Była to największa obława w historii stanu Maine, w którą zaangażowano dwustu ludzi. Savich przez cały czas myślał o Lily – gdzie jest i czy żyje. Najgorsze, że nic nie mógł w tej sprawie zrobić.
Był już u krańca wytrzymałości nerwowej, kiedy zadzwonił Jimmy Maitland.
– Wracaj do domu, Savich – powiedział. – Jesteś potrzebny w Waszyngtonie. Prędzej czy później będziemy mieli jakąś wiadomość o Tammy. Tam już nie masz nic do roboty.
– Zdaje pan sobie sprawę, sir, że ona znowu popełni morderstwo i dopiero wtedy dostaniemy tę wiadomość? Prawdopodobnie zabiła już Marilyn.
– Masz rację – przyznał Jimmy Maitland po chwili milczenia. – Wiem jednak, że teraz nic nie możemy zrobić. Wracaj do domu, Savich.
– Czy to rozkaz, sir?
– Tak.
Nie powiedział, że dzwoni z domu Savicha, siedząc w jego ulubionym fotelu z Seanem na kolanach, że stoi przy nim Sherlock, trzymając w jednej ręce szklaneczkę whisky, a w drugiej krakersa. Jimmy miał nadzieję, że krakers nie jest przeznaczony dla niego. Potrzebował whisky.
– Dobrze. Wrócę za kilka godzin – obiecał Savich. Gdyby Sean zaczął gaworzyć, kiedy jego ojciec był przy telefonie, Jimmy musiałby przyznać, skąd dzwoni, ale chłopiec siedział spokojnie, gryząc paluszki i uśmiechając się do niego. Jimmy odłożył telefon, podał Seana Sherlock i wziął od niej szklaneczkę.
– Zrobił się straszliwy zamęt, ale przynajmniej Savich będzie dziś wieczorem w domu. On jest bardzo przygnębiony.
– Wiem, wiem. Wymyślimy coś. – Sherlock dała krakersa Seanowi.
– Savich czuje się – powiedział Jimmy – jakby to on zawiódł i śmierć tych wszystkich ludzi, łącznie z Virginią Cosgrove, była jego winą.
– Nic się na to nie poradzi. On już taki jest. Jimmy patrzył, jak Sean zajada krakersa.
– On mi przypomina mojego Landry'ego – powiedział. – Był strasznym rozrabiaką, nieźle przez niego osiwiałem. Jeśli Sean ci zanadto dokuczy, zadzwoń do mnie.
Jednym haustem wypił whisky i zatrzymał wzrok na wiszącym nad kominkiem obrazie Sarah Elliott.
– Zawsze fascynował mnie żołnierz na tym obrazie. Zastanawiałem się, czy ktoś by po nim rozpaczał, gdyby zginął.
– Tak, to wspaniały obraz. Czy Dillon powiedział panu, co się dzieje w sprawie Lily i Simona?
– Mówił mi, że agent Hoyt znalazł rozkład lotów prywatnego odrzutowca, który należy do Waldemarsudde Corporation. Ten learjet wystartował z lotniska Arcata do Goteborga. Na czele tej korporacji stoi Ian Jorgenson, syn Olafa Jorgensona, kolekcjonera, który zapewne jest z tą sprawą związany.
– Mówił panu, że jego syn też jest kolekcjonerem?
– Tak – odparł Jimmy. – Ciekawe, że Elcott i Charlotte Frasierowie zostali również porwani. Może zresztą polecieli dobrowolnie, wiedząc, że tutaj pętla się już zacieśnia. Tennyson jest nadal w Hemlock Bay. Nie ma jeszcze żadnych dowodów, które by pozwoliły włączyć go do sprawy zamachu na życie Lily czy zabójstwa pana Mońka. Wydaje mi się, że mąż Lily jest niewinną ofiarą swoich rodziców.
– To możliwe – odrzekła Sherlock. – Ale teraz nie ma to już wielkiego znaczenia. Lily się z nim rozwodzi. Aha, jeszcze coś. Dillon telefonował już do swoich przyjaciół z policji w Sztokholmie i w Uppsali. Wiemy, że Jorgensonowie mają olbrzymią posiadłość w Goteborgu. Nazywa się Slottsskogen, Leśny Zamek. Dillon mówił, że jeden z jego przyjaciół, Petter Tuomo, ma dwóch braci w policji w Goteborgu. Zajęli się sprawą, ale jeszcze nie mamy żadnych wiadomości.
– To dobrze, że rozpoczęto akcję – powiedział Jimmy. – Czy Savich ma przyjaciół na całym świecie?
– Prawie i chwała Bogu za to. – Sherlock westchnęła, pocałowała Seana i potrząsnęła głową. – Gdziekolwiek spojrzeć, wszędzie czyhają na nas jakieś okropieństwa. Strasznie się boimy o Lily i Simona. Możemy się tylko modlić, żeby Olaf Jorgenson ich nie zamordował.
– Po co by miał ich porywać, gdyby chciał zabić? To nie miałoby sensu. To wszystko musi być bardziej skomplikowane, niż nam się wydaje.
Goteborg, Szwecja
Godzinę później Lily i Simon, po ciepłej kąpieli, przebrani w nowe ubrania, schodzili szerokimi, dębowymi schodami do holu. Alpo i Nikki szli za nimi. Przeszli przez hol, którego podłoga z białych i czarnych kwadratów marmuru tworzyła kolosalną szachownicę. Wzdłuż ścian stały wyrzeźbione z marmuru białe i czarne figury szachowe. Każda figura miała około dziewięćdziesięciu centymetrów wysokości.
Potem szli szerokim korytarzem i weszli do ogromnego, bardzo wysokiego pokoju. Na wszystkich ścianach były półki pełne książek i stało tam kilka wysokich bibliotecznych drabinek. W marmurowym kominku płonął ogień, a w rogu pokoju stało duże biurko. Siedział za nim około pięćdziesięcioletni mężczyzna. Był wysokim, szczupłym blondynem z niebieskimi oczami, bardzo opalonym. Kiedy wprowadzono Simona i Lily, wstał zza biurka i popatrzył na nich z wyrazem uprzejmego zainteresowania. Alpo i Nikki zostali przy drzwiach.
– Witam pana w Slottsskogen, panie Russo, i panią, pani Frasier. To nasz Leśny Zamek. Za naszym przykładem nazwano niegdyś Leśnym Zamkiem największy park w tym mieście. Może państwo usiądą.
Читать дальше