– Czego chcecie?! – krzyknął. – Kim jesteście?!
Tamci dwaj, klnąc na czym świat stoi, podnieśli się jakoś, gubiąc jedną strzelbę i nierównym truchtem pognali w stronę lasu. Ramsey strzelił za nimi ze swego Smitha &Wessona i zobaczył grubą drzazgę, odrywającą się od pnia sosny. Oddał drugi strzał. Jeden z mężczyzn wrzasnął z bólu.
Trafiłem go, pomyślał z satysfakcją. Zniknęli z jego pola widzenia, zagłębili się w las. Chętnie pobiegłby za nimi, ale nie miał siły. Zerknął na swoje udo. Gruby dżins powoli nasiąkał krwią. Nagle poczuł, że noga potwornie go boli. Szybko odwrócił się i utykając, poszedł do domu, najszybciej jak potrafił.
Jeden napastnik nadal miał broń i Ramsey wiedział, że stanowi teraz doskonały cel. Tamci ukryli się wśród drzew, a on znajdował się w otwartym terenie. Zobaczył leżącą na ziemi strzelbę niskiego. Nie wyglądała na specjalnie dobrą broń, ale na pewno była wystarczająco dobra, aby go zabić. Z niewielkiej odległości strzelała celnie i szybko.
Dotarł do chaty i zaczął wchodzić po schodach, krzywiąc się z bólu. Nagle podniósł wzrok i znieruchomiał. Dziewczynka stała na ganku, patrząc na niego z przerażeniem w oczach. Złapał ją na ręce, wbiegł do domu i zatrzasnął drzwi. Ból szarpnął ostro lewą nogą. Spojrzał w dół i zobaczył, że dżinsy ma rozdarte na całą długość uda, a krew powoli spływa w dół. Powoli postawił dziewczynkę na ziemi.
Kurczowo trzymała się jego prawej nogi i znowu zawodziła żałośnie. Przytulił ją lekko. Nie chciał, żeby pobrudziła się jego krwią, bo wiedział, jak niewiele trzeba, aby ją przestraszyć. Zupełnie niesamowite było jednak to, że przezwyciężyła strach i wyszła na zewnątrz, żeby sprawdzić, czy nic mu się nie stało.
– Nic mi nie jest, skarbie. Ci źli ludzie uciekli, taką mam w każdym razie nadzieję. Bardzo dzielna dziewczynka z ciebie. Jestem z ciebie dumny. I szybko biegasz, po prostu jak strzała. Nie okłamałem cię, widzisz? Dokopaliśmy im, prawda? Przegoniliśmy ich i poszli sobie…
Ale na jak długo? Czego chcieli, do diabła? Kim byli? Cholera jasna, czego oni chcieli?
Usiadł na jedynym krześle w dużym pokoju. Mała stała tuż obok niego, kiedy ostrożnie ściągał dżinsy, aby obejrzeć ranę. Kula rozerwała skórę z boku uda i trochę poszarpała mięśnie. Rana nie była zbyt głęboka, długa może na cztery, pięć centymetrów. Nie było tak źle. Miał szczęście.
Polał ranę wódką. Piekło jak wszyscy diabli, ale ona stała nad nim, przerażona i biała jak górski śnieg, więc nie miał zamiaru krzyczeć. Zacisnął zęby i lał dalej, dopóki nie był pewien, że rana jest zupełnie czysta. Prawdopodobnie należałoby założyć szwy, lecz tego nie umiał zrobić, nie miał zresztą zielonego pojęcia, jak wysterylizować igłę i nić.
Ściągnął krawędzie rany i założył opatrunek z gazy, potem urwał zębami kawałek szerokiej taśmy klejącej i umocował nią gazę. Syknął z bólu. Dziewczynka jęknęła i szybko położyła rękę na jego kolanie.
– Już w porządku – powiedział. – Trochę bolało, ale nie bardzo. Najgorsze było przylepianie taśmy…
Wzmocnił opatrunek jeszcze jednym kawałkiem taśmy, podniósł się powoli i wciągnął dżinsy.
– A teraz, skarbie, łyknę sobie aspirynę.
Wziął cztery tabletki z opakowania aspiryny dla wrzodowców, którą kupił w Dillinger, i popił pełną szklanką soku pomarańczowego. Roześmiał się cicho i otarł usta.
– Witamina C to dobra rzecz, niewykluczone, że pomaga nawet na postrzał.
Noga bardzo go bolała, ale to był i tak najmniejszy problem. Wiedział, że mała obserwuje go bez przerwy i że strach powoli znika z jej pobladłej buzi. Zamknął frontowe drzwi na zasuwę, umocował łańcuch. Pomyślał, że może później warto byłoby pójść po tę porzuconą przez tamtych strzelbę.
Był przekonany, że nie wrócą. Skąd mieliby wiedzieć, że on nie ma żadnej możliwości nawiązania kontaktu ze światem? Na pewno doszli do wniosku, że natychmiast wezwał policję i uciekli, gdzie pieprz rośnie. Poza tym obaj byli ranni i musieli poszukać pomocy.
Ma trochę czasu, ale chyba niewiele. Spojrzał na nią. Stała tuż obok niego. Zrozumiał, że musi sprostać tej sytuacji. Nie mógł jej zawieść, musiał wymyślić jakieś rozwiązanie.
– Usiądźmy – powiedział i wyciągnął do niej rękę. Zewnętrzna strona dłoni była trochę zakrwawiona, ale miał nadzieję, że dziewczynka tego nie zauważy.
Podała mu rękę. Usiadł obok niej na kanapie i niepostrzeżenie odsunął z jej pola widzenia miskę pełną zmieszanej z krwią wódki.
– Nie wiem, kim byli ci mężczyźni – rzekł, patrząc jej prosto w oczy i modląc się, aby jej nie przestraszyć. – Rozpoznałaś któregoś z nich?
Przechyliła głowę na bok. Zastanawiała się, znał ten wyraz twarzy. Sam czasami przybierał bardzo podobny. Wreszcie potrząsnęła głową, widział jednak, że nie jest zupełnie pewna. Cóż, na razie musi mu to wystarczyć.
Może porwał ją nie jeden człowiek, ale dwóch… Może byli to właśnie ci dwaj, którzy wytoczyli się z lasu, udając pijanych, a potem usiłowali go zastrzelić… Może kiedy ją porwali, nosili maski… Znaczyłoby to, że nie zamierzali jej zabić. Jaki wobec tego mieli plan? Czy chcieli ją więzić i wykorzystywać, dopóki nie znudzi im się ta zabawa?
Serce waliło mu jak szalone. Czy byli gotowi go zabić, żeby znowu dostać ją w swoje łapy? Tylko że tym razem nie mieli masek… Więc co, ją także chcieli teraz zamordować?
Pierwszy strzał, który oddali, nie był chyba wymierzony w niego… Nie mógł się skupić. Później przemyśli to jeszcze raz, prześledzi wszystko sekunda po sekundzie. Dziwne… Co się właściwie działo? I jak go tu znaleźli, do diabła?
Okazał się prawdziwym głupcem. Powinien był zostawić jaw samochodzie, nie zabierać z sobą do sklepu w miasteczku. Trudno, zrobił to i teraz nie mógł już cofnąć czasu. Prawdopodobnie widzieli ich razem w Dillinger, może kiedy wchodzili do sklepu, może później, gdy ją niósł. Poczuł, że aspiryna zaczyna wreszcie działać. Najwyższy czas.
W ostatniej fazie strzelaniny tamci starali się go zabić, nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości…
Wziął ją za rękę.
– Będziemy teraz musieli bardzo uważać – powiedział spokojnie. – Zawsze trzymaj się blisko mnie, dobrze?
Zupełnie jakby miała zamiar oddalić się od niego choćby na centymetr… Kiwnęła głową.
– Wygrzebiemy się z tego, skarbie. Obiecuję.
Znowu skinęła głową. Jej mała twarz była tak poważna, blada i napięta, że nagle zachciało mu się płakać.
Aspiryna nie bardzo mu pomogła, udo ani na chwilę nie przestało pulsować bólem. Nie mógł znaleźć wygodnej pozycji i nie mógł zasnąć. Czuł, że ma lekką gorączkę. Dochodziła druga w nocy. W końcu wstał, posłuchał spokojnego oddechu dziewczynki i doszedł do wniosku, że śpi głęboko. Nauczył się już rozpoznawać, kiedy zaczynają ją męczyć złe sny.
Na palcach przeszedł do kuchni i usiadł przy stole, manewrując latarką w taki sposób, aby cały krąg światła padał na jego nogę. Musiał zdjąć taśmę klejącą i gazę, żeby sprawdzić, czy nie wdała się infekcja. Jeżeli tak, powinien natychmiast wsiąść do dżipa i jechać do szpitala. Oznaczało to konieczność bezpośredniego kontaktu z policją, ponieważ była to rana postrzałowa. Nie miał najmniejszych szans, aby tego uniknąć. Musiałby także oddać dziewczynkę w ręce władz i tym samym zrzec się wszelkiej możliwości dalszej opieki nad nią…
Читать дальше