Na jej policzku pojawił się siniec. Zastanowiło go, jak mocno boli ją ramię.
– Byłbym na ciebie wkurzony, gdybym nie widział, jak lecisz z tego motocykla. Takim hamowaniem przyprawiłaś mnie o siwe włosy.
– Wpadłam w poślizg. Nic już nie mogłam zrobić.
– Weź długi prysznic. To powinno złagodzić ból.
Pięć minut później rozległo się pukanie do drzwi, łączących pokój z sąsiednim. Quinlan otworzył je.
– Jest pod prysznicem. Wchodź.
Dillon niósł dużą torbę z Burger Kinga i pojemnik z trzema napojami. Postawił wszystko na stole i opadł na kanapę.
– Co za bajzel. Jedno przynajmniej jest dobre, a mianowicie to, że nie zamierza znowu uciekać. Nie wiedziałem, że tak umiesz oczarować.
– Trzymaj się w pobliżu, to może się czegoś nauczysz.
– Co, u licha, mamy teraz zrobić, Quinlan? Musimy zadzwonić do Brammera. Nawet nie wiemy, jak przebiega pozostała część śledztwa.
– Właśnie dotarło do mnie, że mamy weekend. Jest piątek w nocy, a właściwie sobota rano. W pewnym sensie nie jesteśmy już na służbie. Dopiero w poniedziałek musimy być przykładnymi pracownikami, prawda?
Dillon leżał wyciągnięty na sofie z przymkniętymi oczami.
– Brammer zażyczy sobie naszych jaj na śniadanie.
– Nie. Zażyczyłby ich sobie, gdybyśmy zgubili Sally. Ale nie zgubiliśmy jej. Teraz już wszystko będzie dobrze.
– Nie mogę uwierzyć w twój szalony optymizm – rzekł Dillon i usiadł, otwierając oczy, gdyż usłyszał odgłos zakręcania prysznica. – W łazience mają całą baterię najróżniejszych małych opakowań szamponów, odżywek i tym podobnych rzeczy.
– Twoje zdanie?
Zawarczała suszarka.
– Naprawdę nie mam zdania. Jedzmy – powiedział Dillon. Ugryzł spory kęs hamburgera i z pełnymi ustami rzekł: – Jestem zmęczony. Muszę wszystko przemyśleć. Na szczęście jutro mamy sobotę. Szkoda tylko, że siłownia będzie zatłoczona.
*
Dochodziła trzecia nad ranem. W pokoju było cicho i ciemno. Wiedział, że nadal nie śpi. Doprowadzało go to do szaleństwa.
– Sally? – odezwał się w końcu. – Co się dzieje?
– Co się dzieje? – Zaczęła się śmiać. – Masz wyczucie nosorożca. Mnie się pytasz, co się dzieje?
– W porządku, masz rację, ale oboje potrzebujemy snu. Nie mogę zasnąć przed tobą.
– To głupota. Nie wydałam żadnego dźwięku.
– Wiem, i dlatego jest to szalone. Wiem, że jesteś śmiertelnie przerażona, ale jeśli sobie przypominasz, obiecałem przecież, że będę cię chronił. Obiecałem, że uporządkujemy cały ten bałagan. Wiesz, że bez ciebie nie dam rady tego zrobić.
– Mówiłam ci już, James, że nie pamiętam wydarzeń tamtej nocy. Ani jednego. Są tylko jakieś obrazy i dźwięki, ale nic konkretnego. Nie wiem, kto zabił mojego ojca. Może nawet był jeszcze żywy, kiedy tam byłam. Z drugiej jednak strony, ja również mogłam go zabić. Nienawidziłam go bardziej, niż mógłbyś to sobie wyobrazić. Noelle przysięgła mi, że nie ona go zabiła. Było jeszcze coś, ale nie zdążyła mi o tym powiedzieć, jeśli w ogóle miała taki zamiar.
– Wiesz, że byłaś tam, kiedy został zastrzelony. Wiesz dobrze, że to nie ty go zabiłaś. Ale wrócimy do tego później.
– Sądzę, że moja matka nie powiedziała mi prawdy, bo wie, że to ja go zabiłam. Próbuje mnie osłaniać, nic innego.
– Nie, ty go nie zastrzeliłaś. Może nie zdążyła nic więcej ci powiedzieć, bo zjawiliśmy się my. A może osłania kogoś innego. Wszystkiego się dowiemy. Zaufaj mi. Powiedziała policji i nam, że przez cały wieczór była poza domem, sama w kinie.
– Cóż, mnie oświadczyła, że była ze Scottem. A to oznacza, że ma świadka, mogącego potwierdzić, iż nie zabiła mojego ojca.
– Scott? Twój mąż?
– Nie bądź taki mądry. Wiesz, że to mój mąż, ale już wkrótce nim nie będzie.
– Dobrze. Zajmiemy się tą sprawą. Ale teraz jest już późno. Musimy mieć trochę snu. Muszę ci tylko jeszcze powiedzieć, że twoja eskapada była naprawdę świetna, Sally. Kiedy zauważyłem cię przypadkiem, opuszczającą tamten motel na motocyklu, mało mi szczęka nie opadła. Bardzo sprytnym posunięciem z twojej strony było porzucenie samochodu i zakup motocykla. Zupełnie nas to zaskoczyło.
– Owszem, ale kiedy doszło co do czego, i tak nie miało to znaczenia, prawda?
– Dzięki Bogu nie. Dillon i ja jesteśmy dobrzy. I mamy kupę szczęścia. Gdzie się wybierałaś?
– Do Bar Harbor. Dziadek dał mi trzysta dolarów. Wszystkie pieniądze, jakie miał w portfelu. Kiedy je policzyłam, uświadomiłam sobie ogrom ironii.
– Żartujesz. Dokładnie trzysta dolarów?
– Co do centa.
– Twoi dziadkowie nieszczególnie przypadli mi do gustu. Służąca wprowadziła nas do gabinetu na tyłach domu. Oglądali jakąś reklamę z telezakupów. Muszę przyznać, że było to dla mnie zaskoczeniem. Pan Franklin Oglwee Harrison i jego żona, oglądający taki plebejski program.
– Mnie by to też zaskoczyło.
– Sally, może chciałabyś przyjść do łóżka? Nie, nie zamieraj. Widzę stąd, że skostniałaś z zimna. I pewnie na dodatek boli cię ramię, prawda?
– Trochę. Właściwie bardziej piecze niż boli. Miałam dużo szczęścia.
– Masz rację. Chodź już, obiecuję, że się na ciebie nie rzucę. Pamiętasz, jak dobrze się nam spało w Cove, w moim pokoju na wieży? Musiało cię to specjalnie nie martwić, skoro gotowa byłaś opowiedzieć o tym motocyklistom.
Przez całą minutę panowała cisza.
– Tak, pamiętam – odezwała się wreszcie. – Nie wiem, dlaczego otworzyłam usta i wypaplałam to kompletnie obcym ludziom. Miałam wtedy ten koszmar senny.
– Nie, po prostu przypominałaś sobie, co się z tobą działo. To był koszmar, ale miał miejsce w rzeczywistości. To był twój ojciec. W końcu mi to powiedziałaś. Chodź tutaj, Sally. Jestem wykończony i nawet ty, superkobieta, musisz chyba balansować na krawędzi wytrzymałości.
Ku ogromnej uldze i zadowoleniu Jamesa w następnej chwili stała obok łóżka, patrząc na niego. Miała na sobie jeden z jego białych podkoszulków. Odchylił kołdrę. Wsunęła się pod nią i ułożyła na plecach.
Leżał na plecach dziesięć centymetrów od niej.
– Podaj mi rękę.
Wyciągnęła rękę. Uścisnął jej palce.
– Prześpijmy się.
Niespodziewanie dla siebie samych zasnęli.
Kiedy Quinlan obudził się następnego dnia wczesnym rankiem, leżała rozciągnięta na nim, otaczając ramionami jego szyję, z rozchylonymi nogami. Podkoszulka podjechała jej do pasa.
O cholera, pomyślał, próbując wmówić sobie, że jest to jeszcze jedna sytuacja, z którą profesjonalnie wyszkolony agent FBI musi sobie poradzić. Cóż z tego, że sześciotygodniowy kurs w Quantico takich sytuacji nie obejmował. Nic wielkiego. Miai przecież doświadczenie. I nie miał już szesnastu lat. Wciągnął powietrze przez zęby.
Tak, podejdzie do sprawy ze swobodą i opanowaniem. Przez spodenki czuł ciepło jej ciała. Dzieliła go od niej tylko cieniutka warstwa materiału, nic więcej. Zrozumiał, że opanowanie w takim momencie będzie dużą sztuką.
– Sally?
– Mmmm?
Był teraz twardszy niż czarodziejska różdżka wuja Alexa. Nie mógł jej przestraszyć. Najostrożniej jak się dało odepchnął ją od siebie i usiłował położyć na plecach. Tyle tylko, że nie zamierzała go puścić. Nie miał innego wyjścia – musiał opaść na nią. Teraz czarodziejska różdżka wuja Alexa znalazła się tam, gdzie powinna, między jej nogami.
I po co cała swoboda i opanowanie? W tym momencie nie wydawały się na miejscu.
Читать дальше