Kłamstwo, pomyślał, kolejne przeklęte kłamstwo. Prawdopodobieństwo, że kiedykolwiek znajdzie się po jej stronie, było bliskie zeru.
Powoli odeszła od drzwi, zahaczyła o stoliczek i ciężko opadła na sofę, obitą połyskliwym płótnem w bladoniebieskie i kremowe kwiaty. Zacieram ręce jak lady Mackbeth, pomyślała. Uniosła twarz.
– Przepraszam.
– Nie bądź głuptasem. Spróbujesz się zdrzemnąć czy wolisz przez chwilę porozmawiać?
Już i tak za dużo mu powiedziała. Pewnie powtórnie będzie musiał zastanowić się nad swoją opinią, że nie zna człowieka zdrowszego od niej. Chciał się dowiedzieć, dlaczego znalazła się w tamtym miejscu? Boże, nie zniesie tego. Nie mogła o tym myśleć. Nie mogła sobie wyobrazić, aby była w stanie o tym mówić. Gdyby to zrobiła, byłby to dowód jej paranoi.
– Nie jestem wariatką – odezwała się, wpatrując się w niego, świadoma, że oboje siedzą w półmroku i nie mogą widzieć wyrazu swoich twarzy.
– No cóż, może ja jestem wariatem. Ciągle nie wiem, co się stało z Harve i Marge Jensenami i wiesz co? Wcale mnie to już tak bardzo nie interesuje. Zadzwoniłem do kolegi z FBI. Nie, nie patrz tak, jakbyś miała ochotę znowu rzucić się do drzwi. To mój bardzo dobry przyjaciel, od którego uzyskałem trochę informacji. – Kłamstwa mieszały się z prawdą. A sprawą zawodowych umiejętności było, aby jego kłamstwa były bardziej przekonujące niż kłamstwa przestępców.
– Jak się nazywa?
– Dillon Savich. Powiedział mi, że FBI wszędzie cię szuka, na razie bez skutku. Są przekonani, iż w noc zabójstwa ojca musiałaś coś widzieć, prawdopodobnie człowieka, który go zamordował, że najpewniej była to twoja matka, więc uciekłaś, aby ją chronić. A jeśli to nie była twoja matka, to ktoś inny albo ty sama. Twój ojciec nie był najsympatyczniejszym człowiekiem, Sally. Okazuje się, że był obserwowany przez FBI w związku ze sprzedażą broni do krajów, do których obowiązuje embargo, takich jak Irak i Iran. Tak czy inaczej, są przekonani, że coś wiesz. – Nie zapytał jej, czy to prawda. Przysiadł jedynie na drugim końcu sofy w niezwykłe kobiece niebieskie i kremowe kwiaty. I czekał.
– Skąd znasz tego Dillona Savicha?
Pojął wówczas, że dziewczyna może być półżywa ze strachu, ale na pewno nie jest głupia. Zdołał wyjaśnić co trzeba, nie zdradzając się. Sałły była niewzruszona. Nadał mu nie ufała i podziwiał ją za to.
– W polowie lat osiemdziesiątych byliśmy razem w Princeton. Zawsze chciał być agentem federalnym, zawsze. Pozostaliśmy w kontakcie. Jest dobry w tym, co robi. Ufam mu.
– Trudno uwierzyć, że zdradził ci to wszystko.
Quinlan wzruszył ramionami.
– Jest zawiedziony. Jak inni. Chcą cię dorwać, a tymczasem zniknęłaś bez śladu. Pewnie miał nadzieję, że coś wiem i wygadam się, gdy odpowiednio rozbudzi mój apetyt.
– Nie wiedziałam, że mój ojciec był zdrajcą. Ale nie jestem tym zdziwiona. Chyba od dłuższego czasu wiedziałam, że jest zdolny niemal do wszystkiego.
Siedziała bardzo spokojnie, co chwilę tylko zerkała w stronę drzwi, choć nic nie mówiła. Wyglądała na wyczerpaną, była potargana. Brudna smuga przecinała policzek, a na nogawce niebieskich dżinsów widniała rozległa plama z trawy. Zapragnął, żeby powiedziała mu, o czym myśli. Zapragnął, żeby okazała się niewinna i wszystko mu opowiedziała.
Nagle przyszło mu do głowy, żeby zaprosić ją na kolację. Roześmiał się. To on jest szalony. Polubił ją. Wcale tego nie chciał. Chciał postrzegać ją jedynie jako główny element łamigłówki, klips spinający wszystko w spójną całość.
– Powiedziałeś coś temu swojemu przyjacielowi?
– Powiedziałem, że już się więcej nie umówię z jego szwagierką. Zawsze ma w ustach gumę balonową.
Zamrugała oczami i uśmiechnęła się – ostrożnie, z zaciśniętymi ustami, ale jednak.
Podniósł się i podał jej rękę.
– Jesteś zmordowana. Połóż się do łóżka. Możemy dalej zajmować się sprawą jutro rano. Łazienka jest za tamtymi drzwiami. Luksusowe miejsce, całe w marmurach, z różową ubikacją z zamontowanym systemem oszczędzania wody. Weź długi prysznic, na pewno złagodzi opuchliznę w kostce. Są tam nawet puszyste białe szlafroki.
Przestał ją przypierać do muru, chociaż podejrzewał, że wyciągnąłby z niej jeszcze więcej, gdyby tylko popróbował troszkę dłużej. Ale była bliska załamania, i to nie tylko z powodu tego przeklętego telefonu.
Kim, do cholery, była kobieta, której ciało znaleźli, targane przez fale u podnóża skalistego brzegu?
Następnego poranka jedli śniadanie sami w przestronnej jadalni. Kobieta, która wprowadziła się poprzedniego dnia, oraz Thelma jeszcze nie zeszły na dół.
Przyjmując ich zamówienie, Martha wyjaśniła:
– Czasami Thelma lubi obejrzeć poranne programy telewizyjne w łóżku. Pisze też coś w swoim pamiętniku. Boże drogi, prowadzi te zapiski odkąd sięgam pamięcią.
– O czym pisze? – spytała Sally.
Martha wzruszyła ramionami.
– Domyślam się, że o drobnych, codziennych sprawach. Co innego ma do opisywania?
– Jedz – rozkazał Quinlan Sally, kiedy Martha postawiła przed nią talerz pełen naleśników z jagodami. Przyglądał się, jak smaruje je masłem, a potem polewa syropem domowej roboty Marthy. Wzięła do ust kęs, powoli go pogryzła, po czym starannie oparła widelec o brzeg talerza.
Widelec nadal się tam znajdował, kiedy do środka wkroczył szeryf David Mountebank, z depczącą mu po piętach Marthą, oferującą jedzenie i kawę. Omiótł spojrzeniem naleśniki Sally i angielskie, nadziewane konfiturą truskawkową ciasteczka Quinlana i zgodził się na wszystko.
Zrobili mu miejsce przy stole. Przyjrzał się im badawczo, bez słowa przenosząc wzrok z jednego na drugie. Wreszcie odezwał się:
– Szybki zawodnik z ciebie, Quinlan.
– Co proszę?
– Ty i pani Brandon już jesteście ze sobą związani? Sypiacie ze sobą?
– To długa historia, szeryfie – odparł Quinlan i roześmiał się, w nadziei, że pozwoli to Sally dostrzec całą głupotę sytuacji.
– Sądzę, szeryfie, że jest pan cholerną świnią – rzuciła miłym głosem Sally. – Mam nadzieję, że naleśniki przyprawią pana o wrzody żołądka.
– Zgoda, jestem wredny. Ale co, do licha, pani tu robi? Wczesnym rankiem Amabel Perdy zadzwoniła do mojego biura i oświadczyła, że pani znikła. Była oszalała. Nawiasem mówiąc, pani włosy rosną bardzo szybko.
Nie miała czarnej peruki. Staw mu czoło, pomyślała, staw mu czoło.
– Zamierzałam do niej zadzwonić po śniadaniu – powiedziała. – Jest dopiero siódma rano. Nie chciałam jej obudzić. Szczerze powiedziawszy, zdumiona jestem, że Martha nie zatelefonowała do niej, żeby ją poinformować, że jestem tutaj.
– Martha musiała dojść do wniosku, że Amabel zna już twoje miejsce pobytu. Opowiecie mi wreszcie, co się tutaj dzieje?
– Co ci powiedziała jej ciotka, szeryfie?
David Mountebank umiał rozpoznać dobre wyszkolenie, kiedy je widział. Nie podobało mu się, że użyto go wobec niego, wiedział jednak, że w tym momencie powinien współpracować. Jak na zwykłego prywatnego detektywa ten człowiek był bardzo dobry.
– Powiedziała tylko, że minionej nocy Sally odebrała obsceniczny telefon i wpadła w panikę. Sądziła, że uciekłaś. Była zaniepokojona, bo nie masz ani samochodu, ani pieniędzy.
– To prawda, szeryfie. Przykro mi, że na próżno pana niepokoiła.
Ouinlan wtrącił:
– To ja uratowałem tę damę i pozwoliłem jej się przespać, samotnie, w moim łóżku. Pokój na wieży spodobał jej się. Na mnie nie zwracała uwagi. Czy znalazłeś coś na temat zamordowanej kobiety?
Читать дальше