Tymczasem wymowa dowodów rzeczowych bardzo mu się nie podobała.
Staruszkę najwyraźniej otruto. Przypadkowo czy z rozmysłem, trudno stwierdzić, przynajmniej na razie. Nie wierzył, by mogła to zrobić Toby. Nie wierzył, czy po prostu nie chciał uwierzyć? Pociągała go i dlatego stracił cały obiektywizm?
Chciał do niej zadzwonić i cały wieczór walczył z pokusą. Dwa razy podnosił słuchawkę, ale ją odkładał, tłumacząc sobie, że nie ma prawa omawiać dowodów rzeczowych z podejrzaną. Rano ona próbowała się do niego dodzwonić. Uprzedził sekretarkę, zabronił jej łączyć Toby. Czuł się przez to obrzydliwie, lecz nie miał wyboru. Toby nie miała przyjaciół, była bezradna i bezbronna, ale nie mógł jej pocieszyć.
Po wyjściu Alprena uciekł do laboratorium. Na kontuarze czekały pudełka z preparatami do analizy. Była to praca spokojna i samotna; Dvorak się z tego cieszył. Przez godzinę pochylał się nad mikroskopem, na godzinę odciął się od świata, pogrążony w zupełnej ciszy, którą przerywał tylko brzęk odkładanych szkiełek. Przypominał pustelnika w celi. Zwykle lubił pracę w samotności, ale tego dnia czuł się podle i trudno mu było się skupić.
Spojrzał na swój palec, na maleńką bliznę po skaleczeniu skalpelem. Przypomniała mu, że on też jest śmiertelny, po raz kolejny mu uświadomiła, że nawet trywialne zdarzenie może prowadzić do katastrofy. Wystarczy, że za wcześnie wejdzie na jezdnię. Że złapie wcześniejszy samolot. Że wypali ostatniego papierosa przed pójściem spać. Widmo śmierci nie znika, zawsze wyczekuje okazji. Patrzył na bliznę, wyobrażając sobie, jak obumierają jego neurony wiedzione ku samozagładzie przez stado wrogich prionów.
Nie mógł temu zaradzić. Mógł tylko czekać i wypatrywać symptomów. Rok, najwyżej dwa lata. Dopiero wtedy się od tego uwolni. Dopiero wtedy odżyje.
Zamknął pudełko z preparatami i wbił wzrok w białą ścianę naprzeciwko. Odżyje? Czy kiedykolwiek tak naprawdę żył?
Kto wie, czy nie jest już na to za późno.
Miał czterdzieści pięć lat, jego eks-żona była szczęśliwą mężatką, a jedyny syn skoczył już ku niezależności. Ostatni urlop, pół roku temu, spędził samotnie. Poleciał do Irlandii i przejechał całą wyspę, podążając od pubu do pubu, ciesząc się ze sporadycznych kontaktów z ludźmi, bez względu na to, jak były krótkie i powierzchowne. Myślał, że nie potrzebuje towarzystwa aż do chwili, gdy któregoś wieczora w jakiejś wiosce na zachodzie wyspy stwierdził, iż wszystkie puby są zamknięte. Stał na opustoszałej drodze, w miejscu, gdzie nikt nie znał jego imienia, i nagle ogarnęła go tak wielka rozpacz, że wsiadł do samochodu i, nie zatrzymując się, dojechał aż do Dublina.
Patrząc na białą, nagą ścianę, wiedział, że za chwilę poczuje się tak samo jak wtedy.
Rozległ się sygnał telefonu wewnętrznego. Dvorak drgnął, wstał i podniósł słuchawkę.
– Tak?
– Ma pan dwa telefony. Na jedynce czeka pani Harper. Mam ją spławić?
– Tak, nie ma mnie. Do odwołania… – musiał zebrać całą siłę woli, żeby to powiedzieć.
– Na dwójce jest detektyw Sheehan. Dvorak wcisnął guzik.
– Roy?
– Mamy coś na temat tego martwego… dziecka czy cokolwiek to jest – powiedział Sheehan. – Pamiętasz tę dziewczynę, która wezwała karetkę?
– Molly Picker?
– Tak. Znaleźliśmy ją.
Przykro mi, ale doktor Dvorak nie może podejść do telefonu.
Toby odłożyła słuchawkę i sfrustrowana spojrzała na zegarek. Próbowała złapać Dvoraka przez cały dzień. Ani razu nie chciano jej połączyć. Wiedziała, że policja próbuje wrobić ją w sprawę otrucia matki, gdyby więc porozmawiała z nim jak z przyjacielem, może wyjawiłby jej, jakie mają na to dowody.
Ale Dvorak jej unikał.
Weszła do sali i stojąc przed boksem, obserwowała, jak pierś matki unosi się i opada. Śpiączka się pogłębiła i Ellen nie mogła już samodzielnie oddychać. Ostatnie badanie tomograficzne głowy wykazało, że krwotok domózgowy się powiększył, że doszedł do tego krwotok do mostu. Pielęgniarka regulowała przepustowość kroplówki. Wyczuwając, że ktoś ją obserwuje, spojrzała przez ramię, zobaczyła Toby i natychmiast się odwróciła. To, że jej nie pozdrowiła, że nawet nie kiwnęła jej głową, mówiło samo za siebie. Przestali jej ufać. Już nikt jej nie ufał.
Wyszła ze szpitala i wsiadła do samochodu, ale nie uruchomiła silnika. Nie wiedziała, dokąd jechać. Do domu? Wykluczone. W domu było za pusto, za cicho. Dochodziła czwarta – za wcześnie na kolację, nawet gdyby miała apetyt. Jej organizm nie zdążył przestawić się na rytm dzienny i nie wiedziała, kiedy zaatakuje ją głód albo zmęczenie. Wiedziała tylko, że jest otępiała, że wszystko jest nie tak. Że jej życie, niegdyś tak uporządkowane, zostało kompletnie i nieodwracalnie spieprzone.
Otworzyła torebkę i wyjęła streszczenie przebiegu kariery zawodowej Jane Nolan. Cały czas nosiła te papiery przy sobie, ponieważ chciała zadzwonić do jej czterech poprzednich pracodawców i zdobyć trochę więcej informacji, uzyskać jakiekolwiek potwierdzenie, że ich „doskonała” pielęgniarka nie jest wcale taka doskonała. Rozmawiała już z kierownikami trzech domów opieki. Jane Nolan? Wszyscy trzej piali z zachwytu.
Omamiłaś ich. Ale ja swoje wiem.
Została jeszcze kierowniczka domu opieki w Wayside.
Wayside leżało zaledwie kilkanaście kilometrów od Newton.
Toby przekręciła kluczyk.
– Przyjęlibyśmy ją z powrotem z otwartymi ramionami – powiedziała Doris Macon, przełożona pielęgniarek. – Pacjenci kochali ją najbardziej ze wszystkich sióstr.
Była pora kolacji i do jadalni wtoczył się z łoskotem wózek pełen talerzy. Przy czterech długich stołach siedzieli pacjenci w różnych stadiach świadomości. Rozmawiali niewiele. Słychać było tylko głosy pielęgniarek podających tace z jedzeniem.
– Twoja kolacja, kochanie.
– Zawiązać ci serwetkę?
– Pozwól, pokroję ci mięso.
Doris powiodła wzrokiem po siwych głowach starców i staruszek.
– Każdy z nich ma swoją ulubioną siostrę – powiedziała. – Głos osoby znanej, jej przyjazna twarz to dla nich wszystko. Gdy któraś z sióstr odchodzi, niektórzy pacjenci ją opłakują, jakby zmarła. Nie wszyscy mają swoich bliskich, to my jesteśmy ich rodziną.
– A Jane? Radziła sobie z nimi?
– Bezbłędnie. Jeśli zamierza ją pani zatrudnić, ma pani szczęście, że trafiła się pani tak cudowna kandydatka. Było nam bardzo smutno, kiedy odeszła do Orcutt Health.
– Do Orcutt Health? W swoim życiorysie zawodowym Jane o tym nie wspomina.
– Wiem, że po odejściu z naszego domu pracowała tam co najmniej rok.
Toby wyjęła z torebki kartkę.
– Orcutt Health… Nie ma. Po Wayside wymienia dom opieki w Grove.
– Ach, przecież Grove należy do sieci domów opieki Orcutt Health, to część tej samej korporacji. Jeśli się u nich pracuje, można dostać przydział do każdego ze zrzeszonych ośrodków.
– Ile ich mają?
– Kilkanaście? Nie wiem na pewno. Ale Orcutt Health należy do naszych najpoważniejszych rywali.
Orcutt, myślała Toby. Gdzie ja tę nazwę słyszałam?
– Nie wiedziałam, że Jane wróciła do Massachusetts i że poszukuje pracy – powiedziała Doris. – Przykro mi, że do nas nie zadzwoniła.
Toby natychmiast otrzeźwiała.
– Jane wyjeżdżała do innego stanu?
– Kilka miesięcy temu przysłała nam kartkę z Arizony. Pisała, że wyszła za mąż, że żyje sobie wygodnie i dostatnio. Potem już się nie odezwała. Pewnie wróciła na stare śmieci. – Doris z ciekawością przyjrzała się Toby. – Skoro zamierza ją pani zatrudnić, czemu pani z nią nie porozmawia? Jane wszystko pani wyjaśni.
Читать дальше