– Jezus Maria! – krzyknął policjant stanowy. – A to, kurwa, co takiego?
Robak ruszał się, wykręcał na wszystkie strony w różowej pianie krwi i śluzu. Wysuwało się go coraz więcej, tworzył błyszczące skręty, za wszelka cenę usiłując się uwolnić. Claire była tak osłupiała, że gapiła się tylko bezczynnie, gdy robak wysunął się do końca z nosa jej syna i ześliznął na podłogę Tam zwinął się w spiralkę, unosząc jeden koniec niczym kobra, by sprawdzić powietrze.
W następnej sekundzie wystrzelił przed siebie i zniknął pod pryczą.
– Gdzie on jest? Złapcie go! – krzyknęła Claire.
Max opadł już na czworaki, usiłując zajrzeć pod pryczę.
– Nie widzę…
– Musimy go zidentyfikować!
– Jest tam, już go mamy – powiedział Lincoln, który ukląkł koło Maksa. – Wciąż się rusza…
Nagle wyłączone zawodzenie syreny karetki pogotowia odwróciło uwagę Claire. Spojrzała ku drzwiom, gdzie słychać było zbliżające się głosy i metaliczny brzęk noszy toczonych na kółkach. Noah łatwiej oddychał, jego żebra unosiły się i opadały bez drgawek, a puls miał przyśpieszony, ale stabilny.
Sanitariusze weszli do celi. Claire odsunęła się na bok, gdy zakładali wlew dożylny i podłączali tlen.
– Claire – powiedział Lincoln. – Spójrz na to. Przesunęła się w jego stronę i uklękła obok, zaglądając w wąską szczelinę pod pryczą. Światło w celi świeciło słabo i trudno było cokolwiek dostrzec w cieniu zapadniętego materaca. Tam gdzie było nieco jaśniej, przy samej krawędzi, rozróżniła kilka kotów kurzu i pomięty kawałek chusteczki. Z tyłu, w najdalszym kącie, ruszała się jasnozielona linia, rysując w ciemności halucynogenne zawijasy.
– Świeci się, Claire. To właśnie widzieliśmy. Tamtej nocy nad jeziorem.
– Bioluminescencja – potwierdził Max. – Niektóre robaki mają takie właściwości.
Claire usłyszała trzask klamry bezpieczeństwa. Odwróciła się i zobaczyła, że sanitariusze przymocowali już Noaha do noszy i manewrują teraz w drzwiach celi.
– Wydaje się, że jego stan jest stabilny – powiedział sanitariusz. – Zabieramy go do szpitala Knox.
– Zaraz za wami przyjadę – powiedziała i spojrzała na Maksa. – Potrzebuję tego robaka.
– Jedź z Noahem – uspokoił ją Max. – Przywiozę go do laboratorium patologii.
Kiwnęła głową i wyszła za swoim synem.
W pracowni radiologicznej Claire uważnie przyglądała się filmom przyczepionym do podświetlarki.
– I co myślicie? – spytała.
– Wygląda całkiem normalnie – powiedział doktor Chapman, radiolog. – Wszystkie zwoje symetryczne. Nie widzę żadnych zagęszczeń, żadnych torbieli. Nic, co świadczyłoby o krwawieniu wewnątrzczaszkowym. – Spojrzał na doktora Thayera, neurologa, który właśnie wchodził do pokoju. Claire poprosiła go, by przejął opiekę nad Noahem. – Właśnie przyglądamy się zdjęciom tomograficznym. Nie dostrzegam żadnych odstępstw od normy.
Thayer włożył okulary i przestudiował filmy.
– Zgadzam się – powiedział. – A ty, Claire?
Claire miała zaufanie do obu mężczyzn, ale rozmowa dotyczyła jej syna i nie mogła całkowicie oddać go w obce ręce. Rozumieli to, więc dzielili się z nią rezultatami wszystkich analiz i prześwietleń. Teraz dzielili z nią także swoją bezradność. Czytała ją w twarzy Chapmana, który raz jeszcze oglądał zdjęcia. Podświetlarka rzucała bliźniacze odbicie obrazów rentgenowskich w zasłaniające mu oczy okulary, ale zmarszczenie brwi mówiło jej, że lekarz nie ma gotowej odpowiedzi.
– Nie widzę tu nic, co wyjaśniałoby atak – powiedział w końcu.
– I nic, co stanowiłoby przeciwwskazanie dla punkcji lędźwiowej – dodał Thayer. – Biorąc pod uwagę obraz kliniczny, powiedziałbym, że punkcja jest konieczna.
– Nie rozumiem, byłam tak pewna diagnozy – powiedziała Claire. – Nie widzicie nic, co wskazywałoby na cysticerkozę?
– Nie – rzekł Chapman. – Żadnych torbieli. Jak powiedziałem, mózg wygląda normalnie.
– Tak samo jak analiza krwi – dodał Thayer. – Wszystko poza lekko podwyższonym poziomem białych ciałek, a to może być wynikiem stresu.
Ich rozkład nie był normalny – zauważyła Claire. – Ma wysoki poziom eozynofili, co wskazywałoby na infekcję pasożytniczą. Także inni chłopcy mieli wysoki poziom eozynofili. Nie zwróciłam wówczas na to uwagi. Teraz sądzę, że przegapiłam istotną wskazówkę. – Spojrzała na zdjęcia tomograficzne. – Widziałam tego pasożyta na własne oczy. Widziałam, jak wysuwa się z nozdrza mojego syna. Musimy jedynie ustalić, co to jest.
– To nie musi być związane z atakiem, Claire. Ten pasożyt może stanowić odrębną chorobę. To prawdopodobnie po prostu zwyczajna Ascaris. Te glisty mogą występować w dowolnym miejscu na świecie. Widziałem, jak jeden dzieciak w Meksyku wykaszlał taka glistę. Ascaris nie daje objawów neurologicznych.
– Ale Taenia solium tak.
– Czy zidentyfikowano pasożyta Warrena Emersona? – spytał Chapman. – Czy to Taenia solium’?
– Wyniki badania metodą enzymoimmunosorpcyjną powinny być jutro. Jeśli ma przeciwciała Taenii, będziemy wiedzieli, z czym mamy do czynienia.
Thayer, który wciąż studiował zdjęcia mózgu Noaha, pokręcił głową.
– Nie widzę tu żadnych śladów otorbionych wągrów. Rzeczywiście, może jest jeszcze za wcześnie, by je zidentyfikować. Jednak na razie musimy wyeliminować inne możliwości. Zapalenie mózgu. Zapalenie opon mózgowych. – Wyciągnął ręce i wyłączył podświetlarkę. – Pora zrobić punkcję.
Technik radiologiczny wsunął głowę przez drzwi.
– Patologia na linii do doktora Thayera.
Thayer podniósł słuchawkę ściennego aparatu. Po chwili odwiesił ją i zwrócił się do Claire.
– No, mamy odpowiedź w sprawie tego robaka. Tego, którego twój syn wykrztusił.
– Zidentyfikowali go?
– Przesłano komputerem fotografie i przekroje mikroskopowe do Bangor. Parazytolog w Stanowym Centrum Medycznym właśnie potwierdził badanie. To nie Taenia.
– A zatem Ascaris!
– Nie, mówią, że to Annelida phylum. - Pokręcił głową z niedowierzaniem. – To musi być błąd. Najwyraźniej się pomylili.
Claire uniosła brwi ze zdziwieniem.
– Nie znam Annelida. Co to jest?
– To zwykła dżdżownica.
Claire siedziała w ciemnym szpitalnym pokoju Noaha, słuchając, jak jej syn rzuca się na łóżku. Od przeprowadzenia punkcji nieustannie walczył przeciw więzom i udało mu się dwukrotnie wyrwać kateter. Doktor Thayer w końcu poddał się prośbom pielęgniarek i pozwolił podać Noahowi środek nasenny. Jednak mimo lekarstwa, mimo zgaszonych świateł chłopiec nadal nie spał, rzucał się i przeklinał. Wyczerpywało ją samo słuchanie tej nieustannej walki.
Krótko po północy do pokoju wszedł Lincoln. Widziała, jak otwierają się drzwi, jak z holu wpada struga światła, i rozpoznała jego sylwetkę, gdy na moment zawahał się w progu. Wszedł i usiadł na krześle po drugiej stronie łóżka.
– Rozmawiałem z pielęgniarką – powiedział. – Twierdzi, że jego stan jest stabilny.
Stabilny. Claire pokręciła głową nad wyborem tego słowa. Znaczyło to jedynie niezmieniony, stały – dobry czy zły. Także i o rozpaczy można powiedzieć, że jest stanem stabilnym.
– Wydaje się spokojniejszy – zauważył Lincoln.
– Nafaszerowali go środkami uspokajającymi. Musieli, po punkcji.
– Czy są już wyniki?
Читать дальше