Ale inna jej część, większa część, chciała jego.
– Czy przemyślałaś to, co mówiłem? – spytał. – O tym, czy zostaniesz?
– A ty wciąż mnie o to prosisz?
– Tak.
Powiedział to bez wahania. Nie uwalniał jej. Zalała ją radość i lęk.
– Nie wiem, Lincoln. Wciąż myślę o wszystkich powodach, dla których powinnam stąd wyjechać.
– A co z powodami, dla których powinnaś zostać?
– A są jakieś, poza tobą?
– Możemy o tym porozmawiać. Mogę teraz przyjechać. Chciałaby przyjechał, ale równocześnie bała się tego, co się może stać. Bała się podjęcia przedwczesnej decyzji, faktu, że sama jego obecność może okazać się najbardziej przekonującym argumentem za pozostaniem w Tranquility. Tyle rzeczy ją stąd odciągało. Wystarczyło spojrzeć przez okno, w nieprzenikniona ciemność listopadowej nocy, która jest tak zimna, że może zabić…
– Mogę być u ciebie za dziesięć minut. Przełknęła ślinę. Kiwnęła głową pustemu pokojowi.
– Dobrze.
Gdy tylko odłożył słuchawkę, ogarnęła ją panika. Jak wygląda? Czy jest uczesana, a dom wysprzątany? Nie miała wątpliwości, co znaczą te myśli: kobiece pragnienie wywarcia wrażenia na ukochanym. Zaskoczyło ją, że w jej wieku jeszcze tego doświadcza. Średni wiek nie przynosi automatycznie godności, pomyślała ze smutnym uśmiechem.
Specjalnie unikała nawet jednego spojrzenia w lustro. Zeszła na dół, do salonu, gdzie zmusiła się do rozpalenia ognia w kominku. Skoro Lincoln miał ochotę składać wizyty o tak późnej godzinie, musi go zadowolić to, co tu zastanie. Kobietę z sadzą na rękach i zapachem dymu we włosach. Prawdziwą Claire Elliot, wyczerpaną i niezbyt piękną. Niech mnie zobaczy właśnie taką, myślała buntowniczo, a wtedy zobaczymy, czy wciąż mnie będzie chciał.
Ułożyła szczapy i rozpałkę, zapaliła zapałkę i przytknęła ją do pomiętych gazet. Ogień będzie płonął równo bez dalszych starań, ale pozostała przed kominkiem, patrząc z pierwotną satysfakcją, jak zajmują się najpierw drobne gałązki, a potem grubsze szczapy. Drewno było dobrze wysuszone, będzie więc płonąć szybko i wydajnie. Ona też była jak te szczapy, sucha i przez nikogo nierozpalana przez długi czas. Ledwie w ogóle pamiętała, co znaczy płonąć.
Usłyszała dźwięk dzwonka. Natychmiast zmieniła się w kłębek nerwów. Otrzepała pobrudzone sadzą ręce, następnie wytarła je o spodnie na biodrach, brudząc je także.
Niech ujrzy prawdziwą Claire. Niech zobaczy, czy tego właśnie chce.
Wyszła do holu, przystanęła na chwilę, by się opanować, i otworzyła drzwi.
– Wejdź.
– Cześć, Claire – rzekł, także szukając słów. Patrzyli tylko na siebie przez moment, a następnie odwrócili wzrok, w poszukiwaniu bezpieczniejszego terytorium. Wszedł do środka i zobaczyła, że na jego kurtce osiadł drobny śnieg, że ciemność na dworze wiruje puchową bielą, jak mgła.
Zamknęła drzwi.
– Rozpaliłam w kominku. Mogę wziąć twoją kurtkę?
Wieszając ją, poczuła w podszewce ciepło jego ciała. Spotykali się i rozmawiali wielokrotnie, ale po raz pierwszy chłonęła go wszystkimi zmysłami, ciepło jego ciała we wnętrzu kurtki, zapach dymu z drewna i topniejącego śniegu. I pewność, bez patrzenia, że w tym momencie nie odrywa od niej oczu.
Poprowadziła go do pokoju.
Ogień płonął wysoko, rozjaśniając panujący w pokoju mrok kręgiem światła. Claire usiadła na kanapie i wyłączyła palącą się lampę. Ogień dawał dość jasności; chroniła się w półcieniu. Lincoln usiadł obok, ale nie za blisko; odległość świadczyła o neutralności, nierozróżniającej między przyjacielem, kochankiem czy zwykłym znajomym.
– Jak tam Noah? – spytał w końcu, zachowując neutralność nawet w rozmowie.
– Poszedł do łóżka zły. W pewnym sensie chce być ofiarą, chce czuć, że świat jest przeciw niemu. Nic nie mogę zrobić, by zmienić jego sposób myślenia. – Westchnęła i oparła głowę na dłoni. – Przez dziewięć miesięcy oskarżał mnie, że zmusiłam go do tej przeprowadzki. Dzisiaj, gdy powiedziałam, że zastanawiam się nad powrotem do Baltimore, wybuchnął. Powiedział, że nie myślę o jego potrzebach, o tym, czego on chce. Wszystko jedno, co robię, zawsze jest źle. Nie mogę go zadowolić.
– Możesz więc jedynie zadowolić siebie.
– To samolubstwo.
– Naprawdę?
– To tak, jakbym jako matka nie robiła wszystkiego, na co mnie stać.
– Widzę, jak bardzo się starasz, Claire. Żaden rodzic nie jest w stanie zrobić więcej. – Przerwał i westchnął. – A teraz wygląda na to, że dodaję jeszcze jedną komplikację do twego życia, wtedy kiedy jej absolutnie nie potrzebujesz. Ale ja nie mam czasu, Claire. Musiałem to powiedzieć, zanim podjęłaś decyzję. Zanim wyjechałaś z Tranquility. Zanim będzie za późno, bym mógł w ogóle cokolwiek powiedzieć.
W końcu na niego spojrzała. Siedział wpatrzony w podłogę, oparłszy zmęczoną głowę na dłoni.
– Trudno się dziwić, że chcesz wyjechać – rzekł. – To miasteczko nie śpieszy się, by okazać sympatię przybyszom, by im zaufać. Jest kilka osób po prostu wrednych. Ale większość to ludzie tacy sami jak wszędzie. Niektórzy bywają naprawdę dobrzy. Najlepsi ludzie, jakich mogłabyś znaleźć… – Zamilkł, jakby nie miał już nic więcej do powiedzenia.
Minęła chwila.
– Czy znowu przemawiasz w imieniu całego miasteczka, Lincoln? Czy we własnym?
Pokręcił głową.
– Nie o to mi chodziło. Przyszedłem tu, żeby coś powiedzieć, a tymczasem kręcę się tylko wokół tematu. Wiele o tobie myślę, Claire. W gruncie rzeczy myślę o tobie cały czas. Nie jestem pewien, jak sobie z tym poradzić, bo to dla mnie nowe doświadczenie. Chodzę z głową w chmurach.
Uśmiechnęła się. Tak długo myślała o nim jako o stoickim jankesie, konkretnym i praktycznym. Człowieku, który zbyt mocno stąpa po ziemi, by kiedykolwiek stracić głowę.
Wstał i zbliżył się do kominka. Czuł się niepewnie.
– To wszystko, co chciałem ci powiedzieć. Wiem, że to nieprosta sytuacja. Przede wszystkim jest Doreen. Wiem też, że nie mam żadnego doświadczenia w byciu ojcem. Ale jeśli chodzi o sprawy, na których mi naprawdę zależy, jestem bardzo cierpliwy. – Chrząknął. – Pójdę już, nie odprowadzaj mnie.
Zdejmował kurtkę z wieszaka, gdy go dogoniła. Dotknęła jego ramienia, a on odwrócił się, by na nią spojrzeć. Kurtka ześliznęła się i niezauważona upadła na podłogę.
– Wróć i posiedź ze mną. – Ta wyszeptana prośba, uśmiech na jej wargach wystarczały za zaproszenie. Dotknął twarzy Claire, pogładził ją po policzku. Nie pamiętała już, jakie to uczucie – dotknięcie męskiej ręki na ciele. Obudziło pragnienia, tak głębokie, nieoczekiwane i potężne, że westchnęła i zamknęła oczy. Westchnęła ponownie, gdy ją pocałował, gdy ich ciała przywarły do siebie.
Całowali się przez całą drogę do pokoju. Całowali się jeszcze, opadając na kanapę. W kominku osunęło się polano, wywołując deszcz iskier i płomień, rozbłyskując nową jasnością. Wysuszone drewno daje najgorętszy ogień. Gorąco ich własnego ognia spalało ją, spopielając wszelki opór. Leżeli na kanapie, przytulając się do siebie, a ręce badały, odkrywały. Podciągnęła mu koszulę i przesunęła dłonią po plecach. Jego skóra była tam zaskakująco chłodna, jakby całe ciepło było skierowane ku niej, w pocałunkach, którymi pokrywał jej twarz i szyję. Rozpięła mu koszulę, wdychając jego zapach. Dotychczas, w minionych tygodniach, czuła go od czasu do czasu przez krótką chwilę i jakoś utkwił jej w pamięci, więc teraz był znajomy i upajający.
Читать дальше