– Już to zrobiłeś – pocieszyła Claire Elwyna, klepiąc go po ramieniu. Zupełnie jakby poklepała przez cienki płaszcz wiązkę patyków. – Zaraz zobaczę, co z nią jest.
Claire weszła do kuchni. Jej wzrok padł na ścianę. Krew – przyszło jej natychmiast do głowy na widok jaskrawych plam. Potem dopiero dostrzegła słowa, wypisane czerwonym sprayem na drzwiach szafek:
KURWA SZATANA – Wiedziałam, że tak się skończy – powiedziała cicho Rachel. Siedziała przy kuchennym stole, przyciskając do głowy plastikową torebkę z lodem. Krew zaschła jej na policzku i skleiła pasma czarnych włosów. Na ziemi wokół jej stóp leżały kawałki rozbitego szkła. – To była tylko kwestia czasu.
Claire przysunęła sobie krzesło.
– Proszę pokazać głowę.
– Ludzie są takimi nieprawdopodobnymi ignorantami. Wystarczy jeden idiota, który ich nakręci, a zaraz zaczyna się… – roześmiała się urywanie -… polowanie na czarownice.
Claire delikatnie odjęła pakiet lodu od głowy Rachel. Choć przecięcie nie było głębokie, obficie krwawiło. Będzie wymagało co najmniej sześciu szwów.
– Czy to od szkła?
Rachel kiwnęła głową i natychmiast skrzywiła się, jakby ten prosty ruch pobudził ból.
– Nie widziałam, że leci kamień. Byłam tak zła o tę farbę, o bałagan, jakiego tu narobili. Nie zdawałam sobie sprawy, że są pod domem, widzą, jak wchodzę. Stałam tu, patrząc na szafki, gdy wpadł kamień, tłukąc okno. – Machnęła ręką w stronę zabitego teraz deskami okna. – Elwyn założył deski.
– A skąd on się tu wziął?
– Och, ten stuknięty Elwyn zawsze przechodzi z psami przez moje podwórko. Zobaczył wybitą szybę i zaszedł zobaczyć, co ze mną.
– To miło z jego strony. Mogłaby pani trafić na gorszego sąsiada.
– Pewnie tak – przyznała Rachel niechętnie. – W każdym razie ma serce na właściwym miejscu.
Claire otworzyła torbę lekarską i wyjęła zestaw do nakładania szwów. Zaczęła przemywać ranę Rachel betadiną.
– Czy straciła pani przytomność?
– Nie pamiętam.
– Nie jest pani pewna?
– Chyba trochę mnie oszołomiło. Ocknęłam się na podłodze, ale nie pamiętam, jak się tam znalazłam.
– Powinna pani być dziś pod obserwacją. Gdyby było krwawienie wewnątrz czaszki…
– Nie mogę iść do szpitala. Nie jestem ubezpieczona.
– Nie powinna pani zostawać sama w domu. Mogę załatwić bezpośrednie przyjęcie.
– Nie mam także pieniędzy. Nie mogę płacić za szpital. Claire przyglądała się przez chwilę swojej pacjentce, zastanawiając się, jak dalece powinna nalegać.
– No dobrze. Ale jeśli ma pani zostać w domu, to ktoś jeszcze powinien tu być.
– Nie mam nikogo.
– Przyjaciel? Sąsiad?
– Nikt mi nie przychodzi do głowy.
Usłyszały głośne pukanie do drzwi.
– Hej! – krzyknął Elwyn przez drzwi. – Mogę wejść i skorzystać z ubikacji?
– Nadal jest pani pewna, że nie ma nikogo? – spytała Claire ze znaczącym spojrzeniem ku Elwynowi.
Rachel zamknęła oczy i westchnęła.
Wóz policyjny właśnie wyłonił się z ciemności, gdy Claire wyszła ponownie na ganek Rachel. Razem z Elwynem przyglądała się wysiadającemu policjantowi. Gdy przeciął podwórze i wszedł w krąg światła, rozpoznała Marka Dolana. Zdziwiło ją to, ponieważ zazwyczaj pracował na późniejszej, nocnej zmianie. Nigdy go nie lubiła, a teraz, mając w pamięci, co powiedział jej Mitchell Groome, też nie poczuła do niego sympatii.
– Jakieś problemy? – spytał.
– Dzwoniłem po was ponad godzinę temu – powiedział gderliwie Elwyn.
– Dobra, dobra, ale jesteśmy zawaleni wezwaniami. Wandalizm nie jest wśród nich najważniejszy. Więc o co chodzi? Ktoś przyszedł i wybił okno?
– To coś więcej niż wandalizm – powiedziała Claire. – To występek biorący się z nienawiści. Rzucili kamieniem w okno i Rachel dostała w głowę. Mogła odnieść poważne obrażenia.
– A gdzie tu nienawiść?
– Zaatakowano ją z powodu jej przekonań religijnych.
– Jaka to religia?
– Jest czarownicą, ty tępy kretynie! – wybuchnął Elwyn. – Wszyscy to wiedzą!
Dolan uśmiechnął się z politowaniem.
– To niezbyt miłe z twojej strony, że ją tak nazywasz, Elwyn.
– Co złego w nazywaniu jej czarownicą, skoro tym właśnie jest? Jeśli jej to pasuje, dobra, mnie nic do tego. Uważam, że lepsza czarownica niż wegetarianka. Chociaż tego też nie mam jej za złe.
– Nie nazwałbym jej przekonań religią.
– Wszystko jedno, jak je nazwiesz. To, że kobieta chce wierzyć w jakieś tam bajeczki, nie znaczy, że można w nią ciskać kamieniami!
– To jest przestępstwo z nienawiści – upierała się Claire. – Niech pan tego nie traktuje jak zwykłego aktu wandalizmu.
Dolan uśmiechnął się szyderczo.
– Potraktuję to tak, jak uznam za stosowne – oświadczył, wchodząc po schodkach i znikając we wnętrzu.
Claire i Elwyn stali przez chwilę w milczeniu.
– Zasługuje na coś lepszego – powiedział w końcu. – To dobra kobieta i zasługuje na lepsze przyjęcie, niż ją spotkało w naszym miasteczku.
Claire spojrzała na niego.
– A ty jesteś dobrym człowiekiem, Elwyn. Dziękuję, że z nią dzisiaj zostaniesz.
– No, taaa, teraz zrobiła się z tego grubsza afera, nie? – mruknął, schodząc po schodkach. – Muszę najpierw zabrać psy do domu, bo tylko ją denerwują. Równie dobrze mogę od razu załatwić i ten drugi interes. Skoro już jej obiecałem.
– Co takiego?
– Kąpiel – mruknął i zniknął między drzewami, a psy pobiegły jego śladem.
Było już późno i Noah spał, gdy w końcu odezwał się telefon.
– Już kilkanaście razy brałem słuchawkę, by do ciebie zadzwonić – powiedział Lincoln – i zawsze coś mi przerywało. Pracujemy na dwie zmiany, by obsłużyć wszystkie wezwania.
– Słyszałeś o napaści na Rachel Sorkin?
– Mark wspomniał o tym.
– Czy wspomniał także, że jest kompletnym palantem?
– Co takiego zrobił?
– Raczej czego nie zrobił. Nie potraktował tej sprawy poważnie. Uznał ją za zwykły akt wandalizmu.
– Powiedział mi, że to tylko rozbita szyba.
– Wandale wypisali w jej kuchni sprayem „kurwa szatana”. Zapadła cisza. Gdy się w końcu odezwał, usłyszała w jego głosie ledwie skrywany gniew.
– Te diabelskie spekulacje zaszły już za daleko. Muszę dopaść tę cholerną Damaris Horne, zanim zacznie wypisywać bzdury o przekleństwie Penobscotów.
– Nie mówiłeś jej o swojej rozmowie z Vince’em?
– Nie, skąd. Staram się jej unikać.
– Kiedy z nią będziesz rozmawiał, możesz ją zapytać o jej kumpla, policjanta Dolana.
– Czy to znaczy to, co myślę, że znaczy?
– Usłyszałam o tym od jednego z reporterów, Mitchella Groome’a. Widział ich razem.
– Pytałem już Marka, czy z nią rozmawiał. Absolutnie zaprzecza. Nie mogę podjąć działań przeciw niemu bez dowodów.
– Ufasz jego słowu?
Milczenie.
– Szczerze mówiąc, nie wiem. – Westchnął. – Ostatnio dowiaduję się o moich sąsiadach i przyjaciołach rzeczy, których się nawet nie domyślałem. Których nie chcę wiedzieć. – Z jego głosu zniknął gniew. – Ale nie dzwonię, by rozmawiać o Marku Dolanie.
– A dlaczego dzwonisz?
– By porozmawiać o tym, co stało się ostatniej nocy. Między nami.
Zamknęła oczy, nastawiając się na słowa przeprosin. Jakaś jej część chciała być znowu wolna. Znaczyłoby to, że może stąd wyjechać, nie oglądając się za siebie, nie dręcząc się decyzją.
Читать дальше