– Zostawiłam wiadomość na komendzie. Komendanta dziś rano coś zatrzymało.
– To pewnie przez te nocne inspekcje samochodów – zażartowała pani Lubec.
– Co takiego? – Fern spojrzała na nią pytająco.
– Słyszałam to u Monaghana. Wszystkie Dinozaury o tym gadały.
– I co mówili? – Pytanie Fern zabrzmiało ostrzej, niż chciała. Postarała się odzyskać panowanie nad sobą, zapobiec rumieńcowi.
– Och, późnym wieczorem komendant Kelly i doktor Elliot tak się rozgrzali, że zaparowali szyby w samochodzie. To nie znaczy, że biednemu człowiekowi nic się nie należy od życia, po tych wszystkich latach… – Głos pani Lubec zamarł na widok zmartwiałej twarzy Fern.
– Czy możemy wrócić do naszej sprawy? – przerwał Lieberman.
Tak, oczywiście – wyszeptała Fern. To tylko plotki. Lincoln broni tej kobiety publicznie i zaraz całe miasto myśli, że ze sobą sypiają. Jeszcze kilka miesięcy temu to Fern była domniemaną kobietą w jego życiu. Też plotki, które wzięły się stąd, że spędzali ze sobą długie godziny, opracowując szkolny projekt DARE. Zmusiła się, by przestać myśleć o Claire Elliot. Skierowała swoją irytację na Liebermana, który starał się przejąć kierowanie zebraniem.
– Brutalna siła nie działa dobrze w tej grupie wiekowej – mówił właśnie. – Mamy tu do czynienia z takim stadium rozwoju, w którym buntują się właśnie przeciwko władzy. Przyciśnięcie tych dzieciaków, pokazanie swojej przewagi, to nie jest właściwy komunikat.
– Jest mi już wszystko jedno, jaki komunikat im wysyłam – odrzekła Fern. – Moim obowiązkiem jest nie dopuścić, by się wzajemnie pozabijali.
– Więc należy zagrozić im utratą czegoś, na czym im zależy. Zajęć sportowych, wycieczki szkolnej. A co z tą zabawą, która jest planowana? To chyba dla nich znaczące wydarzenie?
– Już dwa razy ją przekładaliśmy – wyjaśniła Fern. – Najpierw z powodu pani Horatio, potem przez te wszystkie bójki.
– Ale czy pani nie rozumie, że to jest właśnie coś pozytywnego, co można im zaproponować? Marchewka za dobre zachowanie. Ja bym tego nie odwoływał. Jakie inne mają zachęty?
– A co z groźbą śmierci? – mruknęła nauczycielka angielskiego.
– Pozytywne wzmacnianie – oświadczył Lieberman. – To mantra, którą powinniśmy zapamiętać. Pozytywne. Pozytywne.
– Zabawa może okazać się katastrofą – powiedziała Fern. – Dwie setki dzieci w zatłoczonej sali gimnastycznej. Wystarczy jedna bójka na pięści, a będziemy mieli wrzeszczący tłum.
– Więc z góry usuńmy rozrabiaków. To właśnie nazywam pozytywnym wzmocnieniem. Każdy, kto wychyli się choć na centymetr poza wyznaczone granice, zostaje wykluczony. – Przerwał na chwilę. – Ci dwaj chłopcy, którzy dzisiaj wdali się w bójkę…
– Noah Elliot i J.D. Reid.
– Zacznijmy od zrobienia z nich przykładu.
– Zawiesiłam ich do końca tygodnia – powiedziała Fern. – Rodzice już po nich jadą.
– Na pani miejscu wyjaśniłbym całej szkole, że na zabawie nie będzie ani tych chłopców, ani żadnych innych rozrabiaków. Należy postawić ich jako przykład tego, czego nie wolno robić.
W przedłużającej się ciszy oczy wszystkich zwróciły się na Fern. Czekali na jej decyzję, ale ona była już zmęczona decydowaniem i znoszeniem oskarżeń, gdy coś poszło nie tak. A teraz siedział tu ten doktor Lieberman, mówiąc jej, co powinna zrobić, więc niemal z radością poddała się jego opiniom. Szansie przerzucenia odpowiedzialności na kogoś innego.
– No dobrze. Zabawa wraca do planu.
Zapukano do drzwi. Puls Fern przyśpieszył, gdy do pokoju wszedł Lincoln Kelly. Dzisiaj nie był w mundurze, ale w dżinsach i starej kurtce myśliwskiej. Niósł ze sobą zapach zimy, a we włosach migotały mu płatki śniegu. Wyglądał na zmęczonego, lecz to tylko podkreślało jego atrakcyjność. Pomyślała, jak już wielokrotnie przedtem: Potrzebujesz oddanej kobiety, która by się o ciebie troszczyła.
– Przepraszam za spóźnienie – odezwał się. – Dopiero przed chwilą wróciłem do miasta.
– Już kończymy spotkanie – powiedziała Fern. – Ale ty i ja musimy porozmawiać, jeśli masz chwilę czasu. – Wstała i natychmiast się zmieszała, bo patrzył w zdziwieniu na jej niedbały strój. – Musiałam przerwać kolejną bójkę i wylądowałam na ziemi – wyjaśniła. Obciągnęła bluzę. – Awaryjny komplet na zmianę. Niezbyt twarzowy kolor.
– Nic ci się nie stało?
– Nie. Choć bolesne jest zniszczenie pary włoskich pantofli.
Uśmiechnął się, co miało znaczyć, iż mimo niechlujnego wyglądu emanuje urokiem i dowcipem, a on potrafi to docenić.
– Poczekam na ciebie w sekretariacie – powiedział, wychodząc.
Nie mogła po prostu wyjść z sali i do niego dołączyć. Najpierw musiała zakończyć spotkanie. Zanim się w końcu elegancko uwolniła, minęło pięć minut i Lincoln nie był już w sekretariacie sam.
Była z nim Claire Elliot.
Wydawało się, że nie zauważyli Fern wychodzącej z sali konferencyjnej, tak całkowicie byli sobą nawzajem pochłonięci. Nie dotykali się, ale na twarzy Lincolna malowało się takie ożywienie, jakiego Fern nigdy nie widziała. Zupełnie jakby obudził się po długiej hibernacji, by dołączyć do żywych.
Ból, jaki w tej chwili poczuła, był niemal fizyczny. Zrobiła krok w ich stronę, ale nagle nie miała nic do powiedzenia. Cóż on takiego widzi w tobie, czego nie widzi we mnie? – zastanawiała się, patrząc na Claire. Przez te wszystkie lata była świadkiem powolnego rozpadu małżeństwa Lincolna i myślała, że w końcu czas okaże się jej sprzymierzeńcem. Doreen zniknie, a Fern zajmie jej miejsce. Tymczasem pojawiła się skądś ta kobieta, tak zwyczajnie wyglądająca kobieta w śniegowcach i brązowym golfie, i natychmiast znalazła się na czele kolejki. Nie pasujesz, pomyślała Fern zjadliwie, gdy Claire odwróciła się w jej stronę. Nigdy tu nie pasowałaś.
– Zadzwoniła do mnie Mary Delahanty – powiedziała Claire. – Jak rozumiem, Noah wdał się w kolejną bójkę.
– Pani syn został zawieszony – oświadczyła Fern bez ogródek. Chciała zadać jej ból i z zadowoleniem dostrzegła, że Claire drgnęła.
– Co się stało?
– Wdał się w bójkę o dziewczynę. Najwyraźniej pozwalał sobie na zbyt wiele i brat dziewczyny wystąpił w obronie siostry.
– Trudno mi w to uwierzyć. Mój syn nigdy nie wspomniał o żadnej dziewczynie…
– Dzieciom nie jest łatwo w obecnych czasach porozumieć się z rodzicami, kiedy ci są tak zajęci pracą zawodową. – Fern chciała zranić Claire Elliot i najwyraźniej jej się to udało, bo na policzki Claire wypłynął rumieniec winy. Fern doskonale wiedziała, w co celować: w najdrażliwsze miejsce każdego rodzica, uwrażliwione przez wyrzuty sumienia i brzemię odpowiedzialności.
Fern – powiedział Lincoln. Usłyszała w jego głosie naganę. Odwróciła się w jego stronę i nagle poczuła głęboki wstyd. Straciła panowanie nad sobą, dała upust złości, ukazując się z najgorszej strony, podczas gdy Claire grała rolę niewiniątka.
Opanowanym głosem oznajmiła:
– Pani syn czeka w pokoju zatrzymań. Może go pani zabrać do domu.
– Kiedy będzie mógł wrócić do szkoły?
– Jeszcze nie podjęłam decyzji. Spotkam się z jego nauczycielami i wysłucham ich opinii. Kara musi być tak surowa, by dwukrotnie pomyślał, zanim znów spowoduje kłopoty. – Spojrzała na Claire. – Już wcześniej miewał problemy, prawda?
– Był tylko ten incydent z deskorolką…
– Nie, mówię o tym, co było wcześniej. W Baltimore. Zaszokowana Claire patrzyła na nią w milczeniu. A więc to prawda, pomyślała Fern z satysfakcją. Ten chłopiec zawsze był problemem.
Читать дальше