– A zatem zawsze szukacie wzorców w przyrodzie, prawda? Korelacji. No więc taki właśnie wzorzec dostrzegam i w tym roku, i w 1946. W kwietniu i maju w mieście zanotowano rekordowe opady deszczu. Rzeka Locust wystąpiła z brzegów i zniszczyła stojące na brzegach domy. Potem deszcze kończą się – w lipcu i sierpniu nie pada w ogóle. Co więcej, jest niezwykle gorąco. Tak gorąco, że oba lata trafiają do księgi rekordów. – Zaczerpnął powietrza i wolno je wypuścił. – W końcu, w listopadzie, zaczyna się to wszystko dziać.
– Co takiego?
– Morderstwa.
Vince nic nie mówił. Siedział z nieprzeniknioną miną.
– Wiem, że to zwariowana teoria – powiedział Lincoln.
– Nie ma pan pojęcia, jak bardzo.
– Ale korelacja istnieje. Doktor Elliot uważa, że to może być zjawisko przyrodnicze. Jakaś nowa bakteria czy algi w jeziorze, wywołujące zmiany osobowości. Czytałem o czymś podobnym, dotyczyło to rzek na południu. Mikroorganizm, który zabija miliony ryb. Produkuje toksynę, działającą także na ludzi, uszkadzającą ich koncentrację, czasem powodującą napady wściekłości.
– Pewnie mówi pan o dinoflagellata. To rodzaj planktonu.
– Tak. Być może u nas dzieje się coś podobnego. Dlatego chcę zebrać informacje o sprawie rodziny Gowów. Konkretnie chcę wiedzieć, czy w roku, w którym zginęli, były obfite deszcze. Rządowe dane powodziowe nie sięgają tak daleko w przeszłość, dlatego potrzebuję relacji prasowych.
Vince w końcu zrozumiał.
– Chce pan zobaczyć moje wycinki prasowe.
– Być może zawierają informacje, których szukam.
– Powódź. – Vince wyprostował się i zmarszczył brwi, jakby usiłował przywołać jakieś wspomnienie. – To dziwne. Wydaje mi się, że coś sobie przypominam na temat powodzi… – Okręcił się na krześle ku szafce, wyciągnął szufladę i przerzucił kilka teczek. – Gdzie ja to widziałem? Gdzie, gdzie… – Wyciągnął teczkę, opisaną „Listopad 1887, Two Hills Herald„. W środku był plik fotokopii artykułów prasowych.
– Deszcze byłyby na wiosnę – powiedział Lincoln. – Nie będzie nic o tym w wycinkach z listopada…
– Nie, to ma coś wspólnego ze sprawą Gowów. Pamiętam, że to odnotowałem. – Przerzucał fotokopie, w końcu zatrzymał się przy jednej i przyjrzał pomiętej stronie. – Tak, tu jest ten artykuł z datą dwudziestego trzeciego listopada. Tytuł: SIEDEMNASTOLATEK ZABIJA SWOJĄ RODZINĘ. PIĘĆ OFIAR. Dalej jest mowa o zmarłych: państwu Teodorostwu Gow, ich dzieciach Jennie i Josephie, oraz matce pani Gow, Althei Frick. – Odłożył kartkę na bok. – Już pamiętam. To było w nekrologach.
– Co było?
Vince wyciągnął kolejną fotokopię.
– Tu jest nekrolog matki pani Gow. „Althea Frick, sześćdziesiąt dwa lata, zabita na początku minionego tygodnia, została pochowana 30 listopada podczas wspólnego pogrzebu z rodziną Theodora Gow. Urodzona w Two Hills, była córka Petrasa i Marii Goose. Oddana matka dwojga dzieci. Przez czterdzieści jeden lat wierna żona Donata Fricka, który utopił się minionej wiosny… – Głos Vince’a nagle umilkł. Doktorant podniósł wzrok na Lincolna -… gdy rzeka Locust wystąpiła z brzegów”.
Patrzyli na siebie, obaj pod wrażeniem tego nieoczekiwanego potwierdzenia. Przy nogach Vince’a stał piecyk elektryczny ze spiralą świecącą jasno-pomarańczowym światłem. Nic jednak nie było w stanie zwalczyć chłodu, jaki w tym momencie ogarnął Lincolna, który na chwilę zwątpił, czy kiedykolwiek zdoła się znów rozgrzać.
– Kilka tygodni temu – powiedział – wspomniał pan Indian z plemienia Penobscot. Mówił pan, że odmawiali osiedlania się w pobliżu jeziora Locust.
– Tak. Było objęte tabu, tak samo jak niższa część Beech Hill, gdzie płynie potok Meegawki. Uważali, że to niezdrowe miejsce.
– Czy wie pan, dlaczego było uważane za niezdrowe?
– Nie.
Lincoln zamyślił się.
– Nazwa Meegawki – to słowo pewnie pochodzi z języka Penobscotów?
– Tak. To zniekształcone Sankadelak Migah’ke, ich nazwa dla tego obszaru. Sankadelak w wolnym przekładzie to potok.
– A co znaczy to drugie słowo?
– Lepiej to sprawdzę. – Vince okręcił się na krześle i sięgnął na półkę po dość sfatygowany egzemplarz Języka Penobscotów. Szybko znalazł odpowiednią stronę. – No tak, miałem rację co do Sankade’lak. Oznacza rzekę lub strumień.
– A to drugie?
– Migah’ke znaczy „walczyć” lub… – Vince przerwał. Uniósł wzrok na Lincolna. – Lub „zabijać”.
Patrzyli się na siebie w milczeniu.
– To wyjaśniałoby tabu – powiedział w końcu Lincoln cicho.
Vince przełknął ślinę.
– Tak. To „zabójczy strumień”. Strumień, który zabija.
– Grube dupsko – syknął J.D. Reid z sekcji puzonów. – Barry ma grube dupsko!
Noah uniósł wzrok i zerknął z ukosa na swego partnera przy pulpicie, Barry’ego Knowltona. Biedny grubas mocno ściskał saksofon, starając się skoncentrować na zachowaniu rytmu, ale spurpurowiał i zaczął się pocić, jak zawsze, gdy odczuwał stres. Barry Knowlton pocił się i na sali gimnastycznej, i odmieniając czasowniki na lekcji francuskiego, i wtedy, gdy odezwała się do niego jakaś dziewczyna. Najpierw się rumienił, potem na jego czole i skroniach zbierały się małe kropelki, a już po chwili strumyczki potu spływały z niego jak lody topniejące w upale.
– Ludzie, to dupsko jest takie grube, że gdyby je wystrzelić w kosmos, mielibyśmy drugi księżyc.
Kropla potu kapnęła z twarzy Barry’ego na saksofon. Ściskał instrument tak mocno, że palce mu całkiem zbielały. Noah odwrócił się.
– Odczep się, J.D.
– Oooch. Teraz chuda dupa jest zazdrosna, że się na nią nie zwraca uwagi. Stąd mam niezły widok. Gruba dupa i chuda dupa, do pary.
– Powiedziałem, odczep się!
Reszta zespołu przestała grać i w nagłej ciszy „odczep się” Noaha rozległo się z pełną mocą.
– Noah, co tam się dzieje?
Noah odwrócił się i zobaczył, że pan Sanborn marszczy brwi. Pan Sanborn był fajnym facetem, jednym z ulubionych nauczycieli Noaha, ale był też kompletnie ślepy na to, co się dzieje w klasie.
– Noah usiłuje wywołać bójkę, proszę pana – powiedział J.D.
– Co takiego? To on usiłuje wywołać bójkę! – zaprotestował Noah.
– Nie sądzę – prześmiewał się J.D.
– Nigdy nie odpuści! Wciąż robi głupie komentarze! Pan Sanborn znużonym gestem skrzyżował ramiona.
– Jakie komentarze, mogę wiedzieć?
– Powiedział… powiedział… – Noah przerwał i spojrzał na Barry’ego, napiętego jak struna, która za chwilę się zerwie. – No, to były obraźliwe uwagi.
Ku zaskoczeniu wszystkich, Barry nagle kopnął pulpit tak, że go przewrócił, rozrzucając wokół kartki z nutami.
– Nazwał mnie grubym dupskiem! Tak mnie nazwał!
– Hej, to nie obraźliwa uwaga, to prawda! – powiedział J.D.
Przez salę przeleciał śmiech.
– Przestańcie! – wrzasnął Barry. – Przestańcie się ze mnie śmiać!
– Barry, usiądź, proszę.
Barry zwrócił się do pana Sanborna.
– Nigdy pan nic nie robi! Nikt nic nie robi! Pozwala mu pan mnie prześladować, a wszystkich to gówno obchodzi!
– Barry, musisz się uspokoić. Wyjdź, proszę, do holu i ochłoń trochę.
Barry cisnął saksofon na krzesło.
– Wielkie dzięki, proszę pana – powiedział i wyszedł z sali.
– Oooch. Księżyc w pełni znika – szepnął J.D. Noah w końcu nie wytrzymał.
Читать дальше