– Alarm na OIOM-ie. Alarm na OIOM-ie.
Claire natychmiast zerwała się na równe nogi. Na OIOM-ie leżał jej pacjent z udarem.
Wypadła z sali konferencyjnej i pobiegła ku schodom. Piętro wyżej, na OIOM-ie, z ulgą stwierdziła, że to nie jej pacjent jest w niebezpieczeństwie. Kryzys nastąpił na łóżku numer sześć. Zgromadziło się już przy nim sporo personelu.
Rozstąpili się, by przepuścić Claire.
Przede wszystkim poczuła zapach. Był to zapach dymu i spalonych włosów. Jego źródłem był leżący na łóżku wielki, osmalony mężczyzna. Doktor McNally ukucnął za głową pacjenta, usiłując bezskutecznie wsunąć mu rurkę dotchawiczną. Claire rzuciła okiem na monitor pracy serca.
Bradykardia. Serce pacjenta biło, ale powoli.
– Jakie ciśnienie krwi? – spytała.
– Wydaje mi się, że skurczowe dziewięćdziesiąt – powiedziała pielęgniarka. – Jest taki wielki, że z trudem je słyszę.
– Nie jestem w stanie go intubować! – zawołał McNally. – Dajcie mu jeszcze tlen!
Technik przytknął maskę tlenową do twarzy pacjenta i nacisnął zbiornik tlenu, wtłaczając go do płuc pacjenta.
– Ma tak krótką i grubą szyję, że nie widzę strun głosowych – narzekał McNally.
– Anestezjolog już jedzie z domu – zawiadomiła pielęgniarka. – Czy mam wezwać także chirurga?
– Tak, proszę. Potrzebna będzie tracheotomia. – Spojrzał na Claire. – Chyba że tobie uda się go zaintubować.
Nie sądziłaby jej się udało, ale chciała spróbować. Z bijącym sercem przesunęła się do głowy pacjenta i miała mu właśnie wsunąć laryngoskop, gdy zauważyła, że powieki pacjenta drgają.
Wyprostowała się, zaskoczona.
– On jest przytomny!
– Co takiego?
– Wydaje mi się, że jest przytomny!
– To dlaczego nie oddycha?
– Dajcie mu tlen! – powiedziała Claire, odsuwając się, by technik mógł podejść z respiratorem. Gdy nakładano maskę i wtłaczano tlen do płuc pacjenta, Claire błyskawicznie zastanawiała się nad sytuacją. Powieki mężczyzny rzeczywiście drgały, jakby starał się je otworzyć. A jednak nie oddychał, a jego kończyny pozostawały bezwładne.
– Jaka jest jego historia?
– Dziś po południu przywiozło go pogotowie – powiedział McNally. – Jest strażakiem ochotnikiem, który zemdlał podczas akcji. Nie wiemy czy nałykał się dymu, czy serce mu wysiadło, ale musieli go wynieść z budynku. Przyjęliśmy go z powodu powierzchniowych oparzeń i groźby zawału serca.
– Dotychczas był całkiem w porządku – powiedziała pielęgniarka z OIOM-u. – Nawet rozmawialiśmy przed chwilą. Dałam mu dawkę gentamycyny, a wtedy nagle nastąpiło zwolnienie akcji serca. Zdałam sobie sprawę, że przestał oddychać.
– Dlaczego otrzymał gentamycynę? – spytała Claire.
– Z powodu oparzeń. Jedna z ran była bardzo zanieczyszczona.
– Słuchaj, nie możemy przez całą noc dawać mu tlenu – powiedział McNally. – Czy chirurg został wezwany?
– Tak.
– To przygotujmy go do tracheotomii.
– Może nie będzie potrzebna, Gordon – oznajmiła Claire.
– Nie dałem rady wsunąć rurki dotchawicznej. Może ty? – McNally spojrzał sceptycznie.
– Spróbujmy najpierw czegoś innego. – Claire zwróciła się do pielęgniarki: – Dajcie mu dożylnie ampułkę wapna.
Pielęgniarka spojrzała pytająco na McNally’ego, który pokręcił ze zdziwieniem głową.
– Dlaczego chcesz mu dać wapno? – zapytał.
– Tuż przez zatrzymaniem oddechu dostał antybiotyk, tak? – powiedziała Claire.
– Tak, z powodu otwartej rany oparzeniowej.
– I zaraz potem zatrzymał mu się oddech. Ale nie stracił przytomności. Wydaje mi się, że jest wciąż świadomy. Co to znaczy?
Nagle McNally zrozumiał.
– Paraliż nerwowo-mięśniowy. Po gentamycynie?
Kiwnęła głową.
– Nigdy tego nie widziałam, ale czytałam o takich przypadkach. Przeciwdziała się temu, podając wapno.
– Podaję wapno – oznajmiła pielęgniarka.
Wszyscy patrzyli. Przedłużającą się ciszę przerywał tylko równomierny syk wtłaczanego przez maskę tlenu. Pierwsze zareagowały powieki pacjenta. Strażak powoli otworzył oczy, usiłując skupić wzrok na twarzy Claire.
– Wciąga powietrze – powiedział technik znad respiratora. Po kilku sekundach pacjent zakaszlał, odetchnął głośno i znów zakaszlał. Podniósł rękę i próbował odepchnąć maskę.
– Chyba chce coś powiedzieć – rzekła Claire. – Pozwólmy mu.
Gdy zdjęto maskę, pacjentowi wyraźnie ulżyło.
– Czy chce pan coś powiedzieć? – spytała Claire. Mężczyzna kiwnął głową. Wszyscy nachylili się, by usłyszeć jego pierwsze słowa.
– Proszę – wyszeptał.
– Tak?
– Nie… róbcie… tego… więcej.
Zgromadzeni wybuchnęli śmiechem. Claire poklepała mężczyznę po ramieniu i spojrzała na pielęgniarki.
– Chyba możemy odwołać tracheotomię.
– Cieszę się, że ktoś tu jeszcze ma poczucie humoru – oświadczył McNally, odchodząc z Claire od łóżka strażaka kilka minut później. – Ostatnio było dosyć ponuro. – Zatrzymał się przy dyżurce pielęgniarek i spojrzał na rząd monitorów. – Nie wiem, gdzie moglibyśmy jeszcze kogoś zmieścić.
Claire ze zdumieniem patrzyła na osiem zapisów pracy serca, biegnących przez monitory. Odwróciła się i z niedowierzaniem objęła wzrokiem OIOM.
Wszystkie łóżka były zajęte.
– Cóż się tu, do licha, dzieje? – spytała. – Gdy byłam rano na obchodzie, leżał tutaj tylko mój pacjent.
– Zaczęło się na moim dyżurze. Najpierw mała dziewczynka z urazem głowy. Potem wypadek na Barnstown Road. Potem jakiś stuknięty dzieciak podpalił dom. – McNally pokręcił głową. – Na ostrym dyżurze cały dzień nie ma chwili spokoju, a pacjenci nie przestają napływać.
Odezwał się megafon szpitalny: „Doktor McNally na ostry dyżur. Doktor McNally na ostry dyżur”. Westchnął i odwrócił się, żeby odejść.
– To chyba przez pełnię księżyca.
Noah zdjął kurtkę i położył na skale. Granit był ciepły, nagrzany całodziennym słońcem. Odwrócił się i przez zmrużone powieki spojrzał na jezioro. Popołudnie było bezwietrzne, a w wodzie, jak w gładkim, lśniącym lustrze, odbijało się niebo i bezlistne drzewa.
– Tęsknię za latem – powiedziała Amelia.
Spojrzał na nią. Siedziała na najwyższej skale, opierając brodę na kolanach okrytych niebieskimi dżinsami. Blond włosy odgarnęła za jedno ucho, odsłaniając gojącą się rankę na skroni. Ciekaw był, czy zostanie jej blizna, i właściwie miał nadzieję, że tak – taka malutka, tyle tylko, by go nigdy nie zapomniała. Codziennie rano, patrząc w lustro, będzie widziała niewielki ślad kuli i wspomni Noaha Elliota. Amelia uniosła twarz do słońca.
– Szkoda, że nie możemy pominąć zimy. Choć jednej zimy. Wspiął się wyżej i usiadł koło niej. Nie za blisko, nie za daleko. Prawie jej dotykając, ale niezupełnie.
– No, nie wiem, ja się jakoś tam cieszę na zimę.
– Nie wiesz, jak tu wtedy jest.
– Jak?
Patrzyła na jezioro niemal z wyrazem lęku na twarzy.
– Za parę tygodni zacznie zamarzać. Najpierw pojawią się kawałki lodu wzdłuż brzegu. Do grudnia lód pokryje całe jezioro, tak grubo, że będzie można po nim chodzić. Wtedy w nocy zacznie wydawać dźwięki.
– Jakie dźwięki?
– Jakby ktoś jęczał. Jakby cierpiał.
Zaczął się śmiać, ale umilkł pod jej spojrzeniem.
– Nie wierzysz mi, co? – powiedziała. – Czasami budzę się w nocy i wydaje mi się, że to zły sen. A to tylko jezioro wydaje te okropne odgłosy.
Читать дальше