Nie, nie jestem samotny. Bynajmniej. Chodzę z dziewczynami i mam niemało przyjaciół, a nawet bywam zapraszany na przyjęcia pod gołym niebem, -na których piecze się mięso na rożnie. Ale w tym czasie, gdy trafiliśmy do domu Seymoura Wallisa, trwałem w zastoju, nie wiedziałem, czego chcę od życia ani czego życie chce ode mnie. Sądzę, że wielu ludzi czuło się podobnie, gdy wybrano Cartera na prezydenta. Przynajmniej z Nixonem było wiadomo, kto trzyma czyją stronę.
Może to, co przytrafiło się Danowi Machinowi, pomogło mi zebrać się do kupy. Było to tak niesamowite i przerażające, że nie mogłem myśleć o niczym innym. Nawet gdy Dań zamknął oczy, parę sekund po tym, jak wpadliśmy do pokoju, i opadł na poduszkę, wciąż zszokowany dygotałem ze strachu i czułem dreszcz przerażenia.
Pielęgniarka wydukała:
– On… on…
Doktor Jarvis podszedł ostrożnie do Dana Machina, chwycił jego przegub i sprawdził puls. Następnie odetchnął głęboko i uniósł mu powiekę. Poczułem, że cofam się odruchowo, bojąc się, że te oczy będą jeszcze ogniście czerwone. Ale nie były. Odzyskały swój zwykły szary kolor. Najwyraźniej Dań zapadł znowu w letarg.
– Siostro, chcę tu natychmiast mieć całą aparaturę diagnostyczną. I proszę skontaktować się z doktorem Foleyem.
Pielęgniarka skinęła głową i wyszła z pokoju, najwyraźniej zadowolona, że ma inne zajęcie… Podszedłem do łóżka Dana i przyjrzałem się jego bladej, wymizerowanej twarzy. Już nie wyglądał jak stuknięty naukowiec z Kansas. Miał zbyt głębokie bruzdy wokół ust i zbyt bladą cerę. Ale przynajmniej oddychał normalnie.
Zerknąłem na doktora Jarvisa. Notował coś w kartotece ze skupionym i zmartwionym wyrazem twarzy.
– Czy pan wie, co to było? – zapytałem cicho. Nie podniósł głowy ani nie odpowiedział.
– Te czerwone oczy… Czy orientuje się pan, doktorze, co mogło być przyczyną? Przestał pisać i popatrzył na mnie.
– Chcę dokładnie wiedzieć, w jaką to sprawę z oddychaniem byliście panowie wmieszani wczoraj wieczorem. Jest pan absolutnie przekonany, że nie były to narkotyki?
– Gdyby tak było, powiedziałbym panu. To miało związek z pewnym domem przy Pilarcitos.
– Domem?
– Właśnie. Obaj pracujemy w wydziale sanitarno-epidemiologicznym. Właściciel domu zaprosił nas, abyśmy przyszli i posłuchali oddychania. Twierdził, że dom wydaje taki dźwięk, jakby oddychał. Nie wiedział, co to jest, i prosił o pomoc.
Doktor Jarvis znowu sprawdził puls Dana.
– Dowiedzieliście się, co powodowało ten dźwięk? – zapytał. – To było oddychanie?
Potrząsnąłem głową.
– Wiem tylko, że Dań przed chwilą oddychał w identyczny sposób. Zupełnie jak gdyby ten oddech domu zagnieździł się w nim. Jakby był opętany.
Doktor Jarvis odłożył kartotekę tuż obok miski z winogronami dla Dana Machina.
– Czy jest pan pełnoprawnym członkiem klubu świrów czy jedynie członkiem towarzyszącym? – zapytał.
Tym razem nie obraziłem się.
– Wiem, że to trudno zrozumieć – powiedziałem. – Sam tego nie rozumiem. Ale te objawy właśnie przypominają opętanie. Słyszałem, jak ten dom oddycha, i słyszałem, jak Dań oddychał chwilę temu, kiedy miał całkiem czerwone oczy. Wydawało mi się, że oddechy domu i Dana są takie same.
Doktor Jarvis popatrzył w dół na Dana i potrząsnął głową.
– To najwyraźniej psychosomatyczne – powiedział. – Wczoraj wieczorem słyszał ten odgłos oddychania i do tego stopnia go to wystraszyło, że zaczai się z nim identyfikować i oddychać podobnie.
– No, może. Ale co spowodowało u niego te czerwone oczy?
Doktor Jarvis westchnął głęboko.
– Załamanie światła – odparł równym głosem.
– Załamanie światła? Panie doktorze!
Jarvis popatrzył na mnie hardo.
– Słyszał pan – warknął. – Załamanie światła.
– Widziałem to na własne oczy! I pan także!
– Niczego nie widziałem. To znaczy, nie widziałem niczego, co byłoby możliwe z medycznego punktu widzenia. I myślę, że lepiej pamiętajmy o tym obaj, zanim zaczniemy rozpowiadać ludziom.
– Ale pielęgniarka…
Doktor Jarvis machnął pogardliwie ręką.
– W tym szpitalu pielęgniarki mają status przebranych pokojówek.
Nachyliłem się nad Danem i przyjrzałem się bacznie jego woskowej twarzy. Dostrzegłem, że poruszał wargami, szepcząc we śnie.
– Panie doktorze, ten facet nie jest zwyczajnie chory – powiedziałem. – Z nim coś jest bardzo nie w porządku. Co teraz zrobimy?
– Możemy zrobić tylko jedno: postawić diagnozę i udzielić mu odpowiedniej medycznej pomocy. Niestety, tutaj nie przeprowadzamy egzorcyzmów. W ogóle nie wierzę, aby jego stan był gorszy od hipersugestywności. Pana przyjacielowi wydawało się, że w tamtym domu faktycznie słyszy oddychanie. Wpadł w histerię. Prawdopodobnie był to jego własny oddech.
– Ale ja też to słyszałem.
– Może – powiedział jakby od niechcenia.
– Panie doktorze – odezwałem się ze złością. Ale doktor Jarvis zaatakował mnie, uniemożliwiając mi przedstawienie mu moich racji.
– Zanim zacznie mnie pan karcić za brak wyobraźni, proszę sobie przypomnieć, że ja tutaj pracuję – burknął. – Wszystkie moje poczynania muszą być uzasadnione przed radą szpitalną, a jeżeli zacznę opowiadać o opętaniu przez demony lub o oczach, które świecą czerwono w ciemności, nagle okaże się, że na pewien czas wniosek o mój awans trafił na półkę, a ja nie będę miał dostępu do połowy potrzebnych mi urządzeń i finansów.
Obszedł łóżko i stanął na wprost mnie. Niskim, naglącym głosem powiedział:
– Widziałem, jak oczy pana Machina zrobiły się czerwone, i pan też to widział. Jeżeli mamy coś na to poradzić, przedsięwziąć coś skutecznego, to najlepiej nic o tym nie mówić. Rozumie pan?
Przyjrzałem się mu z ciekawością.
– Czy usiłuje mi pan powiedzieć, że wierzy w jego opętanie?
– Niczego nie usiłuję panu powiedzieć. Nie wierzę w demony i nie wierzę w opętanie. Ale jestem przekonany, że w tym przypadku musimy radzić sobie sami, bez powiadamiania władz szpitala.
W tej chwili Dań poruszył się i jęknął. Poczułem, że ze strachu włosy stają mi dęba, lecz gdy się odezwał, najwyraźniej był we względnie normalnym stanie.
– John… – wymamrotał. – John… Nachyliłem się nad nim. Oczy miał ledwo otwarte, a usta spierzchnięte.
– Jestem tu, Dań. Co się dzieje? Jak się czujesz?
– John… – szepnął. – Nie opuszczaj mnie…
Popatrzyłem na doktora Jarvisa.
– W porządku, Dań. Nikt cię nie opuści.
Dań uniósł z trudem rękę.
– Nie pozwól mi odejść, John. To serce. Nie opuszczaj mnie.
Doktor podszedł bliżej.
– Pana serce? Czy czuje pan ucisk? Ból? Czy boli pana serce?
Dań potrząsnął głową, ćwierć centymetra w każdą stronę.
– To serce – powiedział ledwo słyszalnym głosem. – Bije i bije, i bije. Wciąż bije. To serce, John, ono wciąż bije! Wciąż bije!
– Dań – wyszeptałem nagląco. – Dań, nie możesz doprowadzać siebie do takiego stanu! Dań! Na rany Chrystusa!
Ale doktor Jarvis mnie odciągnął. Dań z powrotem opadł na poduszkę, zamykając oczy. Jego oddech stał się powolny i regularny, powolny, bolesny i ciężki. Mimo że w dalszym ciągu przypominał mi oddychanie, jakie słyszeliśmy w domu Seumoura Wallisa, wydawało mi się, że wreszcie ten oddech pozwoli Danowi odpocząć. Wyprostowałem się, wstrząśnięty i zmęczony.
– Teraz powinno mu ulżyć. Przynajmniej na godzinę lub dwie – powiedział doktor Jarvis cichym głosem. – Te ataki zdają się nasilać w regularnych odstępach dziewięćdziesięciominutowych.
Читать дальше