Jane, która wciąż siedziała z tyłu, podniosła głowę i zapytała:
– Wszystko w porządku? Czuję się bardzo dziwnie.
– Nic się nie martw – uspokajał ją Jim. – Zaraz zawieziemy cię do szpitala na kontrolę.
– O, nie – odpowiedziała. – Nic mi nie jest, słowo. To chyba tylko wstrząs.
– Mimo wszystko dobrze będzie, gdy zbadamy cię dokładnie.
Jim wsiadł do samochodu i zapuścił silnik. George Tysiąc Mian powiedział:
– Powinniśmy znaleźć jakieś bezpieczne miejsce dla tych obrazów. Jakiś niewielki schowek, który będę łatwo mógł uszczelnić zaklęciami.
– Może moje mieszkanie? – zaproponowałem. – Jest naprawdę małe i jeżeli stanie pan tuż za frontowymi drzwiami z kijem baseballowym, to przez tydzień powstrzyma pan hordy nieprzyjacielskie.
– To brzmi dobrze. Może nas pan tam zaprowadzić?
Podjechaliśmy pod mój blok. Dozorca Sam przyglądał się nam podejrzliwie, gdy wnosiliśmy obrazy Mount Taylor i Cabezon Peak do windy i wwoziliśmy je na górę. Otworzyłem kluczem drzwi do mieszkania. Pomagając sobie nawzajem, ułożyliśmy wszystkie obrazy na kupie pod plakatem z Doiły Parton. Wyprostowałem się, cofnąłem i otrzepałem dłonie z kurzu.
– Dobrze. A teraz co z tymi zaklęciami?
– Najpierw chciałbym się czegoś napić – skromnie zauważył George Tysiąc Mian.
Przeszliśmy do mojego miniaturowego saloniku. Otworzyłem barek z czarnego laminatu ze złotym brokatem i nalałem do czterech szklanek hirama walkera. Tak naprawdę nie byłem zwolennikiem tej whisky pędzonej w Illinois, ale nic innego nie miałem. Cała nasza czwórka zmęczona i wystraszona połykała whisky jak lekarstwo.
– Powieszę to na drzwiach – powiedział do mnie George Tysiąc Mian. Z kieszeni kurtki wyjął niewielki kościany naszyjnik i podniósł go do góry. Nie wyglądało to na nic specjalnego. Kości były stare, ponadłamywane, przebarwione i chociaż kiedyś były zdobione czerwoną i zieloną farbą, teraz pozostało z niej na nich niewiele.
– To naszyjnik, który miał na sobie nasz dawny bohater Złamana Tarcza, gdy wszedł na górę Leech Lakę i wyzwał bogów gromu. Historycznie biorąc, to rzecz bez ceny. Może ma trzy tysiące lat. Ale zrobiono ją po to, aby była użyteczna, i dlatego chcę, żeby dziś pozostała u pana. Niedopuszczenie Kujota do skalpu
Wielkiego Potwora jest o wiele ważniejsze niż jakakolwiek relikwia, bez względu na jej wartość dla nas. Kujot nie ośmieli się tego tknąć. Jeżeli tak zrobi, ściągnie na siebie gniew samego Gitche Manitou.
– Zdawało mi się, że Kujot należy do gatunku demonów, którym żadne wyzwanie nie sprawia różnicy – powiedział doktor Jarvis.
– Rzeczywiście – przytaknął George Tysiąc Mian. – Ale podobnie jak większość próżnych i leniwych demonów woli spokojny żywot, a gniew Gitche Manitou w zupełności wystarczy, żeby zakłócić mu zabawy na następne pięć tysięcy lat.
– Zabawy? – zapytał Jim i pokręcił głową niedowierzająco.
– Panie doktorze, niech pan pamięta, że dla niektórych bardziej srogich demonów pożarcie człowieka znaczy tyle, ile dla nas zjedzenie paczuszki solonych orzeszków.
George Tysiąc Mian zawiesił naszyjnik na klamce moich drzwi wejściowych i wymruczał nad nim kilka magicznych wezwań. Potem powiedział:
– Sądzę, że wszyscy jesteśmy zmęczeni i chcemy jutro być wypoczęci. Proponuję, abyśmy poszli trochę odpocząć. Kazałem mojej służącej zarezerwować pokój w hotelu Mark Hopkins. Czy podwiózłby mnie pan tam, doktorze?
– Oczywiście – odparł Jim. – A ty, Jane? Mogę cię gdzieś podwieźć?
Jane siedziała na moim ulubionym wiklinowym fotelu. Odpowiedziała głuchym głosem:
– Nie, dziękuję. Jeżeli John nie ma nic przeciwko temu, zostanę tutaj.
– Mieć coś przeciwko temu? Zwariowałaś? Nie miałem kobiecego towarzystwa, odkąd moja ciotka Edith przyjechała z Oxnard i przywiozła mi tort.
Jim ścisnął mnie za ramię.
– Uwierzę ci, John. Miliony by ci nie uwierzyły.
George Tysiąc Mian podszedł do mnie, potrząsnął moją ręką i powiedział cicho:
– Chcę panu podziękować za wyobraźnię, dzięki której dostrzegliśmy to, co naprawdę się dzieje. Przynajmniej mamy jakąś szansę.
Właśnie mieli wychodzić, kiedy zadzwonił telefon. Gestem zatrzymałem ich w mieszkaniu i podniosłem słuchawkę.
– John Hyatt.
Dzwonił porucznik Stroud.
– Co, wrócił pan do domu? Szukałem pana. Czy jest z panem ten Indianin?
– George Tysiąc Mian? Tak.
Detektyw chrząknął.
– Właśnie mieliśmy trochę problemów na szosie Bayshore tuż za Millbrae. Ambulans z doktorem Crane'em i ciałem Seymoura Wallisa został – powiedzmy – uprowadzony.
– Uprowadzony? Przez Kujota?
Porucznik Stroud sapał ze zniecierpliwienia.
– Dobrze, jeżeli tak pan to chce ująć. Kierowca karetki zeznał, że jechał sobie normalnie i nagle jakiś ogromny potwór pojawił się na drodze. Kierowca uszedł z życiem. Przykro mi to mówić, ale doktor Crane nie żyje – wypalony jak mój policjant.
Zakryłem dłonią słuchawkę i powiedziałem do Jarvisa:
– Przykro mi, Jim, ale doktor Crane nie żyje. Kujot dopadł karetkę tuż za lotniskiem.
Indianin spoważniał.
– Krew – przypomniał. – Czy dostał się do krwi?
– Pan Tysiąc Mian chciałby wiedzieć, czy Kujot dostał się do krwi? – zapytałem policjanta.
Porucznik Stroud kaszlnął.
– Proszę mu przekazać, że pół godziny później odnaleziono Seymoura Wallisa w zatoce. Był tak wyssany, że facet, który go wyłowił, myślał, że znalazł zdechłego rekina.
Zdobyłem się jedynie na stwierdzenie:
– No i tyle. Co nam jeszcze pozostało do zrobienia? Czy przypuszcza pan, gdzie może znajdować się Kujot?
– Rozesłaliśmy komunikat i nasza brygada antyterrorystyczna sprawdza każdą ewentualną kryjówkę. Ale moim zdaniem to bez sensu.
– Dobrze, poruczniku – odłożyłem słuchawkę.
W pierwszym rozmazanym świetle świtu, który sączył się do mojego pokoju, George Tysiąc Mian zdawał się zmęczony i zgarbiony. Przesunął sękatymi palcami po białych włosach.
– Miejmy nadzieję, że tej rundy nie przegramy, przyjaciele. Jeżeli Kujot pójdzie w teren, to trudno opisać, jaka będzie jatka.
Nagle Jane podniosła oczy i uśmiechnęła się. Pamiętam, iż pomyślałem wówczas, że ten uśmiech był przedziwny. Zastanawiałem się, do czego mogła się tak uśmiechać.
Posłałem dla Jane na kanapie. Byłem zbyt wykończony i wstrząśnięty, aby nawet myśleć o uwodzeniu, w każdym razie Jane zachowywała dystans i była tak zamknięta w sobie, że mógłbym wrzeszczeć: No to balujemy! – a ona zapytałaby się: Proszę?
Owinęła się kocem i niemal natychmiast zasnęła. Obszedłem mieszkanie, wyłączając światło i zaciągając zasłony, ale jakoś nie miałem specjalnej ochoty, by się położyć i zamknąć oczy. Wyszedłem do przedpokoju i obejrzałem kilka widoków Mount Taylor. Szkło było dość przykurzone i zaplamione, a większość landszaftów mocno zrudziała, ale po bliższym przyjrzeniu się można było zauważyć, że pod każdym obrazkiem był ołówkowy podpis: Mount Taylor ze strony Lookout Mountain albo Mount Taylor od San Mateo. Podobne objaśnienia znajdowały się pod widokami Cabezon Peak, na przykład: Cabezon Peak od strony San Luis.
Na palcach przeszedłem przez salonik i po cichu wyjąłem Atlas Motorowy Randa McNally'ego. Potem przekradłem się z powrotem do kuchni, zamknąłem drzwi i rozłożyłem atlas na stole, obok obrazów Mount Taylor i Cabezon Peak, które udało mi się tam zmieścić. Na mapę położyłem kawałek kalki technicznej, wyjąłem pióro i zacząłem zaznaczać miejsca, z których szkicowano te dwie góry.
Читать дальше