Pielęgniarka usunęła amputowaną kończynę ze stołu i zawinęła ją w chustę. Noga, która stąpała niedawno po ciepłym piasku, zmieni się wkrótce w popiół, spalona wraz z innymi narządami w szpitalnym krematorium.
Catherine czuła się po operacji przybita i wyczerpana. Gdy ściągnęła wreszcie rękawiczki i fartuch i wyszła z sali operacyjnej, nie miała zupełnie ochoty rozmawiać z czekającą na nią Jane Rizzoli.
Podeszła do umywalki, by zmyć z rąk zapach talku i lateksu.
– Jest już północ – zauważyła. – Czy pani nigdy nie sypia?
– Zapewne tyle co pani. Mam kilka pytań.
– Sądziłam, że już nie prowadzi pani tej sprawy.
– Nigdy z niej nie zrezygnuję. Bez względu na to, co pani powiedziano.
Catherine wytarła ręce i spojrzała na Rizzoli.
– Nie przepada pani za mną, prawda?
– To bez znaczenia.
– Czy powiedziałam albo zrobiłam coś niewłaściwego?
– Skończyła pani już dyżur?
– Chodzi o Moore’a, tak? Dlatego mnie pani nie lubi?
Rizzoli zacisnęła usta.
– Nie wtrącam się w jego osobiste sprawy.
– Ale nie pochwala pani tego, co robi.
– Nigdy nie pytał mnie o zdanie.
– Wyraźnie widać, co pani myśli.
Rizzoli przyglądała się jej z nieukrywaną niechęcią.
– Kiedyś podziwiałam Moore’a. Sądziłam, że jest wyjątkowy. Że zawsze trzyma się zasad. Okazał się nie lepszy od innych. Trudno mi tylko uwierzyć, że stało się tak z powodu kobiety.
Catherine zdjęła chirurgiczny czepek i wrzuciła go do pojemnika na śmieci.
– On wie, że popełnił błąd – powiedziała i wyszła z bloku operacyjnego do holu.
– Od kiedy? – spytała Rizzoli, podążając za nią.
– Odkąd wyjechał bez słowa z miasta. Chyba uznał, że to nieporozumienie.
– Pani też tak uważa?
Catherine stała w holu, starając się powstrzymać łzy. Nie wiem. Sama nie wiem, co myśleć, odpowiedziała w duchu.
– Jest pani w centrum zainteresowania wszystkich, doktor Cordell: Moore’a, Chirurga…
Catherine zwróciła się do niej ze złością.
– Myśli pani, że tego chcę? Nie zależy mi, żeby być ofiarą!
– Stale coś się pani przydarza, prawda? Między panią a Chirurgiem istnieje jakaś dziwna więź. Początkowo tego nie dostrzegałam. Sądziłam, że zabija kobiety, żeby realizować swoje urojenia. Teraz myślę, że chodzi mu o panią. Jest jak kocur, który poluje na ptaki i przynosi je do domu swojej właścicielce, by pokazać, iż jest dobrym łowcą. Pragnął zrobić na pani wrażenie. Im bardziej się pani boi, tym większą on ma satysfakcję. Dlatego właśnie zabił Ninę Peyton dopiero wtedy, gdy znalazła się w szpitalu, pod pani opieką. Chciał, żeby była pani świadkiem jego kunsztu. Ma obsesję na pani punkcie. Ciekawe dlaczego.
– Tylko on mógłby to wyjaśnić.
– Pani niczego się nie domyśla?
– Jakim cudem? Nie wiem nawet, kto to jest.
– Był w pani domu z Andrew Caprą. Jeśli pod wpływem hipnozy mówiła pani prawdę.
– Widziałam tamtej nocy tylko Andrew. I jedynie on… – Urwała w pół zdania. – A może to nie na moim punkcie ma obsesję? Pomyślała pani o tym? Może Chirurgowi chodzi o Andrew?
Rizzoli zmarszczyła brwi, zaskoczona tym pytaniem. Catherine zdała sobie nagle sprawę, że trafiła w dziesiątkę. To nie ona była w centrum zainteresowania Chirurga, lecz Andrew Capra. Człowiek, którego naśladował, może nawet wielbił. Wspólnik, którego Catherine mu odebrała.
Podniosła głowę, słysząc przez głośnik swoje nazwisko.
– Doktor Cordell proszona natychmiast na ostry dyżur.
Boże, czy nigdy nie dadzą mi spokoju? – pomyślała.
Wcisnęła przycisk windy.
– Doktor Cordell?
– Nie mam teraz czasu odpowiadać na pani pytania. Czekają na mnie pacjenci.
– Kiedy znajdzie pani czas?
Drzwi windy otworzyły się i Catherine weszła do kabiny, jak strudzony żołnierz, wracający na front.
– Mój nocny dyżur dopiero się zaczyna.
Po krwi ich poznam.
Przyglądam się stojakom z probówkami jak czekoladkom w bombonierce, zastanawiając się, która wygląda najbardziej apetycznie. Krew każdego z nas jest niepowtarzalna. Rozróżniam gołym okiem jej odcienie, od jaskrawego karminu po ciemną wiśnią. Wiem, czemu zawdzięczamy tą paletę barw. Czerwony kolor nadaje krwi hemoglobina o różnym stopniu utlenienia. To tylko chemia, ale jaką posiada moc! Potrafi szokować i przerażać. Widok krwi wszystkich nas porusza.
Widuję ją codziennie, a ciągle robi na mnie wrażenie.
Spoglądam pożądliwie na probówki. Nadeszły Z całego Bostonu, z gabinetów lekarskich, klinik i pobliskiego szpitala. Jesteśmy największym laboratorium diagnostycznym w mieście. Jeśli gdziekolwiek w Bostonie pobiorą ci krew, istnieje duże prawdopodobieństwo, że trafi ona tutaj. Do mnie.
Sięgam po pierwszy stojak zprobówkami. Na każdej probówce jest etykieta z nazwiskiem pacjenta oraz lekarza i datą. Obok stojaka leży sterta druczków. Przeglądam je po kolei.
W połowie pliku znajduję zlecenie na badanie krwi Karen Sobel. Ma dwadzieścia pięć lat i mieszka w Brookline przy Clark Road 7536. Jest białej rasy, niezamężna. Wszystko to widnieje na formularzu, wraz z jej numerem ubezpieczenia i miejscem pracy.
Lekarz zlecil wykonanie testów na HIV i choroby weneryczne.
W rubryce diagnoza wpisano gwałt.
Znajduję w stojaku probówkę z krwią Karen Sobel. Ma ciemną barwę. To krew rannego zwierza. Trzymam ją w ręce i gdy nagrzewa się od mojego dotyku, mam przed oczami tą młodą kobietę. Jest rozbita i udręczona. Gotowa, by nią zawładnąć.
Nagle słyszę głos, który mnie elektryzuje. Podnoszę wzrok.
Do laboratorium weszła właśnie Catherine Cordell.
Jest na wyciągnięcie ręki. Jej widok mnie zaskakuje, zwłaszcza o tak późnej porze. Lekarze rzadko zapuszczają się do mojego podziemnego świata. Czuję nieoczekiwane podniecenie, jakbym ujrzał Persefonę zstępującą do Hadesu.
Ciekawe, co ją sprowadza. Widzę, jak podaje laborantowi przy sąsiednim stanowisku kilka probówek z żółtawym płynem, i słyszę słowa „wysięk opiumowy”. Rozumiem już, dlaczego się u nas zjawiła. Jak wielu lekarzy, nie ufa szpitalnym kurierom, gdy chodzi o cenniejsze próbki, i wolała dostarczyć je osobiście, przechodząc tunelem, który łączy szpital Pilgrim z budynkiem laboratoriów.
Przyglądam się jak odchodzi. Widzę ją z bliska. Idzie chwiejnym krokiem, z opuszczonymi ramionami, jakby brnęła w głębokim błocie. W świetle jarzeniówki jej zmęczona twarz ma mleczną barwę. Znika w drzwiach, nie wiedząc, że ją obserwuję. Patrzę znów na probówkę z krwią Karen Sobel, którą nadal trzymam w ręce, i nagle przestaję się nią ekscytować. To zdobycz niewarta zachodu. Zwłaszcza w porównaniu z tą która właśnie przeszła obok mnie.
Czuję nadal zapach Catherine.
Siadam do komputera i w rubryce nazwisko lekarza wpisuje. C. Cordell. Na ekranie pojawia się lista testów laboratoryjnych, które zamówiła w ciągu ostatniej doby. Widzę, że dyżuruje w szpitalu od dziesiątej w nocy. Jest teraz piąta trzydzieści rano, piątek. Czeka ją cały dzień pracy. A mój dyżur właśnie się kończy.
Wychodzę z budynku o siódmej rano. Razi mnie w oczy poranne słońce. Jest już ciepło. Idę na szpitalny parking, wysiadam z windy na piątej kondygnacji i docieram wzdłuż szeregu samochodów do stanowiska numer 541, gdzie zaparkowany jest jej wóz. To kanarkowy mercedes, tegoroczny model. Lśniąco czysty.
Wyjmuję z kieszeni kluczyki, które mam od dwóch tygodni i otwieram bagażnik.
Klapa odskakuje w górę.
Читать дальше