– Słucham?
– Wiozą nam pacjentkę na urazówkę! Duża utrata krwi, rany brzucha i szyi. Wiem, że ma dziś dyżur doktor Ames, ale spóźni się. Doktor Kimball potrzebuje pani pomocy!
– Proszę mu powiedzieć, że już idę.
Catherine zapaliła światło i spojrzała na zegarek. Była druga czterdzieści pięć. Spała tylko trzy godziny. Zielona jedwabna sukienka leżała nadal na krześle. Wyglądała obco, jakby należała do innej kobiety.
Odzież, w której położyła się spać, była wilgotna od potu, ale nie miała czasu się przebierać. Związała splątane włosy w koński ogon i podeszła do umywalki, by ochlapać twarz zimną wodą. Zobaczyła w lustrze śmiertelnie przerażoną ko-bietę. Skoncentruj się. Czas zapomnieć o strachu i wziąć się do Pracy, nakazała sobie w duchu. Wsunęła bose stopy w tenisówki, wyjęte ze szpitalnej szafki, i wciągnąwszy głęboko powietrze, wyszła z dyżurki.
– Będą tu za jakieś dwie minuty! – krzyknęła recepcjonistka. – Załoga karetki podaje, że ciśnienie skurczowe spadło do siedemdziesięciu!
– Doktor Cordell, stanowisko przygotowane w urazówce numer jeden.
– Kogo mamy w zespole?
– Doktora Kimballa i dwóch stażystów. Dzięki Bogu, że już pani jest! Doktor Ames ma awarię samochodu i nie mógł przyjechać…
Catherine weszła do urazówki. Wystarczył jej rzut oka, by stwierdzić, że zespół przygotował się na najgorsze. Na trzech statywach wisiały plastikowe torebki z mleczanem Ringera. Zwinięte w spirale rurki kroplówki były gotowe do podłączenia. Kurier czekał w gotowości, by przekazać do laboratorium próbki krwi. Dwaj stażyści stali po obu stronach stołu, ściskając w rękach dożylne cewniki, a Ken Kimball, dyżurny lekarz pogotowia, rozpieczętował już pojemnik z zestawem do lapa-rotomii.
Catherine włożyła chirurgiczny czepek i wsunęła ręce w rękawy sterylnego fartucha. Pielęgniarka zawiązała go jej na plecach i podała pierwszą rękawiczkę. Każdy kolejny fragment ubioru zwiększał jej autorytet, dawał poczucie siły i panowania nad sytuacją. W tej sali była wybawczynią, a nie ofiarą.
– Co wiemy o pacjentce? – zapytała doktora Kimballa.
– Została napadnięta. Urazy szyi i brzucha.
– Rany postrzałowe?
– Nie, cięte.
Catherine znieruchomiała nagle, wciągając drugą rękawiczkę. Poczuła skurcz w żołądku. Rany cięte szyi i brzucha.
– Wjeżdża karetka! – krzyknęła przez drzwi pielęgniarka.
– Czas na krwawe zmagania – stwierdził Kimball, wychodząc na spotkanie pacjentce.
Catherine, ubrana już w sterylną odzież, została na miejscu.
Na sali zaległa nagle cisza. Stojący po obu stronach stołu stażyści i pielęgniarka, która miała podawać Catherine narzędzia chirurgiczne, nie odzywali się ani słowem. Koncentrowali uwagę na tym, co działo się za drzwiami. Usłyszeli, jak doktor Kimball krzyczy:
– Szybciej, szybciej!
Drzwi otworzyły się na oścież i do sali wjechały nosze na kółkach. Catherine dostrzegła nasiąknięte krwią prześcieradło, zmierzwione kasztanowe włosy kobiety i jej twarz, przesłoniętą taśmą, przytrzymującą rurkę respiratora.
Na „Raz, dwa, trzy” przesunięto pacjentkę na stół.
Kimball ściągnął prześcieradło, odsłaniając tors ofiary.
W panującym zamieszaniu nikt nie usłyszał, jak Catherine chwyta gwałtownie powietrze. Nikt nie zauważył, jak uginają się pod nią kolana. Wpatrywała się w szyję ofiary, przewiązaną nasiąkniętym krwią bandażem. Patrzyła na jej brzuch, gdzie spod innego założonego pospiesznie opatrunku, który już się odklejał, strużki krwi spływały po nagim boku. Choć wszyscy przystąpili energicznie do działania, podłączając kroplówkę, uruchamiając aparaturę kardiologiczną i wtłaczając powietrze do płuc pacjentki, Catherine stała z boku, zmartwiała z przerażenia.
Kimball ściągnął opatrunek z brzucha pacjentki. Skręcone spiralnie jelita opadły na blat stołu.
– Ciśnienie skurczowe sześćdziesiąt, ledwo wyczuwalne!
Częstoskurcz zatokowy…
– Nie mogę założyć wkłucia! Ma niedrożną żyłę!
– Spróbuj pod obojczykiem!
– Podaj mi inny cewnik!
– Cholera, wszystko tu jest skażone…
– Doktor Cordell? Doktor Cordell?!
Catherine, nadal półprzytomna, spojrzała na pielęgniarkę, która się do niej zwracała, i zobaczyła za chirurgiczną maską JeJ zmarszczone brwi.
– Potrzebne pani tampony?
Catherine przełknęła głośno ślinę i wzięła głęboki oddech.
– Tak. Tampony. I odsysanie…
Skoncentrowała ponownie uwagę na pacjentce. Była młodą kobietą. Przemknęło jej przez głowę wspomnienie nocy w Sa-vannah, gdy to ona leżała na stole zabiegowym.
Nie pozwolę ci umrzeć. Nie będziesz jego ofiarą.
Chwyciła z tacy z narzędziami garść gąbek i hemostat. Była już w pełni skoncentrowana. Odzyskała panowanie nad sytuacją, jak przystało na profesjonalistkę. Lata doświadczeń sprawiły, że działała niemal automatycznie. Skupiła najpierw uwagę na ranie szyi. Gdy zdjęła opatrunek, trysnęła spod niego ciemna krew, obryzgując podłogę.
– Tętnica szyjna! – krzyknął jeden ze stażystów.
Catherine przyłożyła gąbkę do rany i wzięła głęboki oddech.
– Nie. Gdyby to była tętnica, już by nie żyła. – Spojrzała na pielęgniarkę. – Poproszę skalpel.
Siostra podała jej narzędzie. Catherine znieruchomiała na moment, szykując się psychicznie do delikatnego zabiegu, po czym przytknęła ostrze skalpela do szyi pacjentki. Utrzymując nacisk na ranę, nacięła zręcznie skórę aż do szczęki i odsłoniła żyłę.
– Nie sięgnął dość głęboko, by uszkodzić tętnicę – potwierdziła – ale przeciął żyłę. Ten koniec jest wciśnięty w miękką tkankę. – Rzuciła skalpel i sięgnęła po kleszcze. – Niech pan przyłoży tu gąbkę – poleciła stażyście. – Ostrożnie!
– Zamierza pani zespolić żyłę?
– Nie, po prostu ją podwiążemy. Zastąpi ją boczny obieg.
Muszę odsłonić żyłę na tyle, by założyć szew. Poproszę zacisk.
Natychmiast podano jej potrzebne narzędzie. Catherine zacisnęła odkryte naczynia krwionośne, po czym westchnęła głęboko i spojrzała na Kimballa.
– Ten krwotok mamy z głowy. Żyłę podwiążę później.
Skupiła teraz uwagę na brzuchu pacjentki. Kimball i drugi ze stażystów zdążyli już oczyścić pole za pomocą odsysacza i tamponów. Rana była całkowicie odsłonięta. Catherine przesunęła ostrożnie na bok cienkie zwoje jelit i spojrzała w otwartą jamę brzuszną. To, co zobaczyła, wzbudziło w niej głuchy gniew. Napotkała nad stołem zdumiony wzrok Kimballa.
– Kto zrobił coś takiego? – spytał cicho. – Z kim my, do diabła, mamy do czynienia?
– Z potworem – odparła Catherine.
– Ofiara jest nadal operowana. Jeszcze żyje. – Rizzoli zamknęła klapkę telefonu komórkowego i spojrzała na Moore’a i doktora Zuckera. – Mamy teraz świadka. Nasz sprawca zaczyna być nieostrożny.
– Niezupełnie – poprawił ją Moore. – Po prostu się spieszył. Nie miał czasu dokończyć tego, co zaczął. – Stał przy drzwiach sypialni, przyglądając się śladom krwi na podłodze. Była jeszcze świeża, połyskująca. Nie zdążyła wyschnąć.
Chirurg niedawno stąd wyszedł, pomyślał.
– Zdjęcie zostało wysłane do doktor Cordell pocztą elektroniczną o dziewiętnastej pięćdziesiąt pięć – oznajmiła Rizzoli. – Widoczny na nim zegarek wskazuje drugą dwadzieścia. Chodzi dobrze – dodała, patrząc w kierunku nocnej szafki. – A to oznacza, że sprawca zrobił zdjęcie ubiegłej nocy. Utrzymywał ofiarę przy życiu w tym stanie przez ponad dobę.
Читать дальше