Szlachetny Agamemnon ma łzy w oczach.
– Ten pręt się porusza! – oznajmiła pielęgniarka.
Catherine przyglądała się, mając sucho w ustach z przerażenia, mężczyźnie leżącemu na stole w urazówce. Z jego piersi sterczał trzydziestocentymetrowy żelazny pręt. Jeden ze studentów medycyny zemdlał już na ten widok, a trzy pielęgniarki stały z rozdziawionymi szeroko ustami. Pręt, osadzony głęboko w klatce piersiowej mężczyzny, unosił się i opadał w rytm uderzeń jego serca.
– Jakie mamy ciśnienie? – zapytała Catherine.
Jej stanowczy głos pobudził wszystkich do działania. Rękaw aparatu do pomiaru ciśnienia krwi napełnił się na chwilę powietrzem, po czym zwiotczał.
– Siedemdziesiąt na czterdzieści. Tętno sto pięćdziesiąt!
– Kroplówka na maksimum!
– Otwieram zestaw do torakotomii.
– Niech ktoś wezwie tu natychmiast doktora Falco. Będę potrzebowała pomocy. – Catherine włożyła sterylny fartuch i wciągnęła rękawiczki. Miała już dłonie śliskie od potu. Skoro pręt się poruszał, jego koniec znajdował się blisko serca – albo, co gorsza, był w nim osadzony. Absolutnie nie mogła go wyciągać. Otwarłaby ranę, przez którą pacjent wykrwawiłby się w ciągu paru minut.
Sanitariusze podjęli na miejscu wypadku właściwą decyzję: założyli kroplówkę, intubowali rannego i przywieźli go na ostry dyżur, nie ruszając pręta. Reszta należała do niej.
Sięgała właśnie po skalpel, gdy drzwi otworzyły się szeroko. Podniosła wzrok i odetchnęła z ulgą, ujrzawszy Petera Falco. Lekarz przystanął, wpatrując się w klatkę piersiową pacjenta, z której sterczał pręt, wyglądający jak kołek wbity w serce wampira.
– Nie co dzień widuje się coś takiego – stwierdził.
– Spada ciśnienie! – zawołała pielęgniarka.
– Nie ma czasu na bypass – oświadczyła Catherine. – Wchodzę.
– Zaraz ci pomogę. – Peter odwrócił się i powiedział niemal od niechcenia: – Mogę prosić o fartuch?
Catherine zrobiła szybko przednio-boczne nacięcie, dające jej dostęp do narządów w klatce piersiowej. Była spokojniejsza, mając przy sobie Petera. Nie chodziło tylko o dodatkową parę zręcznych rąk. Peter był niezwykłym człowiekiem. Zjawiając się w sali, potrafił jednym spojrzeniem ocenić sytuację. Nigdy nie podnosił głosu, nie okazywał zdenerwowania. O pięć lat dłużej niż ona walczył na froncie chirurgii urazowej i właśnie w takich koszmarnych przypadkach okazywał się niezastąpiony.
Zajął miejsce za stołem operacyjnym naprzeciwko Catherine, przyglądając się swymi niebieskimi oczami nacięciu, które zrobiła.
– W porządeczku. Dobrze się bawimy?
– Jak w lunaparku.
Zabrał się od razu do dzieła. Ich ręce pracowały zgodnie, otwierając z niemal brutalną siłą klatkę piersiową pacjenta. Operowali wspólnie już tyle razy, że potrafili instynktownie Przewidywać swoje potrzeby i kolejne posunięcia.
– Co to za historia? – zapytał Peter. Gdy trysnęła krew, spokojnie ją zatamował.
– Robotnik budowlany. Potknął się i nadział na pręt.
– To ci zepsuje dzień. Rozwieracz Burforda, siostro.
– Proszę.
– Jak stoimy z krwią?
– Czekamy na zero minus – odparła pielęgniarka.
– Czy doktor Murata jest na miejscu?
– Jego zespół od bypassów wkrótce się zjawi.
– Więc musimy tylko trochę zyskać na czasie. Jak rytm pracy serca?
– Częstoskurcz zatokowy, sto pięćdziesiąt. Kilka PVC…
– Ciśnienie skurczowe spadło do pięćdziesięciu!
Catherine rzuciła Peterowi pytające spojrzenie, mówiąc:
– Nie doczekamy się bypassa.
– No to zobaczmy, co da się zrobić.
Zaległo nagle milczenie, gdy zajrzał w głąb rany.
– O Boże – powiedziała Catherine. – On tkwi w przedsionku.
Koniec pręta przebił ścianę serca i z każdym jego uderzeniem tryskała w tym miejscu z rany świeża krew. W jamie klatki piersiowej zebrała się jej już spora ilość.
– Jeśli go wyciągniemy, będziemy tu mieli niezły gejzer – stwierdził Peter.
– Już i tak mocno krwawi.
– Ciśnienie skurczowe ledwo wyczuwalne! – ostrzegła pielęgniarka.
– No dobra – powiedział Peter. W jego głosie nie było cienia paniki ani strachu. Zwrócił się do jednej z sióstr: – Może mi pani zdobyć cewnik Foleya, szesnastkę, z balonikiem o pojemności trzydziestu centymetrów sześciennych?
– Słucham, doktorze Falco? Powiedział pan: cewnik Foleya?
– Tak. Cewnik moczowy.
– Będzie nam też potrzebna strzykawka z dziesięcioma centymetrami sześciennymi roztworu soli – oznajmiła Catherine. – Proszę być z nią w pogotowiu. – Catherine i Peter nie musieli sobie niczego wyjaśniać. Rozumieli oboje, o co chodziPeterowi wręczono cewnik Foleya – rurkę, której używano do odciągania moczu z pęcherza. Zamierzali wykorzystać ją do zupełnie innego celu.
– Jesteś gotowa? – zapytał, spojrzawszy na Catherine.
– Do dzieła.
Patrzyła w napięciu, jak Peter chwyta żelazny pręt i wyciąga w ostrożnie ze ściany serca pacjenta. Gdy krew trysnęła strumieniem, Catherine wsunęła natychmiast do otwartej rany końcówkę cewnika.
– Napełnić balonik! – polecił Peter.
Pielęgniarka wtłoczyła za pomocą strzykawki dziesięć centymetrów sześciennych roztworu soli do przewodu napinającego balonik.
Peter pociągnął za cewnik, zaklinowując balonik w wewnętrznej ścianie przedsionka. Krwotok ustał. Z rany sączyła się tylko strużka krwi.
– Jak podstawowe funkcje? – zawołała Catherine.
– Ciśnienie skurczowe nadal pięćdziesiąt. Mamy już krew grupy zero minus. Wieszamy ją.
Czując wciąż przyspieszone bicie serca, Catherine spojrzała na Petera i zobaczyła, że mruga do niej zza ochronnych gogli.
– Czyż to nie była świetna zabawa? – zapytał, sięgając po igłę chirurgiczną. – Zechcesz pełnić honory?
– Jasne.
Wręczył jej pojemnik z igłą. Miała zszyć krawędzie rany, wyciągając cewnik, zanim dokończy ten zabieg. Zakładając głęboko szwy, czuła przez cały czas pełne aprobaty spojrzenie Petera. Miała wypieki na twarzy z emocji. Wyczuwała już intuicyjnie, że ten pacjent będzie żył.
– Wspaniały początek dnia, prawda? – stwierdził Peter. – Włamywanie się do cudzego serca.
– Tych urodzin nigdy nie zapomnę. – Moja propozycja na dzisiejszy wieczór jest nadal aktualna. Co ty na to?
– Mam dyżur.
– Ames cię zastąpi. Daj się namówić. Zapraszam na kolację i dansing.
– Myślałam, że na wycieczkę samolotem.
– Co tylko sobie życzysz. Do diabła, zróbmy kanapki z masłem orzechowym i lećmy.
– Ha! Zawsze wiedziałam, że jesteś rozrzutny.
– Catherine, mówię poważnie.
Słysząc zmianę w tonie głosu Petera, uniosła głowę i napotkała jego spojrzenie. Zauważyła, że w sali zaległa nagle cisza i wszyscy czekali, czy niedostępna doktor Cordell ulegnie w końcu czarowi doktora Falco.
Zakładając kolejny szew, myślała o tym, jak bardzo lubi Petera jako kolegę i jak się wzajemnie szanują. Nie chciała, aby to się zmieniło. Wolała nie narażać tego cennego związku, wdając się w romans.
Ale z drugiej strony, jakże tęskniła za czasami, gdy chodziła na randki, gdy perspektywa wieczoru z mężczyzną budziła w niej radość, a nie lęk.
W sali panowała nadal pełna wyczekiwania cisza.
W końcu Catherine spojrzała na Petera i powiedziała:
– Wpadnij po mnie o ósmej.
Catherine nalała sobie kieliszek merlota i stanęła przy oknie, sącząc wino i wpatrując się w mrok. Słyszała śmiechy i widziała ludzi, spacerujących po Commonwealth Avenue. Wytworna ulica Newbury Street była zaledwie o przecznicę dalej i w letnią piątkową noc ta część dzielnicy Back Bay przyciągała turystów. Catherine właśnie dlatego tam zamieszkała. Czuła się pewniej, wiedząc, że w okolicy przebywa wielu ludzi, choćby i nieznajomych. Odgłosy muzyki i śmiechu oznaczały, że nie jest samotna i opuszczona.
Читать дальше