Bez przekonania zdecydował jednak, że zaufa temu człowiekowi. Starając się opanować dreszcze, które przechodziły mu po plecach, wyciągnął dłoń z kieszeni płaszcza.
– W porządku – powiedział w końcu, gdy chwycił ciepłą i suchą dłoń Yosta i uścisnął ją. – Jesteśmy po tej samej stronie.
– To dobrze – odparł Yost, potrząsając dłonią Setha. – Ponieważ mężczyzna przy sąsiednim stoliku – wskazał gestem w lewo – trzyma w garści jeszcze potężniejszą spluwę wymierzoną w pańską głowę.
Ridgeway zobaczył barczystego mężczyznę o długich, prostych, brązowych włosach. Mężczyzna uśmiechnął się do niego, spojrzał na kolana i ponownie podniósł wzrok na Setha. Seth natychmiast dostrzegł wylot tłumika ukryty pod papierową serwetką. Ponownie spojrzał na Yosta, który dał tamtemu znak głową, mężczyzna odpowiedział kiwnięciem, sięgnął ręką w dół, wyciągnął zielony plecak spod stołu. Wsunął do niego pistolet z tłumikiem, położył na stole banknot i bez słowa wyszedł.
– Rzadko kiedy podejmuje pan ryzyko, prawda? – zauważył Seth.
– Jestem człowiekiem nadzwyczaj ostrożnym, panie Ridgeway – skomentował Yost.
– Ale teraz pan podejmuje takie ryzyko, czyż nie tak? Podejmuje pan ryzyko, bo skąd ma pan pewność, że nie jestem sprytnie zakamuflowanym agentem KGB?
Brwi Yosta ściągnęły się w dół w jedną podłużną linię; widać rozważał pytanie Ridgewaya.
– Pan też obdarzył mnie zaufaniem, mein Hen – odpowie dział w końcu, cedząc słowa bez pośpiechu. – Jeśli nie byłby pan tym, za kogo pan się podaje, nigdy nie zdecydowałby się pan na opuszczenie podwójnej gardy. Zachowywałby się pan wobec mnie inaczej. Zgodzi się pan?
Seth przytaknął w zamyśleniu.
– Dobrze – ucieszył się Yost. – Musimy więc uzgodnić kilka ważnych spraw i odpowiedzieć na parę pytań, zanim spotka się pan z moim ojcem.
Olśniewające światło słoneczne wpadało do salonu, który oddzielał sypialnię Zoe od pokoju Richa Cartiere’a w hotelu Eden au Lac. W apartamencie łatwiej było chronić Zoe.
Rich zabarykadował drzwi do jej pokoju, przesuwając po prostu szafę w stylu Ludwika XIV. Za oknami, wychodzącymi na urwisty spadek, nie było żadnych gzymsów ani schodów pożarowych. Tak więc Cartiere, olbrzym i były spadochroniarz, spał w salonie razem ze Strattonem. Dziwni ludzie, pomyślała. Tajemniczy. Stratton obiecał, że wyjaśni jej wszystko, kiedy tylko odpocznie, postanowiła więc pozostawić sprawy własnemu biegowi. W końcu uratowali jej życie.
Zoe przeciągała się leniwie i przez dłuższą chwilę z zamkniętymi oczami rozkoszowała się wolnością; tak chyba czuje się więzień skazany na śmierć, któremu w cudowny sposób darowano życie. Kolejny raz odmówiła modlitwę dziękczynną, za każdym razem dochodząc do wniosku, że wiara istotnie potrafi zdziałać cuda. I chociaż dopiero minęła pierwsza po południu, ona zdążyła już skorzystać ze wszystkich usług oferowanych przez hotelowy salon piękności. Po długiej, komfortowej kąpieli słonecznej w solarium fryzjerka obcięła i uczesała jej włosy. Przez cały czas syczała wprawdzie pod nosem ze zdumienia, powstrzymała się jednak od zadania pytania, dlaczego włosy madame są w tak opłakanym stanie.
W tym samym czasie manikiurzystka dokładała wszelkich starań, by doprowadzić jej paznokcie do przyzwoitego stanu, a robiła to z zapałem rzeźbiarza, który bierze się za dziewiczy blok marmuru.
Następnie zajęła się nią kosmetyczka, która roztaczała wokół siebie intensywną woń dobrej pianki do włosów o zapachu amaretto. I wreszcie trafiła do rąk wizażystki, która sprawiła, że Zoe odzyskała prawdziwie kobiecy wygląd. Potem modystka przyniosła ze sobą katalogi mody oraz próbki materiałów, wzięła miarę i obiecała przetrząsnąć butiki w celu skompletowania nowej garderoby.
Zoe odwróciła twarz w stronę ciepłych promieni słonecznych i spojrzała przez okno na jezioro. Widziała samotną żaglówkę z trudem płynącą pod wiatr. Widok raził ją prosto w serce. Gdzie podziewa się Seth? Wydzwaniała do niego bez końca, nawet w środku nocy, lecz po drugiej stronie wciąż nikt nie odbierał.
Znów ogarnęło ją zniecierpliwienie. Gdzie się podziewał? Próbowała odgadnąć z zapałem stęsknionej kochanki. Co robił w tej chwili? Czy popłynął jachtem do Cataliny? W Kalifornii była teraz druga nad ranem. A może spał na pokładzie Walkirii kołyszącej się łagodnie na kotwicy zarzuconej w przystani w Cherry Cove?
Oczami wyobraźni zobaczyła jego twarz i poczuła, napływające do oczu łzy. Kiedy był pogrążony we śnie, wyglądał jak mały chłopiec. Przywołała w pamięci obraz uśmiechającego się przez sen Setha.
Gdzie jesteś?
Ogarnęła ją niewypowiedziana wprost tęsknota. Gdzie się podziewał? Jedyne, czego pragnęła bardziej niż wiadomości, gdzie przebywał, było znalezienie się u jego boku.
Szklana powierzchnia jeziora Zurichsee odbijała światła świecące na drugim brzegu. O zachodzie słońca wiatr ustał, powietrze było krystalicznie czyste.
– Niech Cię diabli, Boże – pomstował Seth Ridgeway, przyglądając się scenie, która była tak podobna do widoku, który podziwiał razem z Zoe tyle miesięcy temu.
Niech Cię szlag! Niech mnie szlag trafi za to, że jestem takim frajerem i wierzę w Ciebie.
Odwrócił się od okna i poszedł w stronę drzwi. Przystanął, wyjął magnum z kieszeni kurtki narciarskiej, upewnił się, że w każdej komorze magazynka znajduje się nabój, potem zabezpieczył pistolet i schował z powrotem w kieszeni. Po chwili pomacał drugą kieszeń, upewniając się, że garść zapasowej amunicji wciąż się tam znajdowała. Zawahał się, powtarzając w myślach instrukcję Jacoba Yosta. Mała pomyłka i narazi się na śmierć. Opuścił pokój i nacisnął przycisk ściągający windę.
Stratton wyszedł pierwszy. Sprawdził, czy na korytarzu nikt się nie czai, dopiero potem pokój opuściła Zoe. Ostatni szedł Cartiere; zamknął drzwi do apartamentu, poślinił palec i ostrożnie przyczepił włos między drzwiami i framugą. Po powrocie będą wiedzieli, czy wchodził ktoś nieproszony. Podeszli do windy, Stratton wcisnął guzik. Stali w ciszy i patrzyli na wskaźnik. Kabina zatrzymała się piętro wyżej.
Drzwi otworzyły się bezszelestnie i Seth właśnie miał wejść do środka, kiedy usłyszał:
– Mein Herr.
Głos wydał mu się dziwnie znajomy. Przyjaciel, czy wróg? Odwrócił się, wkładając równocześnie rękę do kieszeni. Zobaczył mężczyznę, który zmierzał w jego kierunku. Chyba już gdzieś widział. Tylko gdzie? Gdzie słyszał jego głos?
– Cieszę się, że zdążyłem, zanim pan wyjechał – kontynuował mężczyzna, zbliżając się. Seth nie widział w mroku korytarza jego twarzy.
– Dzwonili do pana z recepcji, ale widać już pan wyszedł. Jest pan w wielkim niebezpieczeństwie.
Nie wyczuwał zagrożenia w głosie mężczyzny, czy też sposobie, w jakim szedł. Miał mętlik w głowie. Obcy człowiek w hotelowym korytarzu. Skąd wiedział, że on tu jest? Serce Ridgewaya zabiło mocniej. A przecież człowiek wydawał się niegroźny.
Tak samo, jak Kobiela, która pojawiła się na zejściówce w jego łodzi.
Odbezpieczył magnum, a wtedy twarz mężczyzny znalazła się w świetle rzucanym przez kinkiet.
Był to taksówkarz, który przywiózł go wczoraj ze stacji kolejowej. Seth usłyszał, jak zamykają się drzwi windy i jak kabina rusza.
Zablokował broń, wyjął prawą rękę z kieszeni i wyciągnął ją w kierunku uśmiechniętego Turka. Tamten ścisnął jego rękę i potrząsnął ją entuzjastycznie. Potem uśmiech znikł z jego twarzy.
Читать дальше