Parę chwil później kupił gazetę i zapalniczkę i wyszedł ze sklepu. Odszedł parę kroków i spojrzał w okno sklepu. Właściciel już gdzieś dzwonił.
Czy sklepikarz współpracował z Yostem? Czy była to część działań zapewniających bezpieczeństwo? Yost wyraźnie powiedział, który magazyn, gdzie i o której godzinie miał kupić Seth. Właściciel musiał więc być przyjacielem. Szkoda jednak, że nie miał pewności, do kogo zadzwonił sklepikarz.
To byłaby miła noc, myślał, gdyby nie ludzie czyhający gdzieś tam, szukający go i oferujący pieniądze taksówkarzom lub recepcjonistom za informację, gdzie się znajduje. Rozpiął nieco płaszcz, bo zrobiło mu się gorąco. Minął pierwszy plac budowy, potem następny i dotarł do kolejnego iksa. Zatrzymał się przy placu budowy, by korzystając ze światła latarni, obejrzeć mapę.
Znalazł trzeciego już iksa i ruszył dalej, a odgłos szurania, jaki wydawał, idąc po żwirze, tonął w głośnej kakofonii hałasów i stukotów dobiegających z sąsiedniej budowy. Szybko minął następny kwartał i przeszedł na drugą stronę ulicy, zmierzając w stronę Heim Platz. Kilku ludzi kręciło się na małym, pokrytym betonem placyku, czekając na tramwaj.
Przez chwilę postał obok nich, obserwując okna pobliskich budynków i próbując odgadnąć, które z nich należą do Yosta. Dokładnie o 7.40 podszedł do pojemnika na śmieci przy krawężniku. Zapalił jednorazową zapalniczkę i zbliżył ją do okładki tygodnika, jak gdyby próbował odczytać datę. Potem wyrzucił egzemplarz „Time’a” do kosza na śmieci, nawet go nie otworzywszy.
To był niezły plan, pomyślał. Dzięki płomykowi zapalonej zapalniczki młodszy Yost mógł bez trudu go rozpoznać. Zgodnie ze wskazówkami, Seth miał postać jeszcze pięć minut, zaś Yostowie w tym czasie mieli obserwować jego oraz, co ważniejsze, okolicę, aby upewnić się, że nikt nie depcze mu po piętach. Plan – Yost nie wdawał się w szczegóły – miał ulec zmianie, gdyby okazało się, że ktoś śledzi Setha.
Czas mijał powoli. Seth spróbował się pomodlić, jednak nie potrafił. Może Bóg naprawdę przestał istnieć. Ta myśl pogłębiła tylko poczucie winy. Obawa o śmiertelną duszę właśnie zaczynała szarpać nerwy Setha, kiedy jedna po drugiej zapaliły się świece w oknach na najwyższym piętrze budynku przy południowo-zachodnim rogu ulic Rami Strasse i Zelt Weg.
Seth ruszył przez ulicę w tamtym kierunku. Dwie świece! To był sygnał Yosta, że wszystko w porządku. Po drugiej stronie ulicy musiał czekać, aż na plac budowy wjedzie ciężarówka pełna betonu. W końcu podniesiono barierę i Seth wraz z innym przechodniami mógł iść dalej.
Wreszcie dotarł pod adres, który podał mu Yost, i podszedł do zamkniętych drzwi z rządkiem ponumerowanych guzików, bez nazwisk. Wcisnął przycisk obok numeru 874 – najpierw bardzo krótko, potem drugi raz przez całe dwie sekundy.
Kiedy odsunął rękę, rozległ się brzęczyk i drzwi automatycznie się otworzyły. Szybko wszedł do środka… Pusta kabina windy już czekała na niego. Wcisnął najwyższy guzik, ósmy.
Wypolerowane, mosiężne drzwi bezszelestnie zamknęły się. Kabina dotarła do celu, ale drzwi pozostały zamknięte.
Przez moment Seth myślał, że winda się zepsuła, jednak za chwilę zadzwonił wewnętrzny telefon. Podniósł słuchawkę.
– Ridgeway? – usłyszał głos Yosta.
– Oczywiście.
– Stań pośrodku kabiny i zdejmij płaszcz.
– Co? – odparł Seth. – Czemu niby…
– Spójrz w róg windy – powiedział Yost. – Jest tam kamera. Chcę mieć tylko pewność, że wszystko jest w porządku.
Rzeczywiście była. Miniaturowa kamera, której obiektyw skierowany był wprost na niego. Czując się lekko skrępowany, ściągnął płaszcz. Chwilę później drzwi windy otworzyły się i Seth wszedł na korytarz wyłożony eleganckimi panelami. Przed nim stał Jacob Yost, trzymając pistolet maszynowy.
Ciemny sedan sunął w dół ulicy Rami Strasse. Czterej siedzący mężczyźni wyglądali przez okna, nerwowo wypatrując ewentualnego zagrożenia. Pod świetnie skrojonymi garniturami, w drogich i fachowo uszytych skórzanych pochwach kryli śmiercionośną broń. Cóż, śmierć bywała niezauważona, jeśli tylko osłaniał ją przepych i dobrobyt.
– Tam! – powiedział po rosyjsku mężczyzna siedzący obok kierowcy.
Spojrzeli na wskazany przez niego budynek na skrzyżowaniu ulic Rami Strasse i Zelt Weg. Kierowca zwolnił, potem zatrzymał się przy krawężniku zaraz za wjazdem na plac budowy.
– Tam na górze, na samym szczycie.
Pozostali wychylili się przez okna, zadzierając w górę głowy. Obserwowali okna na ostatnim piętrze, na placu obok paliły się światła i pracowali budowlańcy wykorzystujący dobrą pogodę.
– Skręć tutaj – poinstruował kierowcę mężczyzna siedzący obok. – Zaparkujemy za budynkiem i wrócimy pieszo.
Kierowca skinął głową i włączył się do niewielkiego wieczornego ruchu ulicznego.
– Odłóż to – powiedział Seth, kiedy wysiadł z windy. Był bardziej zirytowany, niż przestraszony.
– Mam dość ludzi celujących do mnie.
Yost popatrzył na niego. W jego oczach widniała chłodna kalkulacja. Był niczym komputer, który porównywał dane zapisane w pamięci z widokiem osoby stojącej właśnie przed nim. Po chwili skinął głową i opuścił karabin.
– Dobry wieczór – powiedział z uśmiechem. – Przepraszam za niedogodności, jednak nieraz uratowały one memu ojcu życie.
– Zaczynam rozumieć, dlaczego – powiedział Seth.
Yost posłał mu lekki uśmiech, a potem gwałtownie odwrócił się i poszedł korytarzem. Seth podążył za nim, wpatrując się w wiszące na ścianach obrazy olejne i akwarele. Zupełnie jakby zwiedzał przy okazji galerię w muzeum. Rozpoznał kilka płócien, o których poprzedniego wieczora mówił młodszy Jacob Yost.
Yost syn wyjaśnił, że od trzydziestu już lat zmuszeni byli zachowywać najwyższe środki bezpieczeństwa nie tylko ze względu na wartość obrazów, ale głównie z powodu tego, co jego ojciec widział i czego dowiedział się w Alt Aussee.
Po wojnie, tłumaczył, jego ojciec powrócił do Zurychu z austriackich kopalni soli, w których Hitler ukrył skradzione dzieła sztuki. Tam też zrodziła się jego nienawiść do nazistów. Nienawidził ich z taką siłą, do jakiej zdolni są jedynie ludzie, którzy stanęli oko w oko z absolutnym złem.
W pierwszych latach po wojnie ojciec kontaktował się z odpowiednimi ludźmi i mówił im, że jest zainteresowany kupnem dzieł sztuki; w ten sposób byli esesmani mogli kupić sobie wolność. Dawał też do zrozumienia, że odpowiednia suma pieniędzy mogła uruchomić jego koneksje, dzięki którym byli naziści mogli liczyć na podróż w bezpieczne miejsca. Wraz z dwoma przyjaciółmi, którzy mieli za sobą różne dramatyczne przeżycia wojenne, Yost senior zapraszał zbiegłych hitlerowców do swego zakładu ramiarskiego, by tam poddać ekspertyzie skradzione dzieła sztuki. Kiedy Yost sprawdzał autentyczność dzieła, gości wyprowadzono do oddzielnego pokoju, w którym odbywała się egzekucja, a egzekutorami byli towarzysze Yosta.
Przez dziesięć lat wymierzali tak sprawiedliwość, a pełna konspiracja gwarantowała im bezpieczeństwo. Naziści przybywali do nich jeden po drugim, a ich zniknięcie nie wzbudzało żadnych podejrzeń. W środowisku nazistów sądzono, że Yostowi udało się kolejnego towarzysza broni wysłać gdzieś daleko w bezpieczne miejsce.
Wszystko skończyło się w lipcu 1949, kiedy w zakładzie ramiarskim pojawiło się dwóch byłych oberleutnantów SS. Chcieli razem wyjechać w jakieś bezpieczne miejsce. Jeden z nich wyczuł jednak zagrożenie i zdołał uciec. Od tego czasu, jak mówił młodszy Yost, jego ojcu groziło niebezpieczeństwo. Zagrażali mu ludzie, którzy – choć sami już za starzy, by zabijać – byli na tyle wpływowi i bogaci, że mogli wynająć płatnych morderców.
Читать дальше