Może dlatego, że dobrze pracowałem, a może dlatego, że napisałem list do Góringa, w którym ubolewałem nad warunkami, w jakich przechowywano dzieła sztuki w centralnym punkcie zbiorczym, zainteresowali się mną ludzie z otoczenia Hitlera, między innymi Hans Reger, dyrektor centralnego punktu gromadzenia zbiorów, który zwiększył moje obowiązki i odpowiedzialność.
Pukanie do drzwi przerwało historię Yosta.
– Proszę – zawołał.
W drzwiach pojawił się Jacob Yost syn. Niósł tacę z kanapkami, piwem i wodą gazowaną.
– Pomyślałem, że mogliście trochę zgłodnieć.
Seth spojrzał na zegarek. Dochodziła 21.30. Czas płynął bardzo szybko.
– Dziękuję – powiedział Yost senior.
Syn uprzątnął stolik i postawił tacę. Nalał piwo do dwóch ciężkich, kryształowych kufli i bez słowa opuścił pokój.
W gabinecie przez chwilę panowała cisza. Na widok jedzenia Sethowi zaczęło burczeć w brzuchu, dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak bardzo jest głodny.
Kiedy znów wygodnie usadowili się w fotelach, Yost wrócił do wspomnień.
– Stopniowo powierzano mi coraz ważniejsze zadania. W końcu moje studia – a na dobrą sprawę całe życie – po święcone były konserwacji dzieł sztuki. Tęskniłem jednak bardzo za rodziną i nieustannie obawiałem się represji ze strony SS oraz gestapo. Powtarzałem sobie, że nie jestem przecież zwolennikiem Hitlera, tylko ratuję dzieła sztuki. A nieważne w końcu jest to, w czyich są rękach. Wiedziałem, że nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybym pozwolił na zniszczenie prac wielkich mistrzów.
Spojrzał w stronę ognia na kominku, jak gdyby widział tam płótna malowane jaskrawymi, roztańczonymi pociągnięciami płomieni.
– Wie pan, byli tam niemal wszyscy – podjął opowieść głosem, z którego przebijała nostalgia. – Tycjan, Rembrandt, Leonardo, Rubens… wszyscy wielcy.
Można było odnieść wrażenie, że Yost pogrążył się w żałobie po utraconych wspomnieniach, gorzkich i słodkich jednocześnie.
– Jedynie kustosze największych muzeów świata mają niekiedy okazję troszczyć się o tylu mistrzów pędzla naraz.
Naziści odpowiedzialni za kierowanie Sonderauftrag Linz – specjalnej grupy operacyjnej, która zajmowała się rabowaniem skarbów sztuki – błędnie uznali zaangażowanie Yosta za wyraz poparcia ideologii. Yost nie czynił nic, by wyprowadzić ich z błędu, gdyż dzięki temu zyskał więcej uprawnień i przywilejów, a także większy zakres wolności. Dzięki temu właśnie zdołał nawiązać kontakt z ruchem oporu i za jego pośrednictwem przekazał aliantom informację, że największe w świecie zbiory dzieł sztuki przechowywane są w skandalicznych warunkach w centrum Monachium.
– Kiedy alianckie bombowce coraz bardziej zbliżały się do Monachium, zacząłem naciskać na przewiezienie zbiorów w bezpieczniejsze miejsce. Zasugerowałem, że mogłyby to być kopalnie soli w niezbyt odległej Austrii. Pomysł zyskał aprobatę, zwłaszcza funkcjonariuszy SS, gdyż dobrze wpasowywał się w ich wagnerowskie przekonania o walce do ostatniego człowieka wśród górskich grani. W oczach esesmanów o bardziej pragmatycznym podejściu idea ta wzbudziła jeszcze większy entuzjazm, dzięki temu bowiem łatwiej byłoby im wykorzystać zrabowane skarby do targów o własne życie i wolność.
Udałem się do regionu Salzkammergut w Austrii i zorganizowałem kwaterę w miejscowości Alt Aussee, w pobliżu której znajdowały się liczne kopalnie soli.
Wynająłem też niewielki domek nad brzegiem jeziora Alt Aussersee – kontynuował relację Yost, pociągając ostatni łyk piwa. – Domek znajdował się przy głównej drodze prowadzącej do Bad Aussee, a w pobliżu był katolicki kościół; proboszcz nazywał się Hans Morgen. Jak to normalnie w Austrii, zwłaszcza w niewielkim miasteczku, miejscowy ksiądz był poważną figurą, szybko więc nawiązaliśmy znajomość.
Morgen początkowo był nieufny w stosunku do Yosta i jego powiązań z nazistami. Kiedy jednak ich znajomość przerodziła się w prawdziwą przyjaźń, ksiądz obdarzał przybysza z Monachium coraz większym zaufaniem. Niedługo potem Yost dowiedział się, że Morgen był jednym z filarów miejscowego ruchu oporu. W tej sytuacji Yost, pozbawiony kontaktów z podziemiem monachijskim, zaczął przekazywać informacje, wykorzystując ojca Morgena.
– To był prawdziwy bohater – powiedział Yost z podziwem. – Każdego dnia ryzykował własnym życiem, w odróżnieniu od wielu innych duchownych Kościoła katolickiego, którzy wspierali Hitlera aktywnie, bądź też zachowując bierność. Czułem się przy nim kimś nieważnym, lecz on wspaniałomyślnie dał mi do zrozumienia, że moja rola jest również ważna.
Ostatnie dni wojny, jak opisał to Yost, były prawdziwym szaleństwem. Kiedy odgłosy alianckiej artylerii i bombardowań odbijały się coraz bliższym echem wśród alpejskich grani, wielu spośród nazistów wyznaczonych do pilnowania tajnych składów ze zbiorami sztuki, wpadło w panikę. Jeden z nich, na wpół szalony pułkownik, dowodzący garnizonem strzegącym kopalni w górach powyżej Bad Aussee, opracował plan wysadzenia w powietrze podziemnych komnat i korytarzy kopalni wraz z bezcenną zawartością, nie chcąc, by „dostały się w ręce Żydów”.
W gorączkowym pośpiechu pułkownik rozkazał swoim ludziom znieść pod ziemię bomby lotnicze o wadze dwustu trzydziestu kilogramów i rozmieścić je w pobliżu rzeźb Leonarda da Vinci oraz płócien van Dycka. Bomby były już rozlokowane zgodnie z planem, kiedy Yost spotkał się z Morgenem. Pułkownik czekał już tylko na przybycie pirotechnika, którego zadaniem miało być usunięcie zapalników uderzeniowych, zamontowanych w bombach lotniczych, i wstawienie w ich miejsce zapalników, które umożliwiały zdetonowanie na odległość.
Późnym wieczorem w chacie Yosta pojawiła się grupa ludzi z plecakiem wypełnionym materiałem wybuchowym – plastikiem oraz zapalnikami. Zanim brzask zdołał zastąpić świece zapalone w izbie, Yost nauczył się zakładać ładunki wybuchowe oraz ustawiać zapalniki czasowe.
– Następnego dnia włożyłem ładunki wybuchowe do teczki i podając wiarygodny pretekst, dostałem się do kopalni. Tuż przed jej opuszczeniem nastawiłem zapalnik czasowy i zostawiłem teczkę przy wejściu, zgodnie z instrukcją otrzymaną od ludzi z ruchu oporu.
Ładunki podłożone przez Yosta zawaliły wejście do kopalni, nie powodując jednak zniszczenia arcydzieł umieszczonych pod ziemią. Nie pozwoliły również pirotechnikowi pułkownika ani nikomu innemu dostać się do bomb umieszczonych w chodnikach kopalni i zainstalować w nich nowych zapalników.
Po kilku dniach Yost otrzymał od Morgena rozpaczliwą wiadomość, dostarczoną przez małego chłopca, którego matka prowadziła gospodę w osadzie.
– Morgen zawsze był niezwykle opanowany, ale wiadomość dowodziła, że ogarnęło go przerażenie; w liście stwierdzał, że poznał zatrważającą tajemnicę. Chodziło o pewną relikwię ukrytą w kopalni soli wykutej w masywie góry Habersam położonej powyżej Alt Aussee.
Nie wiedziałem nic o tej kopalni, co w naturalny sposób pobudziło moją ciekawość. Zacząłem więc trochę szperać, ale pytania, które zadawałem, nieomal doprowadziły do śmierci mojej i Hansa.
Twarz Yosta stała się ponura, gdy przywołał w pamięci dawne cierpienia.
Otóż ta niezdrowa ciekawość ściągnęła na niego uwagę esesmańskiego komendanta garnizonu, pełniącego wartę przy sekretnej kopalni na górze Habersam. Do chaty Yosta wysłano pewnego oberleutnanta SS, żeby go przesłuchał. Yost nie przestraszył się gróźb niemieckiego oficera i skończyło się na tym, że został przykuty kajdankami do oparcia ciężkiego, żelaznego łóżka i czekali tak na przybycie Morgena. Tuż przed świtem od strony Bad Aussee rozległy się artyleryjskie salwy. Alianci mogli pojawić się lada chwila; Yost domyślił się tego, obserwując nerwowe zachowanie oberleutnanta. Kiedy krwistoczerwone niebo ustąpiło miejsca brzaskowi, dosłyszeli huk ogromnej eksplozji, która zatrzęsła posadami góry Habersam i spowodowała, że w oknach chaty zatrzęsły się szyby.
Читать дальше