Serce waliło jej w piersiach. Wytarła dłonie, potem weszła na biurko.
– Błagam, pomóż mi – znów skierowała słowa do Stwórcy. – Nie dam rady zrobić tego sama.
Wzięła głęboki oddech, chwyciła nogę od łóżka i zamachnęła się, mierząc w dyszę najbliższego zraszacza. W celi rozległ się potężny, metaliczny dźwięk, który natychmiast wywołał krzyki w pomieszczeniu na górze. Tego nie przewidywała.
– Cholera! – mruknęła pod nosem.
Zamachnęła się po raz kolejny, lecz tym razem noga łóżka ześlizgnęła się po rurze i wypadła z jej przepoconych dłoni. Krzyki nad jej głową stały się dużo głośniejsze.
Starając się zapanować nad nerwami, Zoe zsunęła się z biurka, przywiązała linę do gałki od szuflady i podniosła nogę. W gorączkowym pośpiechu weszła z powrotem na biurko i ponownie uderzyła w dyszę z całą siłą, jaką mogła z siebie wykrzesać. Celowała w mały bezpiecznik, który normalnie zaczynał działać pod wpływem gorąca. Tym razem jednak metalowa noga od łóżka uderzyła w nasadę, odrywając od rury cały zraszacz.
Wartki strumień wody błyskawicznie zalewał podłogę celi. Potem do jej uszu dotarł jeden z najsłodszych odgłosów, jakie w życiu słyszała: dźwięk dzwonka pożarowego w przemysłowym magazynie. Poczuła błogą falę ulgi. Planując, nie miała pojęcia, czy zraszacze działały i czy były podłączone do instalacji alarmowej.
– Dzięki Ci, Boże!
Przez chwilę Zoe zastanawiała się, ile czasu zajmie szwajcarskim strażakom dojazd do miejsca, gdzie rozdzwoniły się dzwonki alarmowe. Obojętne jednak, ile miało to trwać, dla niej z pewnością było to za długo. Dobiegające z góry odgłosy ogólnego zamieszania łączyły się z uporczywym sygnałem alarmowym.
Zupełnie już spokojna Zoe wyłączyła światło i czekała. W ciemności wszystkie dźwięki stały się wyraźniejsze. Po upływie chwili, która wydała się jej całym życiem, dosłyszała krzyki dobiegające z korytarza. Rozpoznała gniewne głosy Zwalistego i Siergiejewa. Moment później zachrobotał w zamku klucz, drzwi otworzyły się z impetem i stanęli w nich obaj mężczyźni. Przyćmione światło słabej żarówki świecącej w przeciwległym końcu korytarza, sprawiło, że wszystko rozgrywało się w dziwnej, żółtej poświacie. Woda zaczęła wylewać się na korytarz. Zoe docisnęła się do ściany i puściła linę uplecioną z prześcieradła. Zwalisty usłyszał ten odgłos, podniósł wzrok i uniósł rękę, chcąc chwycić drucianą siatkę. Chwilę później zaryczał z bólu, który zdawał się płynąć z samego dna jego duszy. Rozległo się głośne, niskie buczenie. Olbrzym potknął się, potem upadł, gdy jego stopa zaplątała się we wnyki.
Idący za nim Siergiejew nie zdążył się zatrzymać i także wszedł w wodę. Targany konwulsjami wypuścił pistolet, wreszcie padł obok Zwalistego rażony prądem. Zoe stała przytulona tak do ściany przez całą chyba wieczność, czując w sercu udrękę, jaką powodowały jęki konających, znacznie bardziej poruszające niż wszelkie słowa opisujące głębię ich katuszy. Stała zdjęta przerażeniem, gdy dwaj oprawcy tymczasem skręcali się w agonii na podłodze. Nagle Zwalisty przestał jęczeć, a szarpiące nim drgawki ustały. Siegiejew zdołał podnieść się jeszcze na kolana, jednak prąd był bezlitosny i moment później padł twarzą do wody. Podobnie jak Zwalisty, przestał w końcu jęczeć.
Zoe czekała. Kiedy miała już pewność, że obaj nie żyją, rzuciła materac na podłogę. Potem położyła się na płask na biurku, wyciągnęła wtyczkę elektrycznego piecyka, a do gniazdka wsadziła wcześniej przygotowaną wtyczkę ze skręconymi ze sobą wszystkimi trzema przewodami. Światło w korytarzu zgasło. Na górze znów rozległy się przekleństwa wywołane niespodziewanymi ciemnościami.
Trzymając nogę od łóżka niczym kij golfowy, Zoe zmierzała po omacku w stronę drzwi, pilnując się, żeby stawać wyłącznie na materac.
Gdy znalazła się już w korytarzu, usłyszała nowy dźwięk – syreny! Serce jej rosło, kiedy po omacku zmierzała ku drzwiom, które wedle jej wiedzy prowadziły do głównego magazynu. Otworzyła drzwi i dostrzegła w oddali światła. Po drugiej stronie rozległej przestrzeni dostrzegła światła latarek i rozpoznała dwóch mężczyzn biegnących w stronę prowizorycznej galerii. Byli to przełożeni Zwalistego.
Pobiegła w przeciwnym kierunku, w stronę drzwi przy drugiej rampie załadowczej. Kiedy je otworzyła, poczuła chłód nocy. Zaczęła odmawiać modlitwę dziękczynną. Biegła brukowaną alejką ku błyskającym od frontu światłom, gdy nagle dwa cienie oderwały się od ściany magazynu.
– Szybko!
Jeden z mężczyzn pochwycił ją, drugi natomiast wyrwał jej z ręki metalową nogę od łóżka.
Nagle znów ogarnął ją mrok nocy.
Błyskające w mroku światła wozów strażackich, policyjnych radiowozów i karetek pogotowia oraz innych pojazdów służb ratowniczych zaskoczyły Setha Ridgewaya siedzącego samotnie w przedziale pociągu z policzkiem przytulonym do zimnej szyby. Pociąg zwalniał, by w końcu w żółwim tempie zbliżyć się do dworca głównego w Zurychu.
Seth popatrzył na błyskające światła, bez pośpiechu wstał i rozprostował nogi. Podróż trwała ponad dziesięć godzin. Odwrócił spojrzenie i wpatrywał się badawczo w czerń nocy.
– Gdzie jesteś? – powiedział do siebie cicho, obserwując jednocześnie własne, zmazane, przypominające widmo odbicie w szybie okna.
Czy jesteś gdzieś tutaj? Przetarł ze znużeniem oczy, ponownie usiadł i opuścił na chwilę powieki. Po raz kolejny odczuł zadowolenie, że wykupił cały przedział. Potrzebował czasu na przemyślenia i nie życzył sobie, żeby inni pasażerowie go rozpraszali. Pragnął również mieć pewność, że obok nie usiądzie potencjalny zabójca. Trochę go to kosztowało, ale opłaciło się. Pieniądze Rebeki Weinstock pokryły ten wydatek i z pewnością pokryją jeszcze niejeden.
Godziny tuż po ataku w rejonie Amsterdamse Bos wydawały się tak nierealne jak sen. Podobnie jak ostatnich sześć miesięcy, sprawiały wrażenie zupełnie nie z tego świata. Seth trochę powłóczył się po ulicach, nim wszedł do sklepu. Ekspedient był zszokowany jego wyglądem, ale Seth wyjaśnił, że został napadnięty; co zresztą do pewnego stopnia było prawdą.
– Tak mi wstyd – powtarzał bez końca skonsternowany sklepikarz. – W Holandii takie rzeczy się nie zdarzają. Jesteśmy narodem usposobionym pokojowo.
Mężczyzna nie przestawał przepraszać, pomagając jednocześnie wybrać nową garderobę. Potem wziął Setha za rękę i zaprowadził do pobliskiego sklepu z walizkami, prowadzonego przez jego przyjaciela. Seth dosłownie musiał wciskać pieniądze właścicielowi za dwie torby podróżne, które wybrał. Po powrocie do sklepu odzieżowego włożył nową garderobę do worka na garnitur, a brudny płaszcz wrzucił do torby na ramię. Bieliznę starannie zwinął, chcąc ukryć broń.
Podobną scenkę odegrał przed kobietą w niewielkim, pobliskim hotelu. Skakała wokół niego niczym kwoka nad pisklęciem, upierając się, że wyprasuje mu nowe ubrania. Podobnie jak sklepikarz przepraszała za przemoc, bo w końcu „Tu nie jest Ameryka, gdzie takie rzeczy zdarzają się na co dzień”.
Po długiej kąpieli i relaksującej drzemce zamówił taksówkę na lotnisko Schiphol. Kazał kierowcy czekać, a potem wyjął ze schowka obraz oraz resztę pieniędzy, jakie dostał od Rebeki Weinstock. Zadzwonił też do George’a Strattona i zostawił mu wiadomość. Incydent w Amstelveen przekonał go, że najwyższa pora zakończyć działania w pojedynkę. Opisał atak, do jakiego doszło na Amsterdamse Bos, oraz powiadomił o planowanym wyjeździe do Zurychu. Nie wspomniał jednak o obrazie oraz o umówionym spotkaniu z Jacobem Yostem. Musiał mieć jakieś atuty, które mogły stać się przedmiotem targów w razie potrzeby.
Читать дальше