– Cóż za podejście – skomentowała Thalia, spoglądając na drzwi; mówiła z nowojorskim akcentem. Potem rozejrzała się powoli po pomieszczeniu.
– Naprawdę powinnaś coś zrobić z tym miejscem. Większość krewnych Thalii to byli rosyjscy Żydzi, którym za czasów prezydentury Jimmy’ego Cartera wydano wizy wyjazdowe. Jedynie jej owdowiały ojciec zrezygnował z wyjazdu. Był już słabowity i nie wyobrażał sobie życia bez sztuki. Wyjeżdżając, skazałby się na ubóstwo, musiałby bowiem opłacić drakońskie podatki emigracyjne, narzucone przez Sowietów. Pozostał, ale wysłał córkę do ciotek i kuzynek w Nowym Jorku, opłacił jej również studia na Uniwersytecie Columbia. Później dowiedziała się, że pieniądze na czesne pożyczył od lichwiarzy z Moskwy, przekonany, że nim nadejdzie pora spłaty długu, przeniesie się na drugi świat.
– Nie przyszłaś chyba dyskutować o wystroju wnętrz – po wiedziała Zoe, podchodząc do biurka.
Thalia wzruszyła ramionami, wzięła papierową torbę zjedzeniem dla Zoe i rzuciła w jej kierunku.
– Trzymaj. Podjedz trochę mięska, chudzino – zachęciła, potem obróciła się i sięgnęła po własną torbę. – Chodź! Siadaj! Siadaj!
Thalia podsunęła Zoe jedyne krzesło, potem skoncentrowała się już na odwijaniu jedzenia. Po dłuższej chwili Zoe ustawiła krzesło w miejscu, z którego mogła lepiej widzieć Thalię, i wyciągnęła z torebki kanapkę z zimnym mięsem oraz wysoki plastikowy kubek z zupą jarzynową. Postawiła jedzenie na biurku, otworzyła kubek i pociągnęła łyk.
Thalia stała obok srebrnej tacy i z nieskrywanym apetytem wzięła się za kanapkę. Po chwili spojrzała na drzwi, odłożyła kanapkę i podeszła do Zoe.
– To jedyne miejsce, w którym możemy porozmawiać – powiedziała cicho. – Wszędzie nas obserwują.
Zoe przytaknęła.
– Naciskają mnie, żebyśmy prędko zwijali manatki. Coś musiało ich nieźle przestraszyć i zamierzają zamknąć kram tak szybko, jak się da.
– Ale co?
– Któż to wie? Być może policja depcze im po piętach. Albo twój mąż, jeśli jest takim dobrym detektywem, jak mówiłaś.
Przez moment serce Zoe zabiło na myśl o poszukiwaniach prowadzonych przez Setha. Niejeden raz śniła o tym, że nagle staje w drzwiach jej celi.
– Ile czasu nam zostało? – zapytała.
– Najwyżej tydzień.
– Ale przecież mamy jeszcze do sprawdzenia tyle posążków Bogini!
Wśród łupów zabranych z Kreuzlingen, co było zaskoczeniem, znalazła się też ogromna skrzynia wyładowana po brzegi setkami figurek, posążków i innych wyobrażeń Wielkiej Bogini; niektórzy nazywali je figurkami bogini Wenus. Najstarsze z nich liczyły sobie dobrze ponad dziesięć tysięcy lat, sięgając tym samym epoki paleolitu i neolitu. Było to najbardziej niewiarygodne znalezisko należące do tej zdumiewającej kolekcji.
– Zrobienie tego zgodnie z zasadami, zajmie całe miesiące – zaprotestowała Zoe.
– Nie mamy miesięcy – odparła Thalia. – Co więcej, wszystkie falsyfikaty, które namierzyłaś w innych segmentach zbiorów, posiadają priorytet. Oni są porządnie rozdrażnieni tym, że według ciebie tak wiele eksponatów to falsyfikaty.
– Wielki pieprzony interes – odparła Zoe. – Będą musie li nauczyć się z tym żyć.
Upiła łyk zupy, która szybko stygła w zimnej celi.
– Czym tak naprawdę się przejmują? – zapytała, ocierając usta papierową serwetką. – Sprzedają skradzione dzieła sztuki ludziom, którzy wiedzą, że to rzeczy kradzione. Cóż mogą z tym zrobić? Poskarżą się policji, że kupili falsyfikat? Zoe pokręciła głową i dokończyła zupę.
– Owszem, to złodzieje – ciągnęła Thalia – ale zamierzają dalej sprzedawać dzieła sztuki tym samym kolekcjonerom i kustoszom. Jak się zorientowałam, mają dojście do potajemnych magazynów w Ermitażu, w których znajduje się wiele eksponatów zrabowanych przez Sowietów, do posiadania których nie chcą się oni jednak przyznać.
– Figurki – odparła przygnębiona Zoe, potem ugryzła kęs kanapki.
– Cóż, pocieszające w tym wszystkim jest to, że najprawdopodobniej wśród impresjonistów i innych dekadenckich dzieł nie ma falsyfikatów – odezwała się po chwili. – Ale trudno się spodziewać, że najlepsi fałszerze zajęli się dziełami, z których wiele naziści wyjęli spod prawa. Z drugiej natomiast strony oceniam, że co najmniej dwadzieścia pięć procent wszystkiego, co pochodzi z okresu od średniowiecza po początek dziewiętnastego stulecia, to dzieła sfałszowane albo do tego stopnia na siłę odrestaurowane, żeby ze względów praktycznych prezentowały się jak nowe.
– Wpadną w szał – przestraszyła się Thalia.
– Nie, jeśli im o tym nie powiemy.
Thalia spojrzała nie nią zdziwiona.
– Większość już przepuściłam – wyjaśniła Zoe. – Falsyfikaty zaznaczałam maleńką literką „f” w prawym dolnym rogu obrazów oraz w różnych miejscach na posążkach i relikwiach. Oznaczenie to znajduje się również w bazie danych. Po prostu samotna literka „f w jednym z pól edycji.
– Jesteś złośliwa – stwierdziła Thalia, a na jej twarzy pojawił się wyraz zrozumienia. – Jeśli przyklei się do nich etykietka handlarzy falsyfikatów, nikt nigdy więcej nic od nich nie kupi.
– Bingo! – pochwaliła Zoe. – Poza tym nie będą mogli obwiniać ciebie, ponieważ to ja jestem specem od falsyfikatów. Muszę tylko przeżyć, a ci faceci będą ugotowani.
Thalia posmutniała. Słowa Zoe wyrażały bowiem mroczną, pomijaną milczeniem pewność, że nie dożyje chwili, kiedy jej plan się wypełni. Na dłuższą chwilę ogarnęło przygnębienie.
Thalia mieszkała z pobliskim hotelu, który opuszczać mogła wyłącznie pod opieką porywaczy. Była więźniem. Dali jej jasno do zrozumienia, że, jeśli zdarzy się coś nieprzewidzianego – ucieczka Zoe, nalot policji, przeszmuglowana wiadomość – ona i ojciec przejdą długie i okropne męki, zanim wreszcie umrą. Nawet jeśli Thalia w niczym nie zawini.
– Dobrze! Bardzo chciałabym poznać sposób, w jaki rozpoznajesz falsyfikaty. – Thalia posprzątała biurko i nalała parującą herbatę do dwóch filiżanek. – Musimy wziąć się za to od jutra, żeby mieć później te rzeczy z głowy.
– To będzie niezła wymiana – stwierdziła Zoe. Wlała do herbaty mleczko i upiła łyk. – Naprawdę nie wiem zbyt wiele o epoce paleolitu i neolitu, ty zaś wiesz bardzo dużo.
Thalia wzruszyła skromnie ramionami.
Piły herbatę w milczeniu, każda pogrążona w myślach na temat niepewnej przyszłości, do czego żadna z nich nie chciała się przyznać.
– Mimo wszystko byłabym bardziej zadowolona, gdybyśmy wzięły się wcześniej za figurki Bogini.
– Ja również – zgodziła się Thalia. – Niestety, geniusze, którzy tu rządzą, nie troszczą się specjalnie o… jak oni to nazwali? Stertę tłustych, grubych baboli z ceramiki.
Zoe dopiła resztę herbaty.
– Figurki – burknęła Thalia.
– Możemy wziąć się za to dziś wieczorem.
– Za falsyfikaty?
– Miałam na myśli figurki Bogini. Thalia zaprzeczyła ruchem głowy.
– Oni są niewzruszeni. Najpierw dzieła z nowszych epok. Dopiero potem Boginie.
– Czy możemy więc dzisiaj zająć się falsyfikatami? Czy pozwolą nam popracować trochę dłużej?
– Nie widzę powodu, dla którego mieliby nie pozwolić – odparła Thalia. – Chcą jak najszybciej zwijać kram. Na dobrą sprawę zamierzali w ogóle zrezygnować z figurek Bogini. Wytargowałam z nimi dodatkowy tydzień dla nas, przekonując ich, że „tłuste, grube babole z ceramiki” mogą im przynieść miliony. Stwierdzili wtedy, że być może będą musieli wynosić się stąd z dnia na dzień oraz że będą zmuszeni w ciągu kilku godzin pozacierać wszystkie ślady.
Читать дальше