Ian Fleming - Goldfinger

Здесь есть возможность читать онлайн «Ian Fleming - Goldfinger» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Шпионский детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Goldfinger: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Goldfinger»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Auric Goldfinger: okrutny, inteligentny, frustrująco ostrożny. Oszust w kanaście i krętacz na dużą skalę w życiu codziennym. Takich ludzi James Bond nienawidzi najbardziej. Dobrze się więc składa, że to właśnie Bond otrzymał zbadanie tego co Goldfinger, najbogatszy człowiek w kraju, zamierza zrobić ze swoimi nieuczciwymi zyskami, oraz co łączy go ze Smiersz – ultratajną sowiecką organizacją bezlitośnie likwidujących obcych agentów. 007 odkrywa, że Goldfinger ma niezwykle ambitne i groźne plany: wśród nich są największa kradzież złota w historii oraz masowe morderstwo…

Goldfinger — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Goldfinger», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Jeszcze zanim zobaczył to, co spodziewał się ujrzeć, usłyszał głos – głos niezwykle ciepły, niski, głos jakiejś dziewczyny. Mówiła po angielsku: „Dobrał piątkę i czwórkę. Ułożył kanastę z piątek, z dwoma dwójkami. Zrzuca się z czwórki. Ma cztery single: waleta, króla, dziesiątkę i siódemkę”.

Bond wślizgnął się do pokoju.

Dziewczyna siedziała na dwóch poduszkach na blacie stołu; stół wtaszczyła na jard w otwarty balkon. Siedziała na poduszkach, bo z góry widziała lepiej. Zbliżała się pora największego upału, dlatego nie miała na sobie nic oprócz czarnego staniczka i czarnych jedwabnych majteczek. Siedziała i machała z nudów nogami. Właśnie skończyła malować paznokcie lewej ręki i wyciągnęła ją przed siebie, żeby lepiej ocenić efekt. Potem zbliżyła dłoń do ust i dmuchając, zaczęła suszyć lakier. Jej prawa ręka powędrowała w bok i włożyła pędzelek do buteleczki na stole. O kilka cali od jej oczu tkwił obiektyw potężnej lornetki ustawionej na trójnogu, którego wsporniki oplatała swymi brązowymi udami. Spod lornetki wystawał mikrofon połączony kablem ze skrzyneczką wielkości przenośnego adaptera umieszczoną pod stołem. Bond zauważył też inne przewody – te łączyły skrzynkę z lśniącą anteną pokojową na kredensie przy ścianie.

Majteczki napięły się mocniej, kiedy dziewczyna nachyliła się, by spojrzeć w obiektyw. „Dobrał damę i króla. Zbiera damy. Może połączy królów z dżokerem. Zrzuca siódemkę” – powiedziała i wyłączyła mikrofon.

Kiedy skupiała się na obserwacji, Bond zrobił parę kocich kroków i stanął tuż za nią, obok krzesła. Wszedł na nie, modląc się, żeby nie zaskrzypiało. W ten sposób znalazł się na tyle wysoko, żeby objąć leiką całą scenę. Podniósł aparat. Tak, to było to, jak na dłoni: głowa dziewczyny, fragment lornetki, mikrofon i, dwadzieścia jardów niżej, dwóch mężczyzn przy stole oraz ręka Du Ponta trzymająca karty. Bond mógł nawet rozróżnić ich kolory. Zwolnił migawkę.

Ostry trzask rozbłyskującej lampy i oślepiający blask światła spowodował, że dziewczyna wydała z siebie przeraźliwy, urywany krzyk. Gwałtownie odwróciła się do Bonda.

Agent zszedł z krzesła.

– Dzień dobry – powiedział.

– Kim pan jest? Czego pan chce? – Dziewczyna zakryła ręką usta. W jej oczach czaiło się śmiertelne przerażenie.

– Niech się pani nie obawia. Załatwiłem, co chciałem załatwić, już po wszystkim. Aha, nazywam się Bond. James Bond.

Ostrożnie odłożył aparat na krzesło. Zbliżył się do dziewczyny i stanął tak blisko, że poczuł jej delikatny zapach. Była bardzo piękna. Cudownie jasne, niespotykanie długie włosy opadały ciężko na jej ramiona. Lekka opalenizna nadawała jej oczom kolor szafiru, a usta miała śmiałe i wydatne, takie, które ułożyłyby się w rozkoszny uśmiech.

Wstała i oderwała rękę od twarzy. Była wysoka, jakieś pięć stóp dziesięć cali. Jej ramiona i nogi wyglądały tak, jakby uprawiała pływanie; czarny jedwab stanika z trudem opinał piersi.

Strach wolno tajał w jej oczach.

– Co pan chce zrobić? – spytała głębokim głosem.

– Tobie? Nic. Chcę się tylko nieco podroczyć z Goldfingerem. A teraz bądź grzeczna i posuń się trochę. Niech no tam zerknę.

Bond zajął jej miejsce i spojrzał przez lornetkę. Gra toczyła się normalnie i Goldfinger niczym jeszcze nie zdradzał, że łączność została przerwana.

– Jemu wszystko jedno, czy ciebie odbiera, czy nie? Przestanie grać?

Wahała się moment i odrzekła:

– To już się zdarzało. Raz wypadła wtyczka czy coś tam. Po prostu czeka, aż znów nawiążę z nim kontakt.

Bond uśmiechnął się do niej.

– No to poczekajmy. Niech się trochę spoci. Zapal sobie i odpręż się. – Poczęstował ją chesterfieldem. Przyjęła papierosa. – No i chyba czas już zająć się paznokciami lewej ręki, nie sądzisz?

Na ustach wykwitł jej leciutki uśmiech.

– Jak długo tu byłeś? Tak mnie przeraziłeś, że omal nie umarłam na atak serca.

– Niezbyt długo i przykro mi, że cię tak przestraszyłem. A przez Goldfingera biedny pan Du Pont dostaje ataku serca codziennie, już od tygodnia.

– Tak… – rzekła niepewnie. – To chyba rzeczywiście świństwo. Ale ten Du Pont jest chyba bardzo bogaty, prawda?

– Och tak! Ja wcale się nie przejmuję panem Du Pontem. Ale widzisz, pewnego dnia Goldfinger może wybrać sobie nieco uboższego partnera. Poza tym sam jest multimilionerem. Dlaczego się w to bawi? Przecież on śpi na forsie.

Jej twarz wyraźnie się ożywiła.

– Wiem. Nie mogę po prostu zrozumieć. Wciąż więcej i więcej. To chyba jakaś obsesja. On nie umie się temu oprzeć. Pytałam go dlaczego, a on na to, że tylko głupiec nie wykorzystuje okazji, kiedy okazja się nadarza. On ciągle szuka jednego: odpowiedniej okazji. – Machnęła ręką z papierosem w stronę lornetki. – Kiedy mnie do tego namówił i kiedy spytałam, po diabła mu cały ten ambaras, powiedział: „Lekcja numer dwa: kiedy okazji brak, stwórz ją sam”.

– Ma szczęście, że nie jestem z agencji Pinkertona ani z policji z Miami – rzucił Bond.

Dziewczyna wzruszyła ramionami.

– Och, tym by się nie przejął. Po prostu przekupiłby cię i już. On każdego może przekupić. Nikt nie oprze się widokowi złota.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Zawsze wozi z sobą sztabki złota wartości miliona dolarów – odparła obojętnie. – Zawsze. Nie targa ich tylko wtedy, gdy musi przechodzić przez odprawę celną. Wtedy zakłada pas wypchany złotymi monetami. A tak chowa to swoje złoto w walizkach z podwójnym dnem i podwójnymi ściankami. To walizy nafaszerowane złotem, naprawdę.

– Ważą chyba tonę!

– Goldfinger zawsze podróżuje samochodem, takim ze specjalnymi amortyzatorami. A jego kierowca to kawał chłopa, on je nosi. Nikt poza nim walizek nie tyka.

– Po co wozi się po świecie z taką ilością złota?

– Tak na wszelki wypadek. On dobrze wie, że za złoto kupi sobie co zechce, a sztabki są najwyższej próby – dwadzieścia cztery karaty. Poza wszystkim innym Goldfinger uwielbia złoto, kocha je tak, jak ludzie kochają klejnoty albo znaczki pocztowe albo… – Uśmiechnęła się. – Kobiety.

Bond odwzajemnił uśmiech.

– A czy ciebie… kocha? – spytał. Zarumieniła się i rzekła, obruszona:

– Oczywiście, że nie. Pewnie, możesz sobie myśleć, co ci się żywnie podoba – dodała rozsądnie – ale on mnie naprawdę nie kocha. Wydaje mi się, że on chce, żeby ludzie tak myśleli, to znaczy, że my… że ja… Że to po prostu miłość i… No wiesz. Nie jest zbyt zaborczy i sądzę, że to sprawa… hm, próżności, czegoś w tym rodzaju.

– Tak, rozumiem. Więc jesteś jakby jego sekretarką?

– Towarzyszką podróży – poprawiła. – Nie muszę pisać na maszynie, nic z tych rzeczy. – Nagle zakryła sobie ręką usta. – Och! Nie powinnam ci tego wszystkiego mówić! Nie powiesz mu? Wylałby mnie. – W jej oczach znów zjawił się strach. – Wylałby mnie albo nie wiem co. Nie wiem, co by zrobił. On z tych nieobliczalnych.

– Nic mu nie powiem, słowo. Ale co ty masz z takiego życia? Po co to robisz?

– Żeby co tydzień dostać sto funciaków i żeby cieszyć się tym tutaj. – Machnięciem ręki wskazała pokój. – Luksusem. Forsa nie leży na ulicy, oszczędzam. Kiedy odłożę ile trzeba, odejdę.

Bond zastanawiał się, czy Goldfinger jej na to pozwoli. Czy ona aby nie za dużo wie? Spojrzał na jej piękną twarz, na ciało, z którego wspaniałości nie zdawała sobie chyba sprawy. Może nawet tego nie podejrzewała, ale – tak obstawiał – Goldfinger przysporzy jej jeszcze dużo kłopotów.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Goldfinger»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Goldfinger» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Goldfinger»

Обсуждение, отзывы о книге «Goldfinger» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x