– Przecież obiecałam ojcu, że dochowam tajemnicy. Obiecałam mu…
Stała na najwyższym stopniu, wpatrując się w las, oddzielony od szpitala rozległą łąką. Ten las był zawsze zielony, kuszący i pełen spokoju. Ale nie dziś. Teraz znajdował się tam Ishmaru.
– Kate, pozwól mi pójść, odszukać go.
– Nie mogę. Ishmaru go zabije. Zostań tutaj.
– Do diabła, nie mogę!
– Możesz – zaoponowała żarliwie. – Jeśli nie zrobisz, o co cię proszę, nigdy ci nie wybaczę.
– To nie będzie już miało znaczenia, skoro on cię zabije. Zaufaj mi. Dam sobie radę.
Pokręciła głową.
– Idę. Wybór należy do ciebie. Albo wspólnie uzgodnimy plan działania, albo pójdę bez twojej zgody.
Jest zdeterminowany, pomyślała zrezygnowana. On naprawdę to zrobi, a nie mogę przecież dopuścić do tego, aby Ishmaru zobaczył mnie z kimś.
– W porządku. Daj mi dziesięć minut, zanim wkroczysz do akcji – zaproponował Seth. Spojrzał na łąkę. – Światła ze szpitala oświetlają ją tak dokładnie, że trudno będzie podejść niepostrzeżenie od tej strony. Przejdę najpierw milę na północ, a potem postaram się odnaleźć twego ojca.
– Jak?
Uśmiechnął się chytrze.
– Mam dobrego nosa, zapomniałaś już? Pacjenci szpitalni pachną środkami antyseptycznymi. Jego pokój aż cuchnął od tego. Poczuję z daleka.
– Razem z moim ojcem będzie Ishmaru.
– Zaskoczę go, zanim skrzywdzi kogokolwiek. Skierowała wzrok na łąkę.
– Dziesięć minut. Poszedł.
Patrzyła, jak skręca za węgłem, następnie zaczęła schodzić po schodach. Pozbyła się go dzięki kłamstwu i nie miała żadnych skrupułów z tego powodu. Najważniejsze, że on pozostanie przy życiu. Ishmaru mógłby go zabić w ciągu tych dziesięciu minut. Nie wolno do tego dopuścić.
Nie zabijesz już nikogo, Ishmaru.
To się musi skończyć.
Ale jak? Z chwilą gdy ona wejdzie do lasu, on będzie górą, a ona stanie się jego kolejną ofiarą. A więc trzeba znaleźć sposób, aby nim wstrząsnąć, zdominować go.
Zdominować go? Przecież on zdominował jej życie od chwili śmierci Michaela!
Zastraszył ją do tego stopnia, że niemal nie była już w stanie funkcjonować normalnie. Teraz też ogarniał ją paraliżujący lęk.
Pozbądź się tego strachu.
Znajdź jakiś sposób.
Zbierz myśli.
Pamiętaj.
I nagle wpadła na pomysł: wyraźny, jednoznaczny, klarowny.
No, oczywiście.
To proste.
To Emily. Widział jej złociste włosy połyskujące w blasku księżyca, kiedy kroczyła przez łąkę w jego stronę.
Tak, podejdź do mnie, Emily, żebym mógł cię odesłać z powrotem do krainy ciemności.
Żebym mógł się nacieszyć swoją nagrodą.
Jeszcze tylko kilka jardów i wejdziesz między drzewa.
On tu jest.
Wyczuwała jego obecność w gęstniejącej przed nią ciemności. Z dłonią zaciśniętą na rękojeści rewolweru weszła w las i natychmiast wchłonął ją mrok tego świata liści.
– Ishmaru!
Nie było odzewu.
Szła dalej, dopóki nie znalazła się na skraju niedużej polanki. Przystanęła i powiodła wzrokiem po drzewach okalających otwartą przestrzeń.
– Ishmaru.
Nadal nie było żadnej odpowiedzi.
– Chciałeś, żebym tu przyszła. Nie kryj się przede mną.
– Odłóż rewolwer na ziemię. Taka broń nie przystoi wojownikowi.
– Gdzie jest ojciec Kate?
– Ojciec Kate? – Milczał parę chwil. – A więc przyznajesz wreszcie, że jesteś Emily?
– Naturalnie. Przecież wiedziałeś o tym od pierwszej chwili. Gdzie on jest?
– Dlaczego się tym interesujesz, Emily?
Bo Kate i ja jesteśmy jednością. – Słowa same cisnęły jej się na, usta ze zdumiewającą łatwością. – Muszę interesować się tym samym, czym interesuje się ona. I muszę chronić to, co ona pragnie ochraniać.
– To twój pech. Jakiż to kruchy mężczyzna. Wystarczyłby jeden lekki ruch ręką i mógłbym skręcić mu kark. Odłóż broń.
Czyżby stał tam w ciemnościach, gotów do zaciśnięcia dłoni na szyi jej ojca? Nie mogła ryzykować. Położyła rewolwer na ziemi.
– Doskonale. Żadnemu z nas nie wolno osiągać triumfu za pomocą tak ohydnej broni.
Wytężyła wzrok, starając się przeniknąć nim ścianę drzew.
– Gdzie jest ojciec Kate?
– Wyzwoliłem go.
Jej serce zamarło na moment. Co znaczy: wyzwoliłem? Czyżby Ishmaru chciał przez to powiedzieć, że jej ojciec nie żyje?
– Zawadzał mi.
Odwróciła się na pięcie; kątem oka dostrzegła z lewej strony jakieś poruszenie.
– Masz bystry wzrok. – Jego głos rozległ się z prawej strony. – Tak, zgadza się, byłem tam. Potrafię się poruszać bardzo szybko, nieprawdaż? Ćwiczyłem długo, aż wreszcie nauczyłem się mknąć szybko jak wiatr. I jeszcze coś, Emily: dysponuję teraz większą siłą niż wtedy, kiedy walczyliśmy ze sobą. Ale może i ty przywiozłaś ze sobą jakieś przedmioty obdarzone magiczną mocą.
To dobry początek, korzystny dla niej. Zasiać w nim zwątpienie. Przejąć kontrolę.
– Przywiozłam takie przedmioty, a jakże. Całe mnóstwo. Jak myślisz, dlaczego nie byłeś w stanie pozbawić życia syna Kate?
– To był mój wybór. Chciałem ujrzeć, jak ona cierpi. Jak ty cierpisz.
– Nawet jeśli uwierzyłeś, że wybór należał do ciebie, prawda jest taka, że to ja decydowałam. Od pierwszej chwili, kiedy spotkałeś Kate, wszystkie twoje myśli i działania, jakie podejmowałeś, były sterowane przeze mnie.
– Kłamiesz.
– Dlaczego miałabym kłamać? Duchy nie muszą się uciekać do kłamstw.
– Kłamiesz dlatego, że posiadam większą moc niż ty – odparł szorstkim tonem. – Boisz się mnie.
– Czy bałam się ciebie kiedykolwiek przedtem? Czy bałam się ciebie tamtej nocy, gdy mnie zabiłeś?
– Nie, walczyłaś jak suka, którą zresztą jesteś. – Po chwili dodał: – Pocięłaś mnie nożem.
– Wtedy nie byłam jeszcze na tyle silna, aby cię zabić, ale teraz jestem. Czekałam długo, bardzo długo, żeby zabrać cię ze sobą do krainy ciemności. Czy wiesz, kogo tam spotkasz?
– Nie chcę tego słuchać.
W jego głosie zabrzmiała wyraźnie nuta trwogi.
– Spotkasz się tam ze stróżami.
Wziął głęboki oddech.
– Widzę, że jesteś bardzo sprytna. Ale nie uda ci się mnie nastraszyć. Zbyt długo czekałem na ten moment. To będzie z pewnością niezwykły pojedynek.
– Niezwykły, bo ja stoję tu na otwartej przestrzeni, a ty kryjesz się między drzewami jak tchórz? – Czy to złudzenie, czy naprawdę dostrzegła obok tamtej sosny ciemny zarys czyjejś postaci?
– Masz rację, nadeszła pora. Wychodzę zza drzew.
– Poczekaj. – Była teraz bezbronna i z pewnością słabsza od niego. Znajdowałby się w korzystniejszej sytuacji. – Nie tak chyba postępują wojownicy. Należy podchodzić przeciwnika, tropić go. A może myślisz, że będę przed tobą uciekać?
– Myślę, że będziesz próbować.
Skąd u niej ten pomysł? Biec po ciemnym lesie? Mrok ograniczał widoczność do niecałego jarda. Ale przecież Ishmaru nie był pod tym względem w lepszej sytuacji.
– Nawet gdybym próbowała uciekać, to co? Czy taki pojedynek nie sprawiłby ci większej przyjemności?
Milczał przez parę sekund.
– Tak, nie miałem jeszcze okazji cię tropić. A to rzeczywiście wyjątkowa przyjemność. Zgoda, uciekaj, a ja będę cię gonić.
Przyszła jej nagle do głowy pewna myśl, a wraz z nią zaświtała iskierka nadziei. Może…
Читать дальше