– No cóż, czasem jedna sprawa pociąga za sobą drugą. – Ujął ją pod ramię i odciągnął od telewizora. – Wszystko mogło się skończyć na samym rozpoznaniu.
– Ale się nie skończyło. Milczał.
– A teraz o popełnienie morderstwa podejrzewają Ogdena.
– Nie sądzę, aby wysunęli przeciw niemu to oskarżenie. Nie mają wystarczających dowodów. Tylko tyle, aby wzbudzić zainteresowanie sprawą.
– Wzbudzić zainteresowanie? Uśmiechnął się.
– Jak już mówiłem, jedna sprawa pociąga za sobą drugą.
– Wyglądasz jak siedem nieszczęść – orzekła Phyliss, kiedy zjawili się w hotelu. – Idź do sypialni, zrób coś z włosami i umaluj się jak należy. Chyba nie chcesz przestraszyć własnego syna. I tak chodzi zdenerwowany.
– Gdzie jest teraz?
– W swoim pokoju. Czyta.
– Nie wie jeszcze o niczym?
– Nie, ale przecież nie jest głupi. Kiedy nie pozwoliłam włączyć telewizora, kazał mi przysiąc na Biblię, że ty i Seth nie zginęliście ani nie leżycie w jakimś szpitalu.
– Dziękuję, Phyliss. – Kate zerknęła na Setha. – Chciałabym porozmawiać z nim w cztery oczy.
Kiwnął głową i zwrócił się do Phyliss.
– Co mam zrobić, żebyś zgodziła się pójść ze mną na lunch?
– Wziąć kąpiel i użyć choć trochę dezodorantu.
I znowu cios w samo serce. Dlaczego w ogóle zadaję się z tobą? Kate, nie zwracając uwagi na ich przekomarzanie się, zdążała już szybkim krokiem do pokoju Joshuy. Była zdenerwowana niemal w tym samym stopniu co wtedy, gdy szła przez łąkę na spotkanie z Ishmaru.
Joshua, musisz mnie zrozumieć.
Nie chciałam, aby do tego doszło.
Po prostu spróbuj mnie zrozumieć.
– Okłamałaś mnie. – Joshua z kamienną miną wpatrywał się w ścianę ponad jej ramieniem. – Mówiłaś, że nigdy mnie nie okłamiesz. Mówiłaś, że tak nie należy postępować.
– Bo rzeczywiście nie należy. To, co zrobiłam, nie było właściwe. Nie można tego usprawiedliwić. Ale nie było innego sposobu.
– Dziadek też mnie okłamał, zmuszając ciebie do kłamstwa.
– Nie chciał sprawić ci bólu, Joshua. To straszna choroba.
– Nie powinien był tak postąpić! – wykrzyknął chłopiec. – Przecież mimo choroby nie przestałbym go kochać. Ty nie przestałaś.
Dlaczego w ogóle na nią nie patrzy?
– Nie, nie przestałam. Ale i dla mnie było to bardzo trudne.
– Więc mogłaś mi o tym powiedzieć, pozwolić sobie pomóc. We dwójkę zawsze jest łatwiej.
– Obiecałam mu.
– Powinnaś była powiedzieć mi o wszystkim.
– Masz rację, popełniłam błąd. I dziadek popełnił błąd. Wybaczysz nam?
Nie odpowiedział.
– Joshua?
Wreszcie spojrzał na nią.
– Chcę go zobaczyć.
– Nie, Joshua. To już nie jest ten sam człowiek, którego znałeś. Mówiłam ci, jaki on teraz jest.
– Chcę go zobaczyć. Zaprowadzisz mnie tam?
Patrzyła na niego zrezygnowana. Nie była już pewna, czy lepiej dać mu przekonać się na własne oczy, jak teraz wygląda dziadek, czy też pozwolić, aby jego wyobraźnia wykreowała wizerunek bardziej przerażający od rzeczywistego. Dla tak wrażliwego chłopca jedno i drugie mogło się okazać równie brzemienne w skutki. Wstała gwałtownie i ruszyła do wyjścia.
– Przygotuj się. Zawiadomię Setha.
Do Dandridge dotarli następnego dnia, a w szpitalu znaleźli się wczesnym popołudniem.
Kate przystanęła przed drzwiami do pokoju ojca.
– Może bym weszła z tobą, Joshua?
Kiwnął głową.
– Dobrze. Przecież powiedziałem, we dwójkę zawsze jest łatwiej. – Zawahał się, przeniósł wzrok na Setha.
– W porządku – uśmiechnął się Seth. – Poczekam w holu. Joshua powiedział wyraźnie zakłopotany:
– To tylko dlatego, że właściwie nie znasz mojego dziadka.
– Rozumiem i nie czuję się obrażony.
Otwierając drzwi, Kate rzuciła zatroskane spojrzenie na syna. Był blady i milczący, podobnie jak w czasie podróży. Miała nadzieję, że postępuje słusznie.
Ojciec leżał na boku, zwrócony twarzą do okna. Ciekawe, czy cokolwiek widzi. A jeśli tak, to czy zdaje sobie sprawę, co widzi.
Lekko popchnęła syna w stronę łóżka.
– Tato, przyprowadziłam Joshuę. Pragnął cię odwiedzić.
Cisza.
Joshua wolnym krokiem podszedł bliżej, stanął przed łóżkiem, odstawił swój worek marynarski na podłogę.
– Joshua to mój syn, tato. Pamiętasz go?
Cisza.
– Wcale nie musi mówić – odezwał się Joshua. – Nie przejmuj się, dziadku, ja też czasem nie mam ochoty gadać. – Przez chwilę patrzył na niego w milczeniu. – Niepotrzebnie to zrobiłeś – dodał wreszcie. – To i tak by niczego nie zmieniło. Moglibyśmy przychodzić do ciebie z mamą i chodzić z tobą na spacery, a ja opowiadałbym ci o wszystkim. Ty byś tylko słuchał, nie musiałbyś mówić. Opowiadałbym ci o mojej drużynie baseballowej, o szkole, o filmach, które obejrzałem. – Znowu umilkł. – I o tacie – szepnął. – On umarł, wiesz? A ty nie musiałbyś nic robić.
Odpowiedziało mu milczenie, jak przedtem.
– Zastanawiam się, czy ja nie mógłbym czegoś zdziałać. Mama mówi, że RU 2 to wspaniały lek. – Zamrugał oczami i czym prędzej dodał:
– Ale nawet gdyby ci nie pomógł, musisz wiedzieć, że zawsze będę myślał o tobie i może w ten sposób będę razem z tobą.
Pomóż mu. Proszę cię, tato, powiedz coś!
Żadnej odpowiedzi.
Joshua rozwiązał swój worek.
– Przyniosłem ci coś. Przyszło mi do głowy, że może zechcesz czasem popatrzeć na to i przy okazji pomyśleć o mnie. – Wyjął z worka swoją rękawicę do baseballu, tę samą, która zawsze wisiała nad jego łóżkiem. Teraz położył ją na pościeli dziadka. – To naprawdę dobra rękawica. Nosiłem ją tego dnia, kiedy wygraliśmy mistrzostwa juniorów. Bardzo się wtedy starałem. Szkoda, że tego nie widziałeś.
Cisza.
Kate uświadomiła sobie, że nie wytrzyma tego dłużej.
– To tyle. – Joshua podniósł worek. – Do widzenia, dziadku. Będę cię odwiedzać! – Spojrzał na Kate i zmarszczył brwi. – Nie płacz, mamo. Jest w porządku.
– Tak, wiem. – Zmusiła się do uśmiechu. – Chcesz już iść? Skinął głową.
– Chyba tak. Popchnęła go do wyjścia.
– Do widzenia, tato. Mam nadzieję, że…
– Mamo! – Twarz Joshuy rozjaśnił radosny uśmiech. Podążyła spojrzeniem za jego wzrokiem.
Dzięki ci, Boże!
Dłoń ojca spoczywała na starej rękawicy baseballowej Joshuy.
– Wypuszczają go na wolność. – Kate cisnęła nazajutrz gazetę na stół. – Ogden jest wolny.
– Mówiłem ci, że tak będzie.
– I to cię nie martwi? Pokręcił głową przecząco.
– A mnie tak.
– Zrozum, policja podejrzewa, że to on, ale nie mają wystarczających dowodów.
– Sprawa jednak jest nadal otwarta.
– Zapewne niebawem ją zamkną. – Zmienił temat. – Odebrałem już bilety lotnicze. Jutro w południe lecimy do Amsterdamu. – Po chwili dodał: – Jeśli jesteś pewna, że nadal tego chcesz. Główne zagrożenie już minęło.
– Owszem, chcę. Chcę wywieźć Joshuę jak najdalej od tego domu wariatów, zależy mi też na szybkim rozpoczęciu testów nad RU 2. Staraliśmy się zrobić wszystko tak, jak sobie tego życzył Noah. Ale nawet jeśli uda nam się zablokować tę ustawę, mogą upłynąć długie lata, zanim uzyskamy zgodę na prowadzenie zaawansowanych testów. – Zdesperowana potrząsnęła głową. – Tyle cennego czasu poszło na marne! Na samą myśl o tym ogarnia mnie złość. Chcę wreszcie coś robić!
Читать дальше