Iris Johansen - A wtedy umrzesz…

Здесь есть возможность читать онлайн «Iris Johansen - A wtedy umrzesz…» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Остросюжетные любовные романы, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

A wtedy umrzesz…: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «A wtedy umrzesz…»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Słońce świeci, na rynku małego miasteczka w Meksyku panuje cisza i spokój. Mimo to widać, że wydarzyło się coś niepojętego, a Bess Grady, fotoreporterka, i jej siostra Emily mimowolnie znalazły się w samym środku katastrofy. W chaosie i zamieszaniu Emily znika, Bess zaś staje się zakładniczką. Ponieważ chodzi o życie niewinnych ofiar, musi przystać na współpracę z dziwnym nieznajomym; jego motywy są podejrzane, za nim ściele się ścieżka zasłana trupami. Do czego doprowadzi ta niebezpieczna gra?

A wtedy umrzesz… — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «A wtedy umrzesz…», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– A co zrobisz, jak go dorwiesz?

– Zaimprowizuję. Mam parę pomysłów, ale wszystko zależy od tego, ile chłopak wie i czy uda mi się go skłonić do współpracy. – Uśmiechnął się kpiąco. – Przecież doskonale potrafię wykorzystywać ludzi do swoich celów, prawda?

– Owszem. – Otworzyła drzwi. – Zadzwoń do mnie. Chcę wiedzieć, co się dzieje. Jeśli pojawi się szansa schwytania Estebana w pułapkę, nie chcę być wystawiona do wiatru.

– Ja cię nie wystawiam do wiatru. Jeśli chcesz, możesz ze mną jechać.

– Doskonale zdajesz sobie sprawę, że nie mogę. Zespół Donovana mnie tutaj potrzebuje.

Skinął głową.

– Pamiętasz, jak pytałem, co byś zrobiła, gdybyś musiała dokonać wyboru między Josie a schwytaniem Estebana?

– To zupełnie inna sytuacja – odparła bez wahania. – Gdybyś wyruszał schwytać Estebana, nie Jeffersa, pojechałabym z tobą. – Odwróciła się i weszła do pokoju. – Dobranoc, Kaldak.

Znużona oparła się o drzwi. Kaldak jak zwykle widział tylko swój cel, ale dla niej życie straciło wyrazistość. Nie wolno jej odejść z Collinsville, jeśli zostając, może ocalić czyjeś życie. Zbyt żywo płonęła w jej pamięci bezradność, którą czuła w Tenajo. Zrobi tu, co będzie w jej mocy. Trzeba iść krok po kroczku.

19.

Dzień czwarty

Aurora w stanie Kansas

2.47

Na niewielkim podjeździe przed domem Jeffersów roiło się od reporterów i kamer telewizyjnych. Na ulicy stał zaparkowany wóz transmisyjny. Kaldak zostawił samochód dwie przecznice dalej i szybko ruszył w stronę drzwi. Przedarł się przez tłum dziennikarzy i nacisnął dzwonek.

– Lepiej uważaj – ostrzegł jeden z fotografów. – Kiedy po południu zadzwoniłem, wezwała gliny i omal mnie stąd nie wyrzucili.

Nie winił jej. Taki atak mediów każdego by wyprowadził z równowagi. Jeszcze raz nacisnął dzwonek. Bez odpowiedzi. Ma to gdzieś. Z całej siły pchnął ramieniem drzwi.

– Cholera. Zwariowałeś? – Zaskoczony fotograf zrobił zdjęcie, jak Kaldak wdziera się do środka. – Wszystkich nas stąd wyleją. Zaraz wyskoczy z wrzaskiem i ściągnie…

Kaldak nie usłyszał ostatniego słowa, bo wszedł do środka i zatrzasnął drzwi. W korytarzu panował mrok, ale dostrzegł poświatę w jednym z pokoi na piętrze.

Nie musiał długo czekać. Drzwi gwałtownie się otworzyły i na szczycie schodów stanęła Donna Jeffers. Miała na sobie koszulę nocną i szlafrok, mierzyła do Kaldaka z pistoletu.

– Przepraszam. Zapłacę za naprawę drzwi – odezwał się Kaldak.

– Wynoś się z mojego domu.

– Muszę z panią porozmawiać.

– Wszedłeś na teren prywatny. Mam prawo przeszyć cię kulą na wylot.

– Zgadza się. Ale czy na pewno warto? Chyba i tak ma pani dość kłopotów.

– Co z ciebie za jeden? Dziennikarz? Z policji?

– CIA. Mogę wejść na górę i porozmawiać?

– Już był ktoś od was, kto chciał ze mną porozmawiać. Z każdego cholernego departamentu całego rządu zjawił się ktoś, kto chciał ze mną porozmawiać. – Zapaliła światło na korytarzu i baczniej mu się przyjrzała. – Ty już tu byłeś. Breen.

– Kaldak. Drobne przekłamanie.

– Szukałeś Cody’ego. – Schodziła na dół. – Szukałeś go, jeszcze nim to wszystko się zaczęło.

– Podejrzewałem, że jest w to zamieszany.

– To dlaczego, do cholery, go nie znalazłeś? Dlaczego dopuściłeś, żeby to zrobił? Moi przyjaciele pomyślą, że wychowałam jakiegoś potwora. Dlaczego go nie powstrzymałeś?

– Próbowałem. – Popatrzył na jej broń. – Mogłaby pani to odłożyć? Staram się pani pomóc.

– Chcesz złapać Cody’ego, jak oni wszyscy.

– Chcę dopaść człowieka, który go najął, i chcę, żeby pani namówiła syna do współpracy. Ale za tymi drzwiami są ludzie, którzy szukają wyłącznie kozła ofiarnego. Wezmą Cody’ego. A razem z nim i panią – dodał po chwili.

Przez chwilę milczała.

– Czego ode mnie chcesz? – spytała wreszcie.

– Kiedy syn zatelefonuje, proszę z nim porozmawiać, ale krótko, żeby go nie namierzyli. Jeśli będzie próbował się z panią umówić, proszę się zgodzić. I niech wie, że telefon jest na podsłuchu, to się nie sypnie.

– Możliwe, że więcej nie zadzwoni.

Usiadł na korytarzu przy stoliczku z telefonem.

– Obojgu nam pozostaje się modlić, by to zrobił.

Telefon zadźwięczał po kilku godzinach. Kaldak podniósł słuchawkę w korytarzu w tej samej chwili co Donna Jeffers, która odebrała telefon w kuchni.

– Mamusiu, nie rozłączaj się.

– Nie mogę z tobą rozmawiać – ucięła Donna Jeffers. – Oszalałeś? Zabroniłam ci dzwonić. Myślisz, że po tym, co zrobiłeś, nie założyli podsłuchu? Będę miała szczęście, jeśli mnie nie aresztują. Zrujnowałeś mi życie, idioto.

– Nie chciałem, mamusiu. To były fałszywki, ale myślałem, że to wszystko. Potrzebuję twojej pomocy. Tylko ciebie mam. Możemy się spotkać tam, gdzie świętowaliśmy moje dziewiąte urodziny?

– Nie. Nie dam się w to wciągnąć.

– Proszę, mamusiu. Milczała.

– Będę czekał. Wiem, że przyjedziesz. Rozłączył się.

Kiedy Donna Jeffers pojawiła się w korytarzu, Kaldak ze zdumieniem zobaczył w jej oczach łzy.

– Bodaj go licho porwało. Skończony głupek. Wsadzą go do więzienia, a potem zabiją.

Kaldak chciał ją okłamać, ale nie mógł się do tego zmusić.

– W tej chwili emocje są bardzo rozgrzane.

– Ja go naprawdę kocham. – Otarła łzy i wyprostowała się. – Ale nie pozwolę, żeby mnie pociągnął za sobą. – Buńczucznie spojrzała Kaldakowi w oczy. – Uważasz mnie za wyrodną jędzę, prawda?

– Ja pani nie osądzam.

– Nie obchodzi mnie, co sobie myślisz. Zawsze starałam się, jak mogłam. – Ruszyła w stronę sypialni. – Muszę się umalować i ubrać. Potem wyjdziemy. Jak zamierzasz mnie przeprowadzić przez ten motłoch?

– Tak samo jak sam przeszedłem.

– Pojadą za nami. Policja też.

– Zgubię ich. To może potrwać parę godzin, ale zgubię ich.

– Pizza Hut? – powtórzył Kaldak. Donna Jeffers wzruszyła ramionami.

– Wszystkie dzieciaki przepadają za pizzą.

Kaldak wjechał na parking i wyłączył silnik. Dochodziła jedenasta rano, restauracja była jeszcze zamknięta. Oprócz ich wozu na parkingu stały trzy samochody.

– Najprawdopodobniej obserwuje nas z daleka – powiedział Kaldak. – Wysiądźmy. Oboje musimy być dobrze widoczni. Spłoszyłby się, gdyby podjechał i nagle zobaczył mnie w samochodzie. Może znowu próbować uciec.

Minęło dziesięć minut.

– Nie przyjedzie – odezwała się.

– Niech mu pani da szansę. Na pewno…

Ulicą nadjechał czarny samochód, skręcił na parking i zahamował z piskiem opon. Otworzyło się okno.

– Co to za jeden? – spytał Cody. – Dlaczego nie przyjechałaś sama?

– Bo sama ci nie pomogę. Tym razem za daleko się posunąłeś.

– Co to za jeden? – powtórzył.

– Kaldak. – Zawahała się. – Pracuje dla rządu. Cody zaczął zakręcać szybę.

– Ani mi się waż, Cody Jeffers. – Zmierzyła go wzrokiem. – Słyszałeś? Nie będziesz uciekał. Nie chcę, żeby musieli cię ścigać, a potem zabili.

– Wrobił mnie, mamusiu. Nie wiedziałem, że ktoś umrze. Będą myśleli, że jestem jak on.

– W takim razie wydaj im drania, pójdź na ugodę.

– Boję się, mamo – szepnął. W oczach zalśniły mu łzy. – Nigdy jeszcze nie byłem taki przerażony. Co mam zrobić?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «A wtedy umrzesz…»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «A wtedy umrzesz…» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Iris Johansen
Iris Johansen - W Obliczu Oszustwa
Iris Johansen
Iris Johansen - The Treasure
Iris Johansen
Iris Johansen - Deadlock
Iris Johansen
Iris Johansen - Dark Summer
Iris Johansen
Iris Johansen - Blue Velvet
Iris Johansen
Iris Johansen - Pandora's Daughter
Iris Johansen
Iris Johansen - Zabójcze sny
Iris Johansen
Iris Johansen - Sueños asesinos
Iris Johansen
Iris Johansen - No Red Roses
Iris Johansen
Iris Johansen - Dead Aim
Iris Johansen
Отзывы о книге «A wtedy umrzesz…»

Обсуждение, отзывы о книге «A wtedy umrzesz…» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x