– Nie!
– Tak. To konieczne. Doktor Kenwood ma się stać najsłynniejszym chirurgiem Ameryki, bo operował Josie. Niech zrobią wywiad z siostrą oddziałową. Trzeba zmusić szpital, żeby otoczył Josie armią strażników, którzy by ją chronili przed prasą i telewizją.
Szerzej otworzyła oczy, zrozumiawszy, co naprawdę miał na myśli.
– I przed Estebanem.
– Chyba pod tym względem możemy liczyć na Ramseya. Nie dopuści, żeby coś się przydarzyło maleńkiej słodyczce Ameryki.
– A gdy uwaga mediów skoncentruje się na Bess, nie będzie mógł jej zamknąć w jakiejś izolatce – dodał Yael.
– Właśnie o to chodzi – przytaknął Kaldak.
Niezły plan, przyznała w duchu Bess. Może się udać.
– Jeszcze coś – dorzucił Kaldak. – Musisz powiedzieć prasie, że CDC jest bliższe wypracowania skutecznego leku, niż podaje się w oficjalnych raportach.
– Dlaczego?
– Niech Esteban poczuje się zagrożony. Jeśli będzie sądził, że lada chwila powstanie antidotum, będzie starał się jak najszybciej pójść na ugodę i zminimalizować straty.
– Albo wyśle kolejny samochód z pieniędzmi.
– Nie, nie powtórzy tego samego numeru. Każdy ma się na baczności. Esteban pokazał, na co go stać, i wszystkich śmiertelnie przeraził.
– Nie możesz być tego pewny.
– Niczego nie mogę być pewny. Pozostaje trzymać kciuki i liczyć, że dobrze obstawiłem. Jest jeden pozytyw – dodał ponuro. – Wątpię, czy Esteban odważy się przyjechać do Collinsville próbować ci poderżnąć gardło. – Samolot podskoczył, gdy koła zderzyły się z nawierzchnią. – To może być zbyt szaleńczy ruch, nawet jak na niego.
– Na to też bym nie liczył – odparł Yael. – Jest sprytny, ale czasem ima się najdziwniejszych sposobów.
– W takim razie pozostaje nam jej pilnować, prawda?
Kaldak rozpiął pasy i wstał. Wyjrzał przez okno.
– Są. Wystarczająco dużo kamer i aparatów fotograficznych, żebyśmy się poczuli jak w Hollywood w noc rozdania Oscarów.
– Już czuję, że tego nie znoszę – powiedziała Bess.
– Przynajmniej raz zasmakujesz, co to znaczy znaleźć się po drugiej stronie obiektywu. Chodźmy. Czas zacząć przedstawienie.
Collinsville 23.07
Reporterzy rzucili się na Bess, ledwo zeszła ze stopni. Kaldak trzymał się z tyłu, obserwując.
Bess może nie znosiła świateł jupiterów, ale uśmiechała się i spokojnie, pewnie odpowiadała na pytania. Właśnie tego po niej oczekiwał. Już udowodniła, że przyciśnięta do muru zdolna jest niemal do wszystkiego.
– Ty skurwielu.
Kaldak obejrzał się, słysząc cichy syk Ramseya.
– Nie spodziewałem się, że tak szybko cię tu zobaczę, Ramsey.
– Już byłem w drodze, gdy zadzwonili z CDC, że wyciągnąłeś żądło – warknął Ramsey przez zaciśnięte zęby. – Dopadnę cię za to, Kaldak.
– Mówiłem, że nie dopuszczę, żebyś jej to zrobił.
– W ogóle nie powinienem był cię słuchać. Wtedy by nie doszło do tego bajzlu.
– Och, więc Collinsville to wyłącznie moja wina? Ty w tym nie maczałeś palców? – Właśnie takiego zrzucania odpowiedzialności spodziewał się po Ramseyu. – Nie wywiniesz się. Jestem tylko pionkiem. Ty siedziałeś za kierownicą. – Popatrzył na Bess. – A jeśli jej się cokolwiek stanie, będziesz się czuł jak po czołowym zderzeniu z ciężarówką.
– Grozisz mi?
– Tak. – Znowu spojrzał na Ramseya. – Wydaje ci się, że jesteś zdeterminowany? Nie wiesz, co to znaczy determinacja. Nie stracę jej i nie zgubię Estebana.
– Już go zgubiłeś. Nie mamy pojęcia, gdzie on może być. Zaciera wszelkie ślady, które by mogły do niego doprowadzić. Dwie godziny po tym, jak wybuchł śmigłowiec z Habinem, miał też miejsce wybuch na obrzeżach Waterloo w stanie Iowa.
Kaldak znieruchomiał.
– Drukarnia fałszywych pieniędzy?
– Tak obstawiamy. Nasi specjaliści przegrzebują zgliszcza.
– Czy to bezpieczne? – wtrącił się Yael. – Przecież w atramencie, z którego korzystali fałszerze, musiały zostać aktywne szczepy wąglika.
– Jeśli pożar był duży, to raczej nie – odparł Kaldak. – Ogień trawi wszystko. CDC posługuje się ogniem nawet do niszczenia eboli.
O, ten pożar był wystarczająco duży – oświadczył Ramsey. – Pochłonął wszystko, na co natrafił, w tym paru ludzi, którzy zostali w środku. Nie znajdziemy nic wartościowego.
– A co z Codym Jeffersem?
– Jakieś trzy godziny temu dzwonił do matki i rozłączyła się. Kaldak znieruchomiał.
– Dzwonił?
– Błagał, wręcz żebrał o pomoc. Rozłączyła się, zanim zdążyliśmy go zlokalizować. Od tamtej pory zniknął po nim wszelki ślad. Pewnie Esteban i nim się zajął.
– Na kiedy macie dostarczyć pieniądze?
– Na pojutrze. – Zerknął spod oka na Yaela. – Twój rząd obsztorcował prezydenta. Trzeszczą mu za uszami, że nie wolno ustępować terrorystom.
– Mój rząd ma rację – odrzekł Yael. – Nie ma nic gorszego niż spełnianie żądań terrorysty.
– Jest coś gorszego. Pozwolenie, żeby Esteban wypuścił zatrute pieniądze w Nowym Jorku.
– A tym grozi? – spytał Kaldak.
– Wiesz, jak kolejny taki incydent wpłynie na naszą giełdę?
– Wiem, że nie dałbym Estebanowi pieniędzy i nie puścił go wolno z wąglikiem. Co go powstrzyma przed kolejnym wykorzystaniem tej broni?
– Ona. – Ramsey ruchem głowy wskazał Bess. – A ty mi ją zabrałeś, łajdaku.
– Wielka szkoda. Czyli będziesz musiał się skoncentrować na znalezieniu Estebana, a nie prześladowaniu niewinnej kobiety.
– Przyganiał kocioł garnkowi… Kaldak się skrzywił.
– Fakt, chyba masz rację.
Ruszył do przodu, przepychając się przez tłum dziennikarzy.
– Na razie wystarczy. Pani Grady jest bardzo zmęczona, ale chętnie porozmawia z wami jutro rano. Musi jeszcze dotrzeć do siedziby CDC w mieście i oddać krew.
Jeden z obiektywów natychmiast został wycelowany w Kaldaka.
– A pan kim jest?
– Zajmuję się osobistą ochroną pani Grady. Rząd docenia niezwykłą wagę jej gestu. – Obejrzał się na Ramseya. – Dlatego też zastępca dyrektora CIA pan Ramsey wyznaczył mi zadanie usuwania przed nią wszelkich trudności. Prawda, panie Ramsey?
Ramsey posłał mu mordercze spojrzenie, potem zmusił się do uśmiechu.
– Oczywiście. To naturalne, że staramy się zapewnić pani Grady najlepszą ochronę.
– Właśnie mi powiedział, że już posłał ludzi do szpitala Johnsa Hopkinsa, celem zapewnienia tej placówce ochrony – wyrąbał Kaldak. – Niech on sam państwu wyjaśni, dlaczego to jest niezbędne, a ja odwiozę panią Grady do stacji CDC.
Większość dziennikarzy natychmiast otoczyła Ramseya, a Kaldak musiał uwolnić Bess od dwójki wyjątkowo natrętnych reporterów.
– Tędy. – U ich boku pojawił się Yael. – To Mel Donovan z CDC.
– Już się spotkaliśmy. – Kaldak podał mu rękę. – To Bess Grady. Mel Donovan. Przejął stanowisko Eda.
– Miło mi panią poznać, pani Grady. – Donovan uścisnął jej rękę. – Choć żałuję, że nie stało się to w innych okolicznościach. Nasz zespół zatrzymał się w „Ramada Inn” w strefie objętej kwarantanną, tuż przy szpitalu. Zarezerwowałem dla was miejsca.
– Zgłoszono kolejne przypadki? – spytała Bess.
– Jeden. Ten człowiek zmarł godzinę temu.
Donovan poprowadził ich do samochodu zaparkowanego przy budynku lotniska. Przed nim stał radiowóz na sygnale.
– Słyszała pani, że wykorzystaliśmy ostatnią próbkę do przetoczenia?
Читать дальше