Iris Johansen - A wtedy umrzesz…

Здесь есть возможность читать онлайн «Iris Johansen - A wtedy umrzesz…» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Остросюжетные любовные романы, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

A wtedy umrzesz…: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «A wtedy umrzesz…»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Słońce świeci, na rynku małego miasteczka w Meksyku panuje cisza i spokój. Mimo to widać, że wydarzyło się coś niepojętego, a Bess Grady, fotoreporterka, i jej siostra Emily mimowolnie znalazły się w samym środku katastrofy. W chaosie i zamieszaniu Emily znika, Bess zaś staje się zakładniczką. Ponieważ chodzi o życie niewinnych ofiar, musi przystać na współpracę z dziwnym nieznajomym; jego motywy są podejrzane, za nim ściele się ścieżka zasłana trupami. Do czego doprowadzi ta niebezpieczna gra?

A wtedy umrzesz… — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «A wtedy umrzesz…», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Josie. Zapomniała, że miała dzwonić do doktora Kenwooda. Wzięła telefon Yaela i szybko wystukała numer. Po chwili była już połączona z doktorem Kenwoodem.

– Złapała mnie pani w ostatniej chwili, pani Grady. – W jego głosie słychać było zmęczenie. – Właśnie miałem wyjść.

– Jak się czuje Josie?

– Lepiej. O wiele lepiej. Planuję operację na jutro rano. Serce zakołatało jej mocniej.

– O której?

– O ósmej. Będzie pani mogła do niej przyjechać? Boże, bardzo chciała.

– Dobrze się nią zajmiemy, nawet jeśli pani nie uda się dotrzeć. Ale Josie będzie chora, cierpiąca, do tego wśród obcych.

– Kiedy pan będzie wiedział, czy jest… – Nie mogło jej przejść przez usta: „sparaliżowana”. – Czy operacja się powiodła?

– Jutro wieczorem będziemy już mogli powiedzieć coś pewniejszego. Niech pani wtedy zadzwoni.

– Tak, z całą pewnością zadzwonię.

Pozostają jej telefony i modlitwy, czyli to, co robiła od chwili oddania Josie do szpitala. Ma to gdzieś. Dość tej opieki na odległość.

– Będę w szpitalu jutro rano. Parsknął śmiechem.

– Żeby mnie dopilnować?

– Jasne. Do zobaczenia jutro, panie doktorze. Odłożyła słuchawkę, czując na sobie wzrok Yaela.

– Jak mała? – spytał.

– Lepiej. Jutro ją operują.

– Rozumiem.

– I ja tam będę.

– Najchętniej bym ci zabronił, ale nie zrobię tego – powiedział cicho. – Postąpiłbym tak samo. Z dziećmi trudno walczyć.

– Ramsey będzie próbował mnie powstrzymać. Pomożesz mi?

– A może byś spakowała torbę, podczas gdy ja będę wymyślał jakąś strategię? – Spojrzał na swoją walizkę. – Bo zdaje się, że sam jestem gotów do podróży. Uważasz mnie za czubka?

– Uważam cię za bardzo miłego faceta. Uśmiechnął się.

– To się rozumie samo przez się.

Cheyenne w stanie Wyoming

Hotel „Majestic „23.45

Hotel był stary i zaniedbany. Nawet śnieg nie ukrywał jego fatalnego stanu. W środku za odrapanym i bezbarwnym kontuarem królował pryszczaty chłopak w kraciastej koszuli i dżinsach, pogrążony w lekturze „USA Today”.

– Szukam Johna Morriseya – odezwał się Kaldak. – Który pokój?

Dzieciak nie oderwał oczu od gazety.

– Musi pan go sam poszukać. Nie udzielamy takich informacji.

– Który pokój?

– Powiedziałem, że nie… – Chłopak podniósł wzrok i znieruchomiał, napotkawszy spojrzenie Kaldaka. – To wbrew przepisom.

– Nikomu nie powiem. Który pokój?

– Dwieście trzydzieści cztery.

– Ktoś go odwiedzał?

– Tylko Cody.

– Cody?

– Cody Jeffers.

– Znasz tego Jeffersa?

– Jasne. Mieszka w naszym hotelu. Cody jest w porząsiu. – Chłopak przygryzł wargę. – Jest pan z policji czy co?

Kaldak skinął głową i pokazał mu odznakę.

– CIA? Ekstra.

– Nie kręcił się tu starszy facet? Szpakowaty, z garbatym nosem?

Dzieciak pokręcił głową.

– Nie widziałem go. Ale ja pracuję tylko na nocną zmianę. Nie widziałem Morriseya od paru dni.

– Ale się nie wymeldował? – Nie.

– Jak długo Morrisey tu mieszka?

– Dwa tygodnie. – Chłopak zmarszczył brwi. – Cody nie wpadł w żadne tarapaty, prawda? Jest czysty. Trochę pije, ale mówił mi, że w jego zawodzie nikt przy zdrowych zmysłach nie tyka narkotyków.

– Zawodzie?

Cody jest kierowcą na wyścigach gruchotów. – Kciukiem pokazał w prawo. – Zobaczy pan jego nazwisko na plakacie na torze, dwie przecznice dalej. Napisane bardzo małymi literkami, ale Cody mówił, że kierownictwo uważa go za wschodzącą gwiazdę i za rok jego nazwisko będzie na samej górze. Zostanie sławny.

Po co, u licha, Estebanowi, taki Cody Jeffers? – zastanawiał się Kaldak.

Odwrócił się i ruszył do windy.

– Nie dzwoń do Morriseya i nie zapowiadaj mojej wizyty. Dwie minuty później stał przed drzwiami Morriseya. Na klamce wisiała tabliczka: „Nie przeszkadzać”. Zapukał. Brak odpowiedzi. Ostrożnie przekręcił gałkę. Zamknięte na klucz. Możliwe, że Morrisey dał już nogę. Dzieciak powiedział, że od paru dni go nie widział.

Ponownie zastukał. Cisza.

Nagle uświadomił sobie, że drzwi są lodowato zimne.

Wyważył je kopniakiem.

Okno naprzeciwko było otwarte na oścież, wykładzinę zasypał śnieg. Na łóżku leżał mężczyzna, ściskając w garści plik banknotów.

Cholera.

Kaldak wycofał się i zamknął drzwi. Wyjął telefon i wybrał numer Ramseya.

– Natychmiast przyślij tu ekipę. Morrisey nie żyje, a na łóżku leżą pieniądze. Pokój dwieście trzydzieści cztery.

Ramsey zaklął.

– Wąglik?

– Możliwe. Każ swoim ludziom zachować ostrożność, ale niech wszystko dokładnie przeczeszą – ciągnął Kaldak. – A nuż trafimy na jakiś ślad.

Co prawda, szczerze w to wątpił. Esteban nie zapominał o ostrożności.

– Przyjadą za pół godziny.

– Niech wejdą tylnymi drzwiami. W ten sposób może nie znajdziemy się w wiadomościach o piątej.

Rozłączył się i wrócił do recepcji. Na widok nadchodzącego Kaldaka chłopak czujnie się wyprostował.

– Nie dzwoniłem do niego. Jeśli go pan nie zastał, to nie przeze mnie.

– Wiem, że nie dzwoniłeś. – Oparł łokcie na blacie. – Jak się nazywasz?

– Don Sloburn.

A ja Kaldak. Potrzebuję twojej pomocy. Przypomnij sobie, czy kiedykolwiek widziałeś Morriseya z kimś innym niż Jeffers. Z kimkolwiek.

– Tylko z tym zawodnikiem. Morrisey też się pasjonował wyścigami, jak ja. Przesiadywał w barze na rogu i rozmawiał z zawodnikami. Ale nigdy nie widziałem, żeby handlował prochami albo czymś w tym rodzaju.

– Więc rozmawiał też z innymi, nie tylko z Jeffersem?

– Jasne, ale z Codym naprawdę przypadli sobie do serca. – Zawahał się. – Cody też ma kłopoty?

– Może. Wiesz, gdzie go znaleźć?

Chłopak pokręcił głową.

Kaldak nie był pewny, czy dzieciak nie kłamie. Pora nieco nim potrząsnąć.

– Morrisey nie żyje. Został zabity. Leży już od kilku dni. Przerażony Sloburn szeroko otworzył oczy.

– Cody go załatwił?

– Nie, nie sądzę, ale Jeffers może coś wiedzieć. Albo jemu samemu też grozi niebezpieczeństwo – dorzucił – jeśli widział coś, czego nie powinien. Musimy go znaleźć.

– Narkotyki? Mafia?

– Niewykluczone. Gdzie jest Cody Jeffers?

– Nie wiem. Nie widziałem go od paru dni. Sądziłem, że pojechał odwiedzić matkę w Kansas.

– Nie brał udziału w wyścigach, nie siedział w barze? Sloburn znowu zaprzeczył.

– Wiesz, gdzie mieszka jego matka?

– Nie pamiętam. – Zmarszczył brwi. – Gdzieś na obrzeżach, coś w rodzaju… Northern Lights?

– Northern Lights? Wzruszył ramionami.

– Nie pamiętam.

– Ma dziewczynę?

– Nie tutaj. Zawsze twierdził, że jeśli człowiek chce się znaleźć na pierwszych stronach, musi całkowicie poświęcić się pracy.

– Masz jego zdjęcie?

– Nie. – Szukał w pamięci. – Może Dunston ma. Robią mnóstwo zdjęć reklamowych.

– Dunston?

– Irwin Dunston. Właściciel toru.

– Gdzie go zastanę?

– Wyścigi skończyły się o jedenastej. Pewnie siedzi razem z innymi w barze.

– Dzięki. – Przysunął się do chłopaka. – A teraz posłuchaj uważnie. Nikomu nie wolno wejść do pokoju Morriseya. Sprawę trzeba załatwić dyskretnie. Niedługo zjawi się tu grupa techników, żeby zabrać ciało i uprzątnąć pokój.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «A wtedy umrzesz…»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «A wtedy umrzesz…» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Iris Johansen
Iris Johansen - W Obliczu Oszustwa
Iris Johansen
Iris Johansen - The Treasure
Iris Johansen
Iris Johansen - Deadlock
Iris Johansen
Iris Johansen - Dark Summer
Iris Johansen
Iris Johansen - Blue Velvet
Iris Johansen
Iris Johansen - Pandora's Daughter
Iris Johansen
Iris Johansen - Zabójcze sny
Iris Johansen
Iris Johansen - Sueños asesinos
Iris Johansen
Iris Johansen - No Red Roses
Iris Johansen
Iris Johansen - Dead Aim
Iris Johansen
Отзывы о книге «A wtedy umrzesz…»

Обсуждение, отзывы о книге «A wtedy umrzesz…» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x