Iris Johansen - A wtedy umrzesz…

Здесь есть возможность читать онлайн «Iris Johansen - A wtedy umrzesz…» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Остросюжетные любовные романы, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

A wtedy umrzesz…: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «A wtedy umrzesz…»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Słońce świeci, na rynku małego miasteczka w Meksyku panuje cisza i spokój. Mimo to widać, że wydarzyło się coś niepojętego, a Bess Grady, fotoreporterka, i jej siostra Emily mimowolnie znalazły się w samym środku katastrofy. W chaosie i zamieszaniu Emily znika, Bess zaś staje się zakładniczką. Ponieważ chodzi o życie niewinnych ofiar, musi przystać na współpracę z dziwnym nieznajomym; jego motywy są podejrzane, za nim ściele się ścieżka zasłana trupami. Do czego doprowadzi ta niebezpieczna gra?

A wtedy umrzesz… — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «A wtedy umrzesz…», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wzruszyła ramionami.

– Nakarm go. – Siadła przy niskim stoliku i podwinęła lewy rękaw. – To bez znaczenia.

– Owszem, to bardzo się liczy. - Z szuflady wyjął zestaw. – Myślisz, że męczyłbym cię tak, gdyby to nie miało znaczenia dla bardzo wielu ludzi?

– Nie chciałam… – Poddała się. – Pobierz tę krew i pójdę wreszcie spać.

– Właśnie to robię.

Nie znosiła widoku krwi spływającej do fiolki, więc utkwiła spojrzenie w jego ciemnej głowie. Mięśnie szyi miał naprężone, gdy ostrożnie wbijał igłę.

– Bolało? – spytał cicho.

– Nigdy nie boli.

– Owszem, boli. – Nie spuszczał wzroku z igły. – Ale nie tym razem. – Wyjął igłę i odłożył na stół. – Przepraszam. Już po wszystkim.

– Dlaczego przepraszasz? To nic wielkiego. Więcej krwi oddałam w czasie ostatniej akcji Czerwonego Krzyża.

– Ale nie ja wtedy ją pobierałem.

Przytrzymywał jej ramię, potem wacikiem wytarł kropelkę krwi w miejscu ukłucia.

– Nie lubię…

Urwał, wpatrując się w jej ramię.

– Coś się stało?

– Tak – odparł zdławionym głosem. – Coś się stało.

Wolno podniósł jej ramię i przytknął usta do rany.

Bess zabrakło tchu. Nie mogła się ruszyć. Nie powinna czuć tej żądzy. A mimo to czuła.

Szaleństwo. Nie teraz. Nie z Kaldakiem. Za nic z Kaldakiem. Podniósł głowę i popatrzył na nią.

– To się stało.

– Nie – szepnęła. – Tak.

Powiódł ustami od ramienia po żyły na jej nadgarstku. Zalała ją fala żaru.

– Chcę tego. Chciałem od bardzo dawna. Czasami wystarczy twój zapach, żebym zapłonął. – Przywarł wargami do wnętrza jej dłoni. – Wiem, że nie budzę szczególnego pożądania, ale nie będziesz rozczarowana. Brzydcy mężczyźni muszą umieć się wykazać. Sprawię, że…

– Przestań – szepnęła. – Nie mogę… Emily.

– Czy Emily by chciała, żebyś przestała żyć? Czy będziesz ją mniej kochać, dlatego że pójdziesz ze mną do łóżka?

– Oczywiście, że nie.

– I chcesz tego.

Boże, tak, chciała. Pragnęła go. Prawie jej nie dotykał, a jej ciało już odpowiadało.

– To by… przeszkodziło.

– Już przeszkadza. Gorzej być nie może. Nie potrafię… – Urwał, nie spuszczając z niej wzroku. – Nie? – Wolno wypuścił jej ramię. – Jesteś pewna?

Niczego nie była pewna. Czuła się zagubiona, pełna rozterki i… podniecona. O tak, niewątpliwie podniecona. Wstał, zebrał sprzęt i igłę.

– Nie przejmuj się. Nie będę cię ponaglał – powiedział urywanie. – Chcę tego. Nie masz pojęcia, jak bardzo. Ale nie będę. I tak za dużo już od ciebie wziąłem. – Ruszył do kuchni. – Przygotuję krew dla Eda.

Zamknęła oczy i odchyliła głowę. Pragnęła go. Chciała, żeby jej dotykał. Poczuć go w sobie. Chryste, nie doznawała czegoś podobnego od czasu tych pierwszych, szalonych tygodni z Mattem. Nie, nie mogła porównywać Kaldaka z Mattem. Nie mogła go z nikim porównywać.

– Powiedziałem ci, żebyś się tym nie przejmowała. Otworzyła oczy i zobaczyła Kaldaka, który stał przy drzwiach wyjściowych ze znajomą paczuszką, zawierającą jej krew.

– Jeśli mnie nie pragniesz, to mnie nie pragniesz, ale nie czuj się winna. To nie ma żadnego związku z tym, co się stało z Emily. Seks często bierze nad nami górę, gdy jesteśmy w skrajnie krytycznej sytuacji. Pewnie to się jakoś łączy z dążeniem do zachowania gatunku. – Otworzył drzwi. – Idę na dół dać to Petersonowi. Niech wyśle jeszcze dzisiaj. A ty dyrdaj do łóżka.

Nie czuj się winna.

A ty dyrdaj do łóżka.

Cholera, wiecznie jej mówi, co ma robić. Zawsze uważa, że on wie najlepiej. Od samego początku usiłował ją sprowadzić na drogę, którą dla niej wybrał.

Z wyjątkiem dzisiejszego wieczoru. Wycofał się. Dał jej wybór.

Kiedy dwadzieścia minut później Kaldak wrócił, światła w mieszkaniu były pogaszone.

Bess poszła spać.

A może tylko zaszyła się u siebie, próbując udawać, że to, co się między nimi wydarzyło, nie miało miejsca, że on w ogóle nie istnieje.

Głupiec z niego. Wie, co to dyscyplina. Nauczył się jej w najsurowszej ze szkół. Dlaczego dziś jej sobie nie narzucił? Po co się zdradził przed Bess? Wybrał najgorszy moment. Choć chyba w ogóle nie ma tu właściwego momentu. Nie dla niego. Nie dla nich. Za dużo się wydarzyło i za bardzo…

– Będziesz tak sterczał całą noc, Kaldak? – zawołała Bess. – Na miłość boską, chodź do łóżka.

Znieruchomiał. Wolno odwrócił się w stronę jej sypialni.

– Bess?

– A kto? Jest nas w tym mieszkaniu tylko dwoje. – Umilkła, a gdy znów się odezwała, jej głos drżał. – I jedno z nas śmiertelnie się boi.

Ruszył do jej drzwi, serce biło mu jak młotem.

Oboje, Bess – szepnął. – Oboje.

Nowy Orlean niezwykle przypadł Marcowi do gustu. Zatłoczone ulice, zawsze przydatne w jego robocie, przywodziły mu na myśl Rzym.

Facet szedł tuż przed nim. Szary garnitur, bez krawata, łysiejąca czaszka.

Marco odskoczył, żeby nie zderzyć się z pijaną parą, wychodzącą z baru. Przyśpieszył kroku. Nie może zgubić swojej ofiary. Esteban się wściekał, ale tym powinien spacyfikować drania.

Mężczyzna w szarym garniturze szedł Bourbon Street w stronę Canal Street. Pewnie tam na jednym z parkingów zostawił samochód.

Marco wybrał krótszą trasę przez Royal Sterre, a potem pędem dobiegł z powrotem na Bourbon.

Ciężko dysząc, ukrył się w wąskiej uliczce.

Czekał.

Minęła go kobieta w krótkiej spódnicy i w brązowo-czarnych, cętkowanych butach na obcasie.

Czekał.

Szary garnitur, łysina.

Teraz.

Wąskie jak ołówek ostrze jego sztyletu przeszyło szary garnitur, trafiając prosto w serce, jeszcze zanim Marco zdążył wciągnąć tamtego w uliczkę.

– Kaldak.

Przysunął się i wziął do ust jej brodawkę.

– Daj mi aparat. Podniósł głowę.

– Słucham?

– Przyniesiesz mi aparat?

– Wybij to sobie z głowy. Jestem zajęty.

– Chcę ci zrobić zdjęcie.

– Później. – Nagle parsknął śmiechem. – Choć nie wątpię, że odkryłaś we mnie coś niezwykłego, co chcesz uwiecznić.

– Pyszałek.

Ale rzeczywiście odkryła w nim coś niezwykłego. Seks z Kaldakiem okazał się cudowną zabawą. Po pierwszym gwałtownym, namiętnym zbliżeniu, Kaldak stal się niemal frywolny. Zupełnie się tego nie spodziewała.

– Chcę zrobić zdjęcie najpróżniejszemu mężczyźnie, jakiego znam.

– I najlepszemu kochankowi.

– Nie przypominam sobie. – Głośno wciągnęła powietrze, gdy wsunął rękę między nich oboje i zaczął ją pieścić. – No, prawie.

– Najlepszemu?

– Nie wiem, czy powinnam schlebiać twojej próż… Nie mogła dalej mówić. Narastało w niej podniecenie.

– Schlebiaj mi, Bess – szepnął. – Potrzebuję tego. Potrzebuję ciebie.

Umościła się bliżej niego, z rozmarzeniem wpatrując się w mrok. Wtulona w silnego, umięśnionego Kaldaka, czuła się taka malutka i krucha. Dziwne, że nie budziło to w niej niechęci. Miała wrażenie jakiejś… miłej przytulności.

– Która godzina?

Kaldak zerknął na podświetlony zegar na szafce nocnej.

– Za dwadzieścia pięć piąta. – Ustami musnął jej skroń. – Dlaczego? Jesteś z kimś umówiona?

– Nie bądź przemądrzały. Chyba nie wiesz, jaka ze mnie zajęta kobieta. Miałeś szczęście, że dorwałeś mnie między zleceniami.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «A wtedy umrzesz…»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «A wtedy umrzesz…» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


libcat.ru: книга без обложки
Iris Johansen
Iris Johansen - W Obliczu Oszustwa
Iris Johansen
Iris Johansen - The Treasure
Iris Johansen
Iris Johansen - Deadlock
Iris Johansen
Iris Johansen - Dark Summer
Iris Johansen
Iris Johansen - Blue Velvet
Iris Johansen
Iris Johansen - Pandora's Daughter
Iris Johansen
Iris Johansen - Zabójcze sny
Iris Johansen
Iris Johansen - Sueños asesinos
Iris Johansen
Iris Johansen - No Red Roses
Iris Johansen
Iris Johansen - Dead Aim
Iris Johansen
Отзывы о книге «A wtedy umrzesz…»

Обсуждение, отзывы о книге «A wtedy umrzesz…» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x