Мачей Сломчинский - Ciemna Jaskinia
Здесь есть возможность читать онлайн «Мачей Сломчинский - Ciemna Jaskinia» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 1968, Жанр: Классический детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ciemna Jaskinia
- Автор:
- Жанр:
- Год:1968
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ciemna Jaskinia: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ciemna Jaskinia»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ciemna Jaskinia — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ciemna Jaskinia», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Wysoka kobieta, stojąca obok burmistrza, rozejrzała się nieznacznie i cofnęła o krok, a później przesunęła pomiędzy ludźmi i zaczęła zmierzać ku alejce. Uroczystość pogrzebowa była zakończona. Część zebranych także zaczęła wycofywać się.
Odpowiadając poważnymi skinieniami głowy na ukłony stojących, wysoka kobieta ruszyła powoli między dwuszeregiem grobów ku bramie cmentarnej.
Notariusz Goldstein otarł raz jeszcze oczy, schował chustkę i rozejrzał się. Potem ruszył za odchodzącą, dostrzegłszy z dała jej plecy. Przyspieszył kroku. Po chwili zrównali się i przez pewien czas szli obok siebie w milczeniu.
Komendant milicji, który stał przez cały czas nieco na uboczu, na pół schowany za pniem starego dębu rosnącego pomiędzy dwoma kamiennymi grobowcami, odprowadzał ich przez chwilę spojrzeniem, potem znów zwrócił oczy na świeżą mogiłę i stojących wokół niej ludzi. Tymczasem Goldstein odezwał się przytłumionym głosem:
— Chciałbym przedstawić pani dyrektor tego młodego lekarza, bratanka sędziego. Jego żona także jest pracownikiem zdrowia, stomatologiem. Oni chcieliby tu zostać, jak myślę, i…
Nie odwracając ku niemu głowy, odpowiedziała. Głos miała niski, głęboki, miękki i oddzielała sylaby dobitnie jak wielka aktorka.
— Oczywiście… — nieuchwytna prawie pauza. — Będę bardzo zadowolona, mogąc poznać pana Mroczka. Wie pan przecież, panie notariuszu, jak bardzo brakuje nam tutaj wykwalifikowanych łudzi, którzy chcieliby się związać na stałe z Porębą.
— Dziękuję bardzo, pani dyrektor. To właśnie chciałbym tylko usłyszeć… to znaczy… — poprawił się szybko — wiedziałem, że nic innego od pani nie usłyszę.
— Ale… — znowu maleńka pauza — może sytuacja w tej chwili, akurat dzisiaj, nie jest najkorzystniejsza do jakichkolwiek rzeczowych rozmów. Jesteśmy na cmentarzu, w chwilę po pogrzebie jego stryja. Myślę, że jeżeli panu doktorowi Mroczkowi będzie zależało na… nas, to sam trafi do naszego szpitala. Nie mamy na pewno nic lepszego do zaproponowania niż Warszawa. Obawiam się nawet, że dla młodych ludzi, przyzwyczajonych do życia w stolicy, pobyt i praca tutaj mogłyby się wydawać trochę… monotonne. Najlepiej będzie, jeżeli sami okażą dobrą wolę. Wtedy będziemy mogli się do tego jak najprzychylniej ustosunkować.
— Pani dyrektor… — Mały notariusz przyspieszył kroku i niemal zaszedł jej drogę, tak że musiała się zatrzymać, nie chcąc zderzyć się z nim. Był o wiele niższy niż
ona. Stał teraz, zadzierając głowę, żeby móc spojrzeć jej w oczy. — Pani dyrektor wie i ja wiem, jak to było. Ale to już tyle lat. I on już leży w grobie, prawda? Ucieszyłem się, kiedy zobaczyłem tu panią dzisiaj. Bałem się, że może pani nie przyjść.
— Jestem radną miejską i przewodniczący prosił nas wszystkich, ażebyśmy…
— Ja rozumiem. Ale pani mogła nie przyjść, gdyby pani nie chciała. A jednak pani przyszła. A dlaczego? Ja wiem, dlaczego…
— Nie chciałabym poruszać tych dawnych, naprawdę już nieistotnych spraw…
Zrobiła ruch, jak gdyby chciała obejść stojącego naprzeciw człowieka. Najwyraźniej uważała rozmowę za skończoną.
— To był mój przyjaciel… — mały notariusz pochylił głowę. — Umarł. Wszyscy jesteśmy śmiertelni. Ja wiem, że pani dyrektor myśli, że on wyrządził pani krzywdę. Ale ja go znałem. On wierzył przez całe życie, do ostatniej chwili, że prawo jest silniejsze niż wszystkie sentymenty człowieka. Nie zrobił wtedy tego, żeby pani zaszkodzić… to znaczy on nie mógł brać pod uwagę, kto jest przedmiotem rozważań sądu. Zawsze mówił mi, że czyn jest ważny, nie nasza opinia o czynie. Zrobił tak, jak zrobił, bo nie umiał inaczej. Ale ja nie o nim chcę mówić. Za długo żyję, żebym nie rozumiał, że takie krzywdy mogą sięgać poza grób. Ja wiem, że pani jest
szlachetną, inteligentną kobietą. To nie komplement. Ja naprawdę tak myślę. I wiem, że jego ostatnim pragnieniem było, żeby ten młody tu zamieszkał. Dlatego bardzo panią dyrektor proszę, żeby… żeby wspomnienie nie sięgnęło aż do człowieka, który z krzywdą pani nie miał nic wspólnego… do jego bratanka.
Mijali ich ludzie, powoli, grupkami, pojedynczo. Wysoka kobieta spojrzała ostro na starego notariusza i otworzyła usta. Ale po sekundzie zamknęła je. Wreszcie powiedziała cicho:
— Nie posądza mnie pan chyba o to? Powiedziałam panu przecież przed chwilą, że brakuje nam tutaj wykwalifikowanych ludzi. Młody, zdolny lekarz byłby dla naszego szpitala na wagę złota, ale niech pan nie wymaga, żebym…
Znowu urwała.
— A dlaczego nie? Wszyscy wiedzą, że pani dyrektor i świętej pamięci Stanisław nie byli… nie żyli w zgodzie.
Każdy przyjmie to tylko jako piękny, ludzki gest z pani strony, jeżeli pani sama z własnej woli…
Zrobił znaczący ruch głową i wskazał oczyma zbliżające się osoby, niewidzialne dla wysokiej kobiety, gdyż stała odwrócona ku nim plecami.
— Ja ich przedstawię pani dyrektor. Pani dyrektor przecież nie odmówi, prawda?
— Oczywiście, że nie. Czy pan sobie zdaje sprawę, panie Goldstein, co pan do mnie mówi?
— Ja bardzo przepraszam. Za nic nie chciałem urazić panią dyrektor. Ale… proszę mi wybaczyć. Mnie to bardzo, bardzo leży na sercu.
Zdawała się go nie słuchać. Ciągnęła dalej.
— Nie dlatego nie chciałam poznać w tej chwili doktora Mroczka i rozmawiać z nim o sprawie jego zatrudnienia tutaj, że stryj jego dopuścił się kiedyś wobec mnie haniebnej niesprawiedliwości, ale dlatego, że…
Nie dokończyła, bo niski notariusz ze zwinnością, która mogłaby się wydawać zdumiewającą przy jego siwych włosach i przygarbionej już nieco postaci, zrobił dwa kroki wymijając ją tak, że zniknął nagle z jej pola widzenia. Mimowolnie obejrzała się.
— Pani dyrektor pozwoli… To są właśnie państwo Mroczkowie, o których mówiliśmy przed chwilą, a to pani doktor Jasińska, dyrektor naszego szpitala powiatowego.
Wytrzymał spokojne spojrzenie doktor Jasińskiej. Było ono zresztą bardzo przelotne i znaczenia jego nikt postronny nie mógłby odgadnąć.
— Bardzo mi miło, że mogę państwa poznać… — powiedziała wyciągając dłoń ku Halinie. — To znaczy byłoby mi bardzo miło, gdyby nie smutne okoliczności, w których państwa dziś widzę. Zechce pan przyjąć wyrazy współczucia, panie doktorze. Stryj pana był… był… —znowu nieuchwytna pauza. Najwyraźniej pani doktor Jasińska nie należała do ludzi wyszkolonych w ukrywaniu swych prawdziwych uczuć — był człowiekiem ogólnie szanowanym i śmierć jego stanowi niewątpliwą stratę, tak, niewątpliwą…
Odetchnęła z wyraźną ulgą.
— Dziękuję bardzo… — bąknął Mroczek, całując jej rękę.
Zapanowała chwila kłopotliwego milczenia.
— Słyszałam od pana Goldsteina, że państwo macie zamiar osiąść tu u nas. Gdyby to była prawda, będzie mi bardzo miło, jeżeli pan, to znaczy państwo, zajrzycie do nas, do szpitala na rozmowę. Warunki, w jakich tu pracujemy, na pewno odbiegają od warszawskich, ale chorzy na całym świecie są podobni, prawda? Poza tym byłaby jeszcze pewna sprawa natury osobistej… — powiedziała nagle, nieco innym tonem — którą wolałabym z panem poruszyć, skoro już poznaliśmy się. Nie myślałam o tym uprzednio, ale, jak powiadają, okoliczności tworzą często decyzje. Jeżeli państwo macie czas — na przykład teraz. Mam tutaj moje auto i…
— Ja też mam tam swój wóz. Ale, oczywiście, bardzo jesteśmy pani wdzięczni za zaproszenie.
Doktor Jasińska skinęła głową.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ciemna Jaskinia»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ciemna Jaskinia» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ciemna Jaskinia» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.