Мачей Сломчинский - Ciemna Jaskinia
Здесь есть возможность читать онлайн «Мачей Сломчинский - Ciemna Jaskinia» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 1968, Жанр: Классический детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ciemna Jaskinia
- Автор:
- Жанр:
- Год:1968
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ciemna Jaskinia: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ciemna Jaskinia»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ciemna Jaskinia — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ciemna Jaskinia», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Na twardym kartoniku pozostały wyraźne odciski palców. Obszedł trumnę i ponowił całą operację z tą samą dokładnością, ale starając się działać jak najszybciej. Położył swoje przybory u stóp katafalku, wyjął z kieszeni chustkę i otarł nią pałce sędziego. Pozostały ciemne smugi.
Zabierze je ze sobą… — przemknęła mu przez głowę nagła, oderwana myśl.
Starając się nie robić najmniejszego szelestu, nasunął na powrót wieko i cofnął się ku ławkom. Włożył ostrożnie oba kartoniki i gąbkę do walizeczki, zamknął ją i odetchnął z ulgą. Udało się. Bo chociaż działał w imieniu prawa i mógł przecież dla celów służbowych zrobić to, co zrobił przed chwilą, nie kryjąc się przed nikim, to po pierwsze nie chciał, by ktokolwiek w Porębie Morskiej zaczął zastanawiać się, czemu odciski palców zmarłego sędziego stały się potrzebne milicji, a po drugie: nie wiedział sam dobrze, do czego są mu one potrzebne.
Zamknął walizeczkę, otarł odruchowo czoło tą samą chusteczką, którą uprzednio otarł palce zmarłego, wziął czapkę i wyszedł z kaplicy. Oczywiście mógł nie robić tego, mógł pójść do sądu i tam postarać się o te odciski. Na pewno wszędzie jeszcze były ślady rąk sędziego: w szufladach biurka, na teczkach wypełnionych aktami spraw powiatowych. Ale nie byłyby to świeże, dokładne odciski. A kapitan Żelechowski wiedział, że stoi w obliczu sprawy, która dopiero się rozpoczynała. Nie wiedział oczywiście o tym, że w ścianie gabinetu sędziego Mroczka spoczywa szkielet uśmiechający się w ciemności złotymi zębami i trzymający w kościanych palcach zeschnięte kwiaty. Tego nie mógł nawet przypuszczać. Albowiem oficer milicji, nawet posiadający wielką wyobraźnię, nie może żyć w sferze absurdalnych, obłąkanych wizji.
Wrócił do komendy wcześniej, niż przypuszczał.
— Gdzie jest ten raport o śmierci sędziego Mroczka? — zapytał niemal obojętnym głosem sierżanta Pacułę. — Przysłali ze szpitala zaświadczenie o przyczynach zgonu?
— Jeszcze nie… — sierżant wstał ciężko i podszedł do jednej z szaf. — Biurokracja… Za tydzień przyślą albo później. A co, potrzebne wam, szefie?
— E, nie. Pytam tylko dla porządku.
Przecież zawsze tak jest. — Pacuła wzruszył ramionami. — Chyba żeby sekcja wykazała, że coś jest nie w porządku. A co tu mogła wykazać? Utopił się biedaczyna i koniec. Pogrzeb o dwunastej. Idzie szef?
— Wypada, żebym był.
— Powinszować. W galowym mundurze, w taki upał.
— Służba nie drużba… — powiedział sentencjonalnie Żelechowski. — Idę teraz do domu przebrać się. Jakby było coś bardzo ważnego, dzwońcie.
Sierżant uniósł głowę.
— A co tu u nas może być bardzo ważnego, szefie? To nie to… — stuknął palcem w grzbiet leżącej na stole książki, której barwna okładka ukazywała przerażoną twarz dziewczęcą i cień niewidzialnej dłoni trzymającej uniesiony nóż. — Zbrodnia doskonała, zdaje się? Jeszcze nie skończyłem, ale ni rusz nie mogę się domyślić, który z nich zabił: ten lord czy lokaj, czy może ten doktor?
— Zatruwacie duszę tragediami imperialistycznych wyższych sfer… i to w godzinach służbowych. — Żelechowski westchnął i podszedł do stołu. — Pożyczcie mi później, kiedy skończycie.
— A wasza antyimperialistyczna dusza, szefie? — Pacuła rozłożył ręce z przerażeniem.
— Poza godzinami służbowymi deprawuje się z przyjemnością. Cześć!
— Cześć, szefie!
Kapitan pchnął drzwi i ogarnęła go fala upału. Zbliżało się południe.
7. Testament sędziego Mroczka
Ziemia, która przed chwilą jeszcze opadała z głuchym dudnieniem na trumnę, sypała się teraz cicho i sięgnęła krawędzi dołu. Wszyscy stali nieruchomo i Halina słyszała ciche oddechy tłumu zebranego wokół otwartej mogiły. Czekali. Kopczyk rósł. Wreszcie dwaj stojący z boku i wsparci na łopatach grabarze zbliżyli się do dwu pozostałych, którzy sypali ziemię. Szybko, z wprawą, jaką daje nieskończone powtarzanie tych samych czynności, uklepali podłużny, prostokątny wzgórek. W końcu jeden z nich cofnął się pod drzewo, otarł pot z czoła, wziął wspartą o pień tabliczkę na kiju i zatknął ją w głowach świeżego grobu. "Stanisław Mroczek"…
Stary notariusz powolnym ruchem sięgnął do kieszeni wytartego już nieco czarnego ubrania, wyjął chustkę i przyłożył ją do oczu. Tuż za nim stała Weronika, ubrana w czarną, pozbawioną wszelkich ozdób sukienkę. Nie chlipała. Twarz jej była surowa, nieruchoma, niemal martwa. Tylko oczy biegły za ruchami łopaty grabarzy. Teraz zrobiła dwa kroki ku przodowi, pochyliła się i złożyła pod tabliczką kilka wielkich, czerwonych róż. Potem wyprostowała się i cofnęła w zupełnym milczeniu.
Nasze róże z ogrodu… — pomyślała Halina i zaczerwieniła się. To nagłe uświadomienie sobie praw własności, którego nie mogła powstrzymać, wydało jej się obrzydliwe. Ale przecież nie powinna była tego tak odczuwać. Tadeusz był jedynym spadkobiercą stryja i życie musi zawsze tryumfować nad sprawami śmierci. Zerknęła na męża, który także zbliżył-się i położył wspaniałą wiązankę kwiatów obok skromnego bukietu Weronki.
Jak gdyby na dane hasło ludzie zaczęli się przybliżać, idąc powoli i ustępując sobie miejsca przy grobie. Wieńce: jeden, drugi, trzeci…
Halina odczytała na rozpostartych szarfach:
„Niezapomnianemu koledze — Rada Miejska w Porębie Morskiej", „Sędziemu Stanisławowi Mroczkowi — Pracownicy Sądu Powiatowego". Szarfa trzeciego wieńca zagięła się i widać było tylko:, „…emu przyjacieło…"
Odczuła nagle nieprzepartą chęć, żeby podejść i wyprostować szarfę, chociaż niewiele obchodziły ją te napisy. Zerknęła w bok: dwa poczty sztandarowe: trzej strażacy w złocistych kaskach i odświętnych uniformach, ubrani w białe rękawiczki. I troje dzieci szkolnych: w środku chłopiec, też w białych rękawiczkach, trzymający sztandar, a po obu stronach dwie dziewczyny w białych bluzkach i granatowych spódnicach. Na pewno najlepsze uczennice. Cóż ich obchodziła śmierć tego starszego pana? I tłum nieznajomych twarzy. Ale dwie znajome: to ta kobieta chyba, która mieszka obok. Tadeusz pytał ją o dom stryja, kiedy wjechali po raz pierwszy wczoraj w' tę uliczkę… A to pewnie będzie jej mąż: zwalisty, silny chłop, mający mniej więcej pięćdziesiąt lat, może trochę więcej…
Znowu zwróciła oczy w stronę grobu. Kwiatów było coraz więcej, zakrywały już prawie cały świeżo usypany wzgórek… „Stanisław Mroczek…" Właściwie to dobrze było umierać latem. Zimą nigdy by nie miał tylu kwiatów…
Zwariowałam chyba?… — Pomyślała i niemal wzruszyła ramionami. — Co też człowiekowi przychodzi do głowy w takich chwilach!
Kątem oka zerknęła na męża. Dostrzegła maleńkie kropelki potu na jego czole.
No oczywiście, czarny garnitur i krawat przy takim upale…
Wzrok jej powędrował dalej, w lewo. Ten człowiek, który składał pierwszy wieniec, to chyba burmistrz, to znaczy przewodniczący miejskiej rady narodowej. Ale burmistrz brzmi ładniej… Stare nazwy w ogóle są ładniejsze: burmistrz, rajcy, wojewoda, starosta… A ta kobieta obok burmistrza, która trzymała wieniec z nim razem, to pewnie jakaś radna: ciekawa, inteligentna twarz. I nie stara jeszcze, ale młoda też już nie jest. Widać wyraźnie zmarszczki, tylko że to nie są jeszcze „stare" zmarszczki. Za dziesięć lat w tych miejscach będą już głębokie bruzdy. Wtedy plecy pochylą się też trochę. U kobiet to więcej znaczy. Mężczyzna, nawet kiedy już ma te zmarszczki i siwiejące skronie, może być bardzo interesujący dla kobiet, a my, kobiety, już nie… Ciekawe, kiedy ja będę je miała?…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ciemna Jaskinia»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ciemna Jaskinia» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ciemna Jaskinia» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.