II
Stalin odłożył ostatnią kartkę. Wpadł w namysł. W minionym tygodniu nie było dominującej plotki. Gadali o tym i o owym. Że obniżono ceny na mięso, masło, chleb, jabłka, wódkę. Cieszą się ludziska. Gadali też, że zniknęło ze sklepowych półek mięso, masło, chleb i jabłka. Tylko wódka została. Tańsza dziesięć procent i stokroć gorsza.
Poza tym w Moskwie mówi się o Robespierze. To już nie plotka, ale najpopularniejszy temat moskiewskich rozmów. Robespierre był przywódcą Rewolucji Francuskiej, który w końcu sam wylądował pod lśniącym ostrzem gilotyny. To jego ludzie odrąbali mu łepetynę jak głowę kapusty. I potoczyła się główka… Najciekawsze, że kiedy wieziono go obskurną furmanką na miejsce straceń pośrodku placu Zgody, tłum wyklinał, ciskając kamienie, zgniłe jabłka i śmierdzące jaja. Ten sam tłum, który zaledwie trzy dni wcześniej uznawał go za największego geniusza wszystkich czasów i narodów, tłum, który z bezkrytycznym uwielbieniem i entuzjazmem przyjmował nowy kult — kult Najwyższej Istoty, kult Robespierre'a, kult jednostki.
Raport zawiera wiele szczegółów odnośnie Istoty Najwyższej… Istny traktat historyczny. Pod dokumentem podpis: Malenkow.
Stalin dobrze zna historię Istoty Najwyższej. Interesował się jego fenomenem. Na biurku obok raportów leży stare, XIX-wieczne wydanie: Gustave Le Bon, “Psychologia tłumu”. Tłum cechują irracjonalne zachowania. To żywioł groźny i nieobliczalny. Tłum zawsze ma swoich przywódców i inspiratorów. Dlaczego raptem zaczął plotkować o Robespierze?
I jeszcze jedno doniesienie z minionego tygodnia. Plotkowano o tym i o owym. Popularny temat ostatnich dni: Łobespier. Pod raportem zamaszysty gryzmoł. Nieczytelny.
A oto notatka Chołowanowa: ceny — i Robespierre. Podpis zdecydowany, energiczny. Każda litera jak zygzak błyskawicy.
A o czym donosi towarzysz Jeżow?
Towarzysz Jeżow donosi o cenach. Resort towarzysza Jeżowa nie odnotował popularnego tematu “Robespierre”.
III
Dom powinno się budować tak, by przetrwał tysiąc lat. Co najmniej. Dlatego najlepszym budulcem jest granit. Nastia i Chołowanow kroczą granitowymi schodkami, coraz wyżej i wyżej. Ludzie pięćset lat dreptali tymi schodkami, a stopnie są tylko lekko wytarte. Można będzie po nich chodzić następne dziesięć tysięcy lat.
Granitowe mury tłumią każdy dźwięk, dają przyjemny chłód, półmrok i spokój. Po bokach puste korytarze. Nastia wspina się coraz wyżej. Bez treningu można tu dostać zadyszki, ale Nastia jest wyćwiczona. Nie to, co te dziewczynki, które po jednej nocy biegania nie wiedzą, jak się nazywają.
Wreszcie dotarli do celu. Są na poddaszu. Strop zbudowany z potężnych bali, poczerniałych z upływem czasu. W końcu liczą pięćset lat! Przez poddasze biegnie korytarz z drzwiami po obu stronach.
Chołowanow otwiera pierwsze z brzegu. Zaprasza.
Nastia weszła — i oniemiała z zachwytu. Pokój ze skośnym dachem. Trzy na trzy metry. Szerokie drewniane łoże pokryte niedźwiedzią skórą, półka, szafka. Podłoga z dębowych desek. Jeszcze jedna skóra na podłodze. W kącie żeliwny piecyk. Pod oknem stół, też dębowy. Krzesło. To wszystko. O takim miejscu marzyła. Takie pokoje bywają tylko w rycerskich zamkach i baśniowych pałacach. Takie pokoje pojawiają się na kartach książek dla dzieci. Wyrysowane na całą stronę.
IV
Klasztorny dziedziniec, choć bardzo przestronny, jest cały w kwiatach bzu. Spoza rozłożystych gałęzi wyglądają potężne kamienne budowle: kaplice, dzwonnice, refektarz, dormitoria. A między zabudowaniami — dróżki, alejki, ogródki. Wszystko razem oplata potężny mur z wieżyczkami. Za murem tysiącletnia puszcza jodłowa, dalej jeziora z połyskującym sitowiem, dalej znowu las i jeziora. Las sięga podnóża gór na horyzoncie. Nastia wyobraziła sobie, jak pięknie tu będzie za kilka miesięcy, w barwach jesieni.
Z najwyższej dzwonnicy, przez lornetkę, można dojrzeć lotnisko za lasem. Na stojankach widać jaskrawopomarańczowe samoloty. Eskadra polarna. Tylko jeden lśni srebrzyście. To “Stalinowski Szlak”. Łatwo poznać charakterystyczną sylwetkę i niepowtarzalny blask.
Ukochała sobie klasztory władza robotniczo-chłopska.
Co właściwie takiego ma w sobie klasztor? Przede wszystkim zapewnia idealne odosobnienie. Mury postawiono z doskonale dopasowanych bloków granitu. W górnych partiach mniejsze, po pół tony każdy. A niżej, przy samej podstawie — głazy-kolosy. Poza tym w klasztorze jest wszystko, co niezbędne do życia. Do życia w odosobnieniu. Ma też klasztor potężne stalowe wrota, kute kraty w oknach, przemyślne zamki, głębokie piwnice. I na obóz koncentracyjny się nadaje. I na tajny ośrodek badawczy. W ogóle nadaje się do każdego poważnego przedsięwzięcia.
V
Więc, Nastiu, miejsce nazywa się po prostu: klasztor. NKWD ma pod opieką całą masę klasztorów: Doński, Ostaszkowski, Sołowiecki, Suchanowo. My też mamy swój klasztor. Obcym nie ma potrzeby objaśniać, o jaki klasztor chodzi. A swoi zrozumieją w pół słowa. To miejsce ma też oficjalną, ściśle tajną nazwę: Instytut Rewolucji Światowej. Wstęp wzbroniony niemal wszystkim, ale przede wszystkim czekistom. Strategią Rewolucji Światowej osobiście zajmuje się towarzysz Stalin. Jest tu częstym gościem. Przyjeżdża wieczorem, w nocy pracuje, a rano — z powrotem do Moskwy. Śpi w drodze. W Moskwie nikt nawet nie zauważy jego nieobecności. Do naszego instytutu spływają materiały o wszystkich wydarzeniach na świecie. Do zadań speckurierów KC należy opracowywanie materiałów. Nasz instytut to ośrodek szkoleniowy i naukowo-badawczy. Podzielony jest na wydziały, sektory i plutony. Od tej chwili wchodzisz w skład dziewiątego plutonu, w sensie administracyjnym. Bo będziesz miała indywidualny tryb szkolenia i swoją pracę. Szkolenie to przede wszystkim nauka hiszpańskiego, bieganie, strzelanie, pływanie, walka wręcz, kradzieże kieszonkowe i włamania. Poznasz doliniarzy i kasiarzy, nauczysz się wspinaczki…
— Przecież tu tylko pagórki!
— Latem wezmę cię w Kaukaz. Tymczasem poćwiczysz na głównej dzwonnicy. Tyle o nauce. Co do pracy, będziesz w kontroli akustycznej. Twoje stanowisko pracy jest w sąsiednim pokoju. Chodź, zobacz. Zaczniemy od najważniejszego: od tego urządzenia. Dawniej takie urządzenia były strasznie ciężkie i zajmowały masę miejsca. Teraz nauka zrobiła postęp i skonstruowano nową generację. To waży zaledwie 530 kilogramów. Nazywa się magnetofon, dzieło geniuszu narodu radzieckiego.
Dziwi się Nastia: wszystkie napisy na metalowej obudowie we wrogim języku, a z boku tabliczka MADE IN USA.
— Błąd w sztuce — tłumaczy Chołowanow. — Nasi chłopcy budowali aparat i cały pokryli angielskimi napisami. Trzeba będzie usunąć. I tabliczkę doczepili z głupia frant. Powtarzam: aparat jest dziełem geniuszu radzieckiej myśli naukowo-technicznej. Powinno być napisane: ZDIEŁANO W SSSR. A najlepiej bez tabliczki. I tak każdy wie, że tylko u nas potrafią budować takie rzeczy.
To cud, nie maszyna. Może nagrywać ludzką mowę i potem ją odtworzyć. Słów nie nagrywa się na płytach woskowych, ale na stalowym drucie. Potem ten drut można rozmagnesować i na tej samej szpuli nagrać jakąś inną wypowiedź. I znowu rozmagnesować.
— Ale po co w ogóle nagrywać to, co ktoś mówi?
— Żeby później można było odsłuchiwać interesujące nas fragmenty. W Moskwie uruchomiliśmy już kilka takich aparatów. Przede wszystkim w ośrodkach zamkniętych, w pobliżu terenów letniskowych kierownictwa partii, członków rządu, kierownictwa NKWD i armii. W trakcie budowy ośrodków rządowych do każdego doprowadza się podziemny kabel. Wszystkie takie kable zbiegają się w centrach nagraniowych. Codziennie zwozi się szpule z nagraniami i wysyła pociągiem do naszego klasztoru, do analizy. Przesłuchujemy je i wyciągamy wnioski, kto jest prawdziwym marksistą, a kto niezupełnie…
Читать дальше