VII
W KONTROLI przyjęto zasadę, że każdy, wedle gustu, może zamówić dowolny typ broni. — Stary rusznikarz przez lata przesiąknął smarem na wylot. Spojrzenie ma surowe. — W magazynie mam wszystko, czego dusza pragnie. Jedynie bez broni radzieckiej. Radzieckiej nie używamy. Nie zezwala się. Wyczerpująca odpowiedź.
— Pozazdrościć kolekcji.
— Moja droga, jeżeli macie trudności z wyborem, poleciłbym…
— Nie mam kłopotu. Proszę o Lahti.
— Lahti? — Rusznikarz wysunął do przodu dwa zęby, co upodobniło go do czujnego zająca.
— Lahti.
— Rzadka rzecz. — Dwa zęby wysunęły się jeszcze bardziej. — A nie sądzicie, że za ciężki?
— Być może.
— Nie boicie się problemów ze znalezieniem amunicji?
— Niby dlaczego? Przecież nadają się te od Parabellum.
— Słusznie, moje dziecko, słusznie. No cóż, proszę za mną. Miałem w sumie tylko trzy Lahti. Jednego wziął towarzysz Chołowanow, drugiego jakiś inny towarzysz. Tak, że został mi jeden. Trzymałem go dla amatora, który umiałby docenić. Ale wszyscy wolą Browningi lub Colty. Nastia zważyła Lahti na dłoni.
— Ciężki?
— Ciężki.
— Tak myślałem. Nie radzę go brać. Ręka musi żyć z pistoletem w harmonii i zgodzie.
Nastia jeszcze raz wymierzyła z tego cacka i wzdychając zwróciła rusznikarzowi.
— Co teraz?
— Proszę o Lugera.
— Którego?
— Parabellum ósemkę.
— A, to co innego. Mam tego do woli.
Otworzył zieloną skrzynkę i wyjął czarny, pokryty warstwą smaru, oksydowany pistolet.
VIII
Na piętrze i na tarasach — śmiechy i tańce. Słychać śpiew ptaków i czarujące melodie. Żadne obce dźwięki nie zakłócają przyjęcia.
Żona towarzysza Jeżowa zwraca się do żony towarzysza Frynowskiego:
— Kiedy tylko Robespierre zaczął ścinać własnych…
IX
Kremlowskie podziemia zdają się nie mieć końca. W powietrzu odór magazynu. Chłodno i sucho. Na wszystkich ścianach, od podłogi po sufit — półki. Stosy ubrań i butów.
— Buty, kombinezon, buty zimowe, spódnica, mundur, pas główny z koalicyjką. Przysługują wam purpurowe naszywki. Na mundurze polowym żadnych dystynkcji. Mundur galowy nosić tylko we własnym gronie. Do galowego munduru na naszywkach: sierp i młot. Oto one, złoto próby 575. Tutaj macie futrzany hełm, futrzane buty, kurtkę lotniczą. Podpiszcie kartę.
X
Ze wszystkich dworców kolejowych: Jarosławskiego, Leningradzkiego, Sawełowskiego, Paweleckiego, Kijowskiego, Kazańskiego, Białoruskiego, Ryskiego, Kurskiego — suną zapchane kolejki podmiejskie. Jedna za drugą. Spocony tłum.
— Co też mnie paniusia tak szturcha pod żebro, że aż mi dech zapiera?
— Lizaki niebieskie, czerwone, zielone! Lizaki niebieskie, czerwone, zielone!
— Ech, żeby tak w końcu Spartakowi złoić tyłek!
— Lody na patyku! Lody na patyku!
— Młody człowieku, mógłby pan ustąpić miejsca!
— A wiecie, że gdy tylko Robespierre…
XI
Proszę powstać. Decyzją Sekretariatu towarzysza Stalina Anastazja Andriejewna Strzelecka zostaje mianowana kurierem specjalnym KC WKP(b). Dziękuję. Oto, Nastiu, twoja legitymacja…
— Jaka dziwna!
— Nasze legitymacje drukuje się na białym jedwabiu. Chustka ma siedem centymetrów na siedem. “Siedem na siedem” to dewiza i hasło dla wtajemniczonych. Jedwab spadochronowy, ale nie ma to żadnego związku z twoim skakaniem. Po prostu jedwab lepszy niż świstek papieru. Można go zaszyć w ubraniu i nikt nie wymaca. Z takim zaświadczeniem można przepływać rzeki i jeziora, przedzierać się przez bagna. Potem starczy wypłukać i tyle. Pieczęć KC i podpis towarzysza Stalina są niezmywalne.
Wiesz, że kurier specjalny to tylko oficjalna nazwa twojej funkcji. Kamuflaż. Nazwę wymyślono tak, żeby nie było wiadomo, czym się zajmujesz. Bądź tu mądry i zgadnij, co robi speckurier KC WKP(b). Wszystko jasne?
— Jasne.
XII
Wszystko, a raczej prawie wszystko. Na przykład nie wie, gdzie będzie nocować. Kiedyś mieszkała w szafce, później na spadochronach w aeroklubie. Ale speckurierowi nie przystoi mieszkać na spadochronach. To znaczy, dla niej to bez różnicy, ale nie dla Komitetu Centralnego i sekretarza generalnego.
— Będziesz, Nastiu, miała swoje cztery kąty. Dziś jedziesz do domu. Pociąg odjeżdża o drugiej nad ranem.
— Z dworca?
— Ze stacji “Kremlowska”.
XIII
Ściana odjechała na bok, odsłaniając halę biletową typowej stacji metra. Bardzo przypomina stację “Lermontowską”, z tą tylko różnicą, że nie ma tu w ogóle ludzi, kasjerów ani kontrolerów. Pusto.
Podwójne ruchome schody, w dół i w górę. Nieruchome. Chołowanow wcisnął przycisk, schody ruszyły. Zjechali do podziemnych hal, tam dotknął taki sam przycisk, schody stanęły. Poszli przed siebie po marmurowych płytach. Echo niesie każdy krok. Podziemne hale, korytarze, przejścia i perony — wszystko do złudzenia przypomina zwyczajną moskiewską stację metra, najbardziej chyba “Dzierżyńską”. Tyle, że na żadnej ścianie nie ma nazwy stacji. I jeszcze jedno: wlot każdego tunelu zamykają potężne stalowe śluzy, jak na kanale Moskwa-Wołga. Tu nie straszny żaden żywioł.
Przy jednym z peronów stoi skład techniczno-remontowy. Na lokomotywie i wagonach zamaszyste napisy NACZSPECREMBUD-12. Lokomotywa ni to dieslowska, ni to elektryczna, pewnie jedno i drugie. Za lokomotywą zielony wagon, ni to bagażowy, ni to pocztowy. A może ani bagażowy, ani pocztowy, tylko wagon-laboratorium do sprawdzania stanu torowisk. Okien mało i wszystkie od wewnątrz szczelnie zasłonięte. Bywają takie w składach remontowych: niby wagon pasażerski, a wewnątrz nafaszerowany aparaturą pomiarową. Właśnie dlatego nie ma wielu okien. Za tym wagonem ni to pocztowym, ni to bagażowym — platforma z podkładami, potem jeszcze jedna z jakimiś urządzeniami. Przy lokomotywie stoją maszyniści. Zasalutowali Chołowanowowi. Koło wagonu pocztowego — konduktor. Skłonił głowę otwierając drzwi przed Nastią i Chołowanowem, potem zamknął za nimi i pociąg ruszył wolno, jakby czekał tylko na nich. Zgrzytnęła stalowa śluza wpuszczając skład do tunelu, po chwili równie płynnie zamknęła dostęp do stacji, szczękając skomplikowanymi zamkami.
Wewnątrz wagon w niczym nie przypomina pocztowego, ani tym bardziej bagażowego. Nie jest też laboratorium na kółkach. Wzdłuż całej jego długości rozciągnięty jest puszysty dywan w najbielszym odcieniu bieli, tak jakby nikt nigdy po nim nie stąpał. Ściany i sufit w boazerii z drewna różanego. Ze wszystkich stron lustra, jedno odbija się w drugim. Mosiężne okucia wypolerowane tak, że blask sączy się cienkimi strumykami.
— Tędy. — Chołowanow uchylił wąskie drzwi. — Pamiętaj, w dzień zasłony mają być opuszczone. Zawsze. W nocy można odsłaniać przy zgaszonym świetle. Konduktor nazywa się Ciech Ciechowicz.
Piękny przedział. Harmonijne współbrzmienie bieli dywanu z czerwienią palisandrów. Stolik z drewna orzechowego. Na blacie lampa z brązu, zielony szklany abażur. Nogi grzęzną w dywanie, zasłonki tłumią wszelkie odgłosy z zewnątrz. Kozetki ze skóry w kolorze wiśni. Siadasz i zapadasz się w miękkość. Aż korci, żeby zrzucić pantofle i usadowić się w kąciku, podciągając pod siebie nogi.
Zdjęła pantofle, usiadła podciągając kolana. A wścibski nos — za zasłonkę. A tam przelatuje typowa stacja metra. Nastią poznała na pierwszy rzut oka: “Dzierżyńską”. Na peronach nocne prace: dwaj elektrycy odkręcają żyrandol, trzy kobieciny w szarych fartuchach zamiatają posadzkę, czwarta specjalną maszyną poleruje granitową ścianę. Ma lśnić, żeby naród radziecki mógł się szczycić podziemnymi pałacami. Żeby wraże nasienie od jednego spojrzenia na nasze marmury, aż poskręcało z zazdrości.
Читать дальше