Szefie, przecież pan mnie zna. Ja w siłę nieczystą i inne takie bzdury nie wierzę, ale skąd mógł się wziąć taki ślad? No, załóżmy, że na Gniłowskich Bagnach zagnieździł się jakiś gigantyczny stwór, w przyrodzie zdarzają się różne dziwy. Ale jak wpełzł przez okno? To niemożliwe!
Wstyd powiedzieć, ale nawet odmówiłem modlitwę dla ochrony przed ohydą. I dopiero potem, uspokoiwszy się nieco, jąłem się zastanawiać, tak jak pan mnie uczył.
No dobrze, myślę, jak można było popełnić to morderstwo bez nadnaturalnych środków?
Przypuśćmy, że zbrodniarz ukrył się w sypialni zawczasu. Kiedy Warwara lljiniczna weszła i usiadła przy oknie, podkradł się od tyłu, zadusił ją, dajmy na to, skręconym grubym ręcznikiem, a potem zeskoczył na piasek i zrobił ślad Skarpei, przeciągając polanem czy czymś takim.
Śladów stóp pod oknem dużo, wszak przez cały dzień ludzie chodzą, a sam pan wie, jakie są ślady na piasku, żadnego z nich pożytku.
Oczywiście przyjechał isprawnik [18] , potem lekarz i powiatowy śledczy. Ten ostatni to typ całkiem bezużyteczny. Strasznie się ucieszył, że w Baskakowce przebywa pański pomocnik, i z radością zwalił całe dochodzenie na mnie. Na tym naszym partykularzu, powiada, takich skomplikowanych zbrodni w życiu nie było, niech pan, Anisiju Pitirimowiczu, tego, niech mnie pan nie zostawia. W panu cała nadzieja. Kazał policji słuchać moich poleceń i uciekł, drań jeden.
Rozumiem naturalnie, że pan musi pozostawać przy jej Cesarskiej Mości i nie może się pan oddalić, ale proszę mi pomóc choćby radą.
Sporządziłem listę podejrzanych.
Najpierw ci, którym to na rękę. To oczywiście Papachin i Machmetszyn. Pierwszy siedział wczoraj do nocy, wyjechał na godzinę przed zabójstwem. Jeździ jednokonnym anglezem, sam powozi, także nie sposób sprawdzić, czy naprawdę udał się do domu, czy nie. Machmetszyna przywiózł stangret, też Tatar. Ale to wszak taki naród, że swój swego za nic nie wyda. A jaką korzyść obaj odnieśli ze śmierci Warwary Iljiniczny, wyjaśnił mi isprawnik. Majątek pozostaje teraz bez dziedzica. Prawo przewiduje określony termin na odszukanie krewnych, a jeśli się takowi nie znajdą, to bezdziedziczna nieruchomość przechodzi na skarb państwa, a w danym wypadku ziemstwa. A po co ziemstwu niepotrzebna mitręga z nieruchomością? Sprzedadzą ją tym samym przedsiębiorcom, tylko znacznie taniej, zwłaszcza jeśli się wciśnie odpowiedniemu człowiekowi pięć, góra dziesięć tysiączków. W ten sposób można zaoszczędzić dobre pół miliona. Bagatela!
Zarządca biura Kraszeninnikow. Tu motywem może być nie zysk, ale rozstrój umysłowy. Stary wyraźnie nie jest przy zdrowych zmysłach, ród Baskakowów to dla niego jak Allah dla mahometanina, a sądząc ze wszystkiego, nieboszczką gardził i wręcz jej nienawidził.
Pozostaje jeszcze petersburski uczony Władimir Iwanowicz Pietrow. To właśnie on odgrzebał legendę o Skarpei i barwnie ją przedstawił. Wszelako niejasne, po co zbieracz folkloru miałby mordować Baskakową, a potem jej przybraną córkę.
Nic więcej na razie nie przychodzi mi do głowy.
Pokojówka Triapkina, ogrodnik i stróż spakowali manatki i jeszcze przed świtem wynieśli się z dworu. W komórce pod schodami mieszka pisarczyk Sieriogin, z którym stało się, co następuje. Rano był wcieleniem zimnej krwi, śmierć dziedziczki przyjął spokojnie, rozwodził się przede mną o bezsilności śmiertelników wobec woli Opatrzności. A wieczorem, po wyjeździe policji, wpadł do mnie zaryczany, smarka w chusteczkę, krzyczy: życie sobie odbiorę. A wie pan dlaczego? Kotka mu zdechła. Zeżarła w ogrodzie jakieś świństwo i padła. Rozpaczał okropnie – musiałem go poić kroplami walerianowymi. Wyjadę, mówi. Do Australii albo do Brazylii, bo nie chcę żyć na jednej półkuli z trucicielami i podstępnymi Heliogabalami. Spakował kuferek, zabrał brązową lampę dziedziczki w kształcie Mefistofelesa – „dla memorabilii” – i oddalił się w nieznanym kierunku.
Zostałem we dworze sam. Ale nie szkodzi, jestem człowiekiem skromnego wychowania, obejdę się bez obsługi.
Załączam kopie oględzin miejsca zbrodni i badania anatomopatologicznego zwłok, sporządzone na moje polecenie przez naczelnika policji i lekarza.
Czekam na odpowiedź i radę.
Oddany Tulipanow.
I najniższe ukłony dla pana Masy.
24 sierpnia 1888 r.
Anisij nie był całkiem szczery w swym raporcie dla szefa. Fakty i okoliczności przedstawił dokładnie, nie zataił także hipotez, ale nie napisał o tym, że już namierzył obiekt. Jeśli się pomylił, nie będzie się musiał czerwienić, a jeśli wybrał słuszną linię, będzie miał z czego być dumny.
Papachinowi i Machmetszynowi śmierć Warwary Iljiniczny przyniosła korzyść – to rzecz bezsporna. Ale milionerzy nie są ludźmi, którzy dla zysku, nawet największego, urządzaliby takie misteria. Tu w grę wchodzi szczególny typ umysłowości – mroczny, pokrętny i bez dwóch zdań wynaturzony.
Szef mówił, że istnieją tylko cztery motywy zabójstwa z premedytacją: pierwszy to zysk, drugi – strach, trzeci – afekt (miłość, zazdrość, zemsta, zawiść), czwarty – szaleństwo. Najtrudniejsze do wykrycia zbrodnie należą do tej ostatniej kategorii, jako że maniak żyje w świecie fantazji, rządzącym się prawami niepojętymi dla normalnych ludzi.
W historii ze Skarpeją występowały wszystkie znamiona szaleństwa, nasuwał się więc wniosek, że pierwszym podejrzanym jest Kraszeninnikow.
Człowiek ponury, dziwnie się zachowujący samotnik. To raz.
Zapamiętale czyta religijne książki. To dwa.
Sprzeciwiał się zawarciu umowy o sprzedaży majątku. To trzy.
Opętany niezdrową ideą mówiącą o wielkości rodu Baskakowów. To cztery.
No i oczywista, rzecz najbardziej podejrzana – rozrzucał w nocy zdechłe myszy z worka.
Anisij przerzucił zabrany z Moskwy podręcznik kryminalistyki i wypisał sobie na kartce kilka przydatnych terminów, by potem błysnąć przed szefem. Teraz podstawowa hipoteza wyglądała bardzo solidnie.
A więc tak. Zaczytywanie się w starych księgach i obsesyjna fetyszyzacja własnego wasalnego stosunku wobec Baskakowów sprawiły, że Samson Stiepanycz Kraszeninnikow zwariował i niepostrzeżenie dla samego siebie przeniósł się ze świata realnego w świat chorobliwych fantazji. Impulsem stało się zapewne podanie o zaczarowanym wężu, przytoczone przez petersburskiego folklorystę. Kraszeninnikow wyobraził sobie, że pracując u Baskakowów, tak naprawdę jest na służbie u opiekunki ich rodu, Skarpei. Kiedy nadeszła wiadomość o śmierci młodego Baskakowa, pojął, że na Sofii Konstantinownie stary ród się kończy, i usłuchał wyimaginowanego wezwania bagiennej władczyni. Należy sądzić, że urzędnik cierpi na halucynacje, a nawet chyba na rozdwojenie jaźni. Preparując objawienie się Skarpei przy użyciu jakichś podręcznych środków, natychmiast zapomina o swoich sztuczkach. Jak inaczej bowiem można wyjaśnić wczorajsze rozkładanie wężowej karmy nad brzegiem stawu? Tak, to z pewnością nie chęć zysku, ale najprawdziwsze szaleństwo. Kraszeninnikow doprowadził Baskakową do zawału serca, aby proroctwo mogło się spełnić, a Warwarę Iljinicznę zapewne ukarał za sięgnięcie po skarb Skarpei. Zrozumiał, że spadkobierczyni nie ufunduje cerkwi ku czci świętego Pankracego, i dokonał na biednej dziewczynie rytualnego zabójstwa.
Hipoteza była zgrabna, tylko dowody na razie przedstawiały się marnie.
Читать дальше