– Widzę trzy możliwości – odparłam bez żadnego zastanowienia. – Trener, bukmacherzy albo jakiś gracz. Rozczarowana panienka chyba odpada…? Co do graczy, to najprędzej łysa małpa.
Dyrektor, mimo opanowania, wzdrygnął się lekko, a nadkomisarz wyraźnie się zainteresował.
– Co to jest łysa małpa?
– Jeden taki. Nie mam pojęcia kto to jest, inostraniec podobno, Rumun, Węgier, Jugosłowianin, coś z tych rzeczy, w każdym razie byłe demoludy. Trzy razy był stąd wyrzucany przez dwóch dyrektorów, za trzecim razem skutecznie, ale mignął mi jeszcze niedawno za siatką, na tamtej trybunie. Sitwę miał z trenerem Derczyka, grał na stajenne informacje, bezczelnie, nachalnie i za ciężkie miliony. Duży, łysy i więcej o nim nie wiem.
– Wygrywał?
– Mniej więcej raz na trzy razy, ale to i tak lepiej, niż ci wszyscy hurtownicy. Za to dużo…
Nadkomisarz z dyrektorem wymienili spojrzenia i zrozumiałam, że tematu do rozmowy im nie zabraknie. Mój stosunek do łysej małpy dyrektorowi był znany, bo sama mu na niego zwróciłam uwagę. Można, ostatecznie, grać do spółki z trenerem, ale są granice, jakąś odrobinę taktu należy zachować…
– Dlaczego? – spytał nadkomisarz.
– Co dlaczego?
– Dlaczego ktoś z tych wymienionych przez panią sprawców miałby go zabić?
– Wszyscy z tego samego powodu. Bo nie nadawał się do niczego. O wygraniu gonitwy mowy nie było, nie potrafił przyjść nawet jak go puszczali, a za faworyta nie robił nigdy w życiu. Najwięcej na ten temat mógłby panu powiedzieć ten, kto wygrał drugą triplę.
– Interesujące. Z czego pani to wnosi?
– Ma pan w ogóle jakieś pojęcie o tych wyścigach?
– Mam. Bywam.
– I co? Nie słyszał pan wypłaty? Nic panu ona nie mówi?
– Nie chcę być niegrzeczny, ale wolałbym usłyszeć, co ona mówi pani.
– Pierwsza tripla, od Ekstazy, była fuksowa, dwanaście milionów. Druga była fuksowa jeszcze bardziej, bo zaczął ją Florian, a skończyła Fatima, powinien na nich jechać Derczyk i w Programie jest Derczyk, razem z Derczykiem nikt by ich do ręki nie wziął, nietknięte konie! Tripla powinna być co najmniej taka sama, tymczasem spadła do miliona dwustu, dziesięciokrotnie. Na Derczyku i Florian, i Fatima byłyby przedostatnie, ten kto to grał wiedział, że Derczyk nie pojedzie!
– To już chyba wszyscy wiedzieli? Zmiany jazdy wiszą.
– Ale on ją musiał zagrać przed pierwszą gonitwą, kiedy zmiany jazdy jeszcze nie wisiały. Podobno znalazłam go pierwsza, a tripli zmienić nie zdążyłam. To jak pan uważa?
Obaj z dyrektorem znów popatrzyli na siebie. Drzwi do salonu otworzyły się nagle i z dość dużym impetem wpadł przepiękny owczarek alzacki, ciągnący na smyczy-przewodnika. Bez chwili wahania wybrał mnie i skamieniał przy moich nogach.
– Cholera – powiedział przewodnik i otarł pot z czoła.
Pies wydawał się nad wyraz inteligentny i od razu spróbowałam nawiązać z nim nić porozumienia. Jako narzeczony suki moich dzieci byłby doskonały!
– Niech się pani do niego tak nie umizga – powiedział przewodnik z głębokim niesmakiem. – W ogóle to pani jest druga. Pierwszy był kierownik mitingu.
– Rozumiem. Kierownik mitingu polazł tam ostatni. Panowie szukają wstecz?
– Owszem, do tyłu. Ten pies jest specjalnie wyszkolony, zaczyna od najsilniejszego śladu, a potem wyszukuje te słabsze. Padało, więc nie wiem, czy mu się uda.
Westchnął ciężko, wymienił z nadkomisarzem Jarkowskim jakieś tajemnicze mruknięcia i już ich nie było. Głośnik zawył na bombę. Podniosłam się.
– Osobiście radzę panu nawiązać szybko kontakt z rachubą – powiedziałam życzliwie. – Oni tam wiedzą, do której kasy poszły wygrane triple. Tylko z gazem, bo lada chwila będą do odebrania. Panowie pozwolą, że się oddalę.
Nie wiem, czy mi pozwolili, bo wybiegłam, nie oglądając się. Znajdowałam się tu w końcu w tym celu, żeby patrzeć na gonitwy. Bez patrzenia to ja mogę grać w toto-lotka albo na loterii, ale nie na konie!
– Złożyłam donos na ciebie – powiadomiłam Marię, kiedy stawka przeszła celownik. – Będą cię pytać, skąd wiedziałaś, że Derczyk nie pojedzie.
– Nie wiem, skąd wiedziałam. Wcale nie wiedziałam, dowiedziałam się od ciebie. Kto mnie będzie pytał i dlaczego?
Powtórzyłam jej rozmowę u dyrektora. Zrozumiała od razu, pochwaliła mój pomysł. Na wieść o łysej małpie popukała się w czoło, ale bez przekonania.
– Kiedy mu ten kark skręcili? – spytała z niesmakiem.
– Nie wiem, ominęłam tę drobnostkę. Ale zorientujemy się jak zaczną badać alibi. Gdzie Miecio?
– Poszedł zbierać informacje. Zastanowiłam się.
– Potrzebny mi jest. On coś wie o tym Derczyku. Muszę go zapytać, czy mam o tym mówić, czy milczeć, bo w poniedziałek mają ze mną rozmawiać. Donos na ciebie niegroźny, ale Mieciowi mogę naświnić. Niech się pokaże przed poniedziałkiem.
Miecio pokazał się przed szóstą gonitwą. Szok mu minął całkowicie, wyglądał normalnie i nawet wydawał się zadowolony z życia. Moje ostrzeżenie nie zrobiło na nim wielkiego wrażenia.
– Możesz mówić o mnie co ci się tylko podoba, co wiem to wiem, a w ogóle nic nie wiem. A nawet jak wiem, to wy już nie musicie. Donosić na mnie, proszę cię bardzo, ile zechcesz!
– Urżnął się – zaopiniowała Maria.
– Może trochę – zgodził się Miecio. – Co tam idzie? Dawaj, Balbina!
– Mieciu, to nie ta gonitwa, Balbina już była.
– No to co innego. Dawaj, Fontanna!
Ciemno w oczach zrobiło się nie tylko mnie. Fontanna szła, owszem, nie teraz, tylko w następnej gonitwie i od dnia debiutu nie zajęła lepszej pozycji niż przedostatnia. Myśl, że Miecio może coś wie, że będą robić kant, że Fontanna ma wygrać, otumaniła wszystkich, którym te głupie słowa wpadły w ucho. Jurek odwrócił się i popatrzył na Miecia takim wzrokiem, że powinno mu było zaszkodzić na cokolwiek. Niepokój delikatnie zabrzęczał w powietrzu, cały dzień do tej pory przychodziły fuksy, co Prawda uzasadnione przez Derczyka, ale w piątej gonitwie i bez Derczyka przyszedł częściowy fuks. W następnych znów mogły się pokazać jakieś dziwolągi. Zmianą jazdy zainteresowani już byli wszyscy, naród rzucił się grać Miazgę na Dżubarze, koń po Derczyku, fuks nieziemski i nikomu jakoś nie przychodziło do głowy, że skoro jest grany, nie może być fuksem…
– Koń po Derczyku i koń po Derczyku… – powiedziała z wyraźną rozpaczą dziewczyna za mną. – Proszę pani, bardzo przepraszam, czy to jest reproduktor? Ja nie słyszałam o takim koniu…
– Derczyk to dżokej – odparłam z lekkim roztargnieniem i dość pośpiesznie, bo zaczęłam być mocno zainteresowana naszą kończącą się triplą. – Taki on dżokej, jak ja, na przykład, gejsza. Pierwszy raz nie jedzie na swoich koniach, niech pani z tego wyciągnie wnioski.
– O Boże. Spróbuję. Ja się znam na koniach jako takich, ale o wyścigach nie mam pojęcia. Nic z tego nie rozumiem, co się tutaj mówi i co się dzieje.
Zatrzymałam się jeszcze chwilę w drodze do kas.
– Miejsce konia na celowniku na całym świecie zależy od jeźdźca mniej więcej w jednej dziesiątej – wyjaśniłam niecierpliwie. – Może w jednej czwartej w wyjątkowych wypadkach. U nas proporcja jest odwrotna, miejsce konia zależy od dżokeja co najmniej w połowie, a gdyby nie to, że koń jest zwierzęciem silnym i grymaśnym, zależałoby w stu procentach. Derczyk pojechać nigdy nie umiał, a konie go nie lubią. Jak wrócę, to pani powiem o Luandzie.
Zostawiłam ją niedoinformowaną i poleciałam na dół. Dżubar zrobił się pierwszą grą, bloki na nim wisiały. Nie wierzyłam w ucznia Miazgę prawie w tym samym stopniu, co w Derczyka, w tripli przez pomyłkę Marii miałyśmy Terencję, nie była pierwszym faworytem. Faworytem w zasadzie powinien być Swing, a zaraz za nim Krysta, tripla mogła być całkiem niezła pod warunkiem, że ta Terencja wygra. Dla zauroczenia zagrałam wszystko ze Swingiem i wszystko z Krysta, do ręki nie biorąc Dżubara, potem się zreflektowałam i zagrałam go górą, chociaż nie miało to sensu pod żadnym względem. Wróciłam na piętro.
Читать дальше