Frederic Dard - Trawnik

Здесь есть возможность читать онлайн «Frederic Dard - Trawnik» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Trawnik: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Trawnik»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

„Gdy zauważyłem, że wsiada do mojego wozu pomyślałem, że chce go ukraść".
Tak rozpoczyna swoją niezwykłą opowieść Jean-Marie Valaise, sympatyczny Francuz, trochę lekkoduch, który z pewnością wołałby, aby jego relacja zaczęła się całkiem inaczej! Ale wtedy – nie poznałby fascynującej Marjorie Faulks, co na pewno ucieszyłoby jego przyjaciółkę Denise… Nie musiałby też wyjechać do Szkocji i pewnego dnia na pewnym trawniku w parku w Edynburgu nie stałoby się to, co się stało. Inspektor Brett nie miałby rąk pełnych roboty…
Wszystko to wyjaśni świetna powieść Frederica Darda.

Trawnik — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Trawnik», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать
* * *

Właścicielka „Learmonth Hotel" siedziała w hotelu i czytała jakąś powieść w sztywnej okładce. Dookoła panował spokój. Kobziarz, podwinąwszy rękawy, rozpakowywał skrzynię Ginger Wine, ustawione wokół niego butelki z czerwonymi główkami wyglądały jak kręgle.

Poprosiłem o klucz. Nie pamiętałem numeru pokoju i gospodyni musiała zajrzeć do księgi gości.

– Ktoś pytał o pana! – oświadczyła mi. Wyprostowałem się nagle.

– Pani Faulks?

– Nie, jakiś mężczyzna.

Zatkało mnie.

– Jak wyglądał?

– Nie wiem, bo dzwonił.

– To był Francuz?

– Nie, proszę pana.

– Jak się nazywał?

– Nie podał swego nazwiska, proszę pana.

– Zostawił jakąś wiadomość dla mnie?

– Żadnej.

– Czy zadzwoni jeszcze?

– Tego nie powiedział.

Podała mi klucz. Miałem numer czternasty.

Nie mogłem odejść od swej rozmówczyni. Ta nowa tajemnica wprawiła mnie w osłupienie.

– Czy ten mężczyzna wymienił moje nazwisko?

Popatrzyła na mnie zdumiona.

– Oczywiście, proszę pana.

– Chciał ze mną rozmawiać?

– Właściwie to chciał wiedzieć, czy pan się zatrzymał w naszym hotelu.

– O której telefonował?

– Po południu, ale nie jestem w stanie powiedzieć która to była dokładnie, sir.

O co więcej mogłem ją pytać? Od momentu przyjazdu miałem wrażenie, że drażnię Szkotów. Nie tak dawno ta starsza kobieta o błękitnych włosach spojrzała na mnie poprzez swoje monstrualne okulary wzrokiem pełnym grzecznej nagany. A jeszcze przedtem, w restauracji, kelnerka, która wycierała wylane przeze mnie piwo, dawała mi na swój sposób do zrozumienia, że moje miejsce nie jest tutaj. A konduktor dwunastki, który trochę pogardliwie rzucił w moją stronę: „To już pętla, sir". Na ogół wzbudzam dość szybko sympatię ludzi. Dlatego też stanowiło to dla mnie coś w rodzaju tajemnicy.

Kupiłem jakąś angielską gazetę. Leżało ich kilka na kontuarze recepcji. Groźny tytuł informował o strajku generalnym wszystkich transportowców Wielkiej Brytanii.

Zatem byłem uwięziony w Edynburgu na czas nieokreślony.

* * *

Kiedy się zbudziłem, stwierdziłem, że pokój jest zalany słońcem, i przez chwilę myślałem, że jestem w Juan-les-Pins. Wrażenie było tak silne, że zacząłem szukać Denise po prawej stronie łóżka. Ale Denise spała o jakieś dwa tysiące kilometrów stąd.

Była zaledwie siódma i dla Szkocji rozpoczynał się cudowny letni dzień. Za gigantycznym oknem, nad niemal czarnymi dachami jaśniało śródziemnomorskie niebo, bez ani jednej chmurki. Wyciągnąłem z tego wniosek, że teraz wszystko się ułoży, że wyjaśnią się wszelkie tajemnice, że przed dwunastą będę mógł trzymać Marjorie w ramionach.

Z ulicy dobiegał nosowy dźwięk kobzy, oznajmiający, że przyjechał nowy autokar pełny turystów. Wziąłem prysznic i zamówiłem dzbanek czarnej kawy. Nie miałem odwagi spotkać się w dining-roomie ze starymi, wyfiokowanymi ladies.

Po godzinie, odświeżony i wypoczęty, pełny energii i nadziei, wsiadłem na Princes Street do autobusu numer 12.

Tym razem był w nim ścisk. Miasto wydawało się dziś weselsze. Nie było już tego nagromadzenia surowego i ponurego granitu, które przygnębiało mnie poprzedniego dnia, miałem teraz do czynienia z malowniczym miastem stawiającym czoło minionym stuleciom i patrzącym ufnie w przeszłość. Zamiast zająć miejsce na platformie autobusu, co powodowało, że stawałem tyłem do kierunku jazdy, a ulice uciekały przede mną, poszedłem na górny pokład, gdzie udało mi się znaleźć miejsce akurat tam, gdzie wczoraj stała Marjorie. Chodniki widziane z góry stawały się ciekawsze, a sam mogłem uczestniczyć w życiu mijanych kamienic. Nadal wypatrywałem hotelu, który mógł ujść moim wieczornym poszukiwaniom: nie było takiego wzdłuż całej trasy.

Przez wysokie okna widziałem mężczyzn rozebranych do pasa i kobiety w szlafrokach. Migały mi surowe wnętrza i wesołe mieszkania w stylu rokoko, zatrzymywałem w pamięci przelotne wizje, dzięki którym miasto stawało mi się bliższe. Przed frontowymi drzwiami umundurowani doręczyciele stawiali butelki mleka. Czerwone auta pocztowe, podobne do strażackich wozów, jeździły zygzakiem od jednego chodnika do drugiego, a na ich drzwiach błyszczały w słońcu złote inicjały królowej Elżbiety II. Podróżni zwracali się do siebie tym samym radosnym zdaniem: „Lovely day today".

Słońce uderzało do głowy jak upajające lekkie wino. Po kilku przystankach zwróciłem uwagę na szyldy: „Bed and breakfast". Nie zauważyłem ich poprzedniego dnia.

Było to dla mnie objawienie: ludzie przybywający do Edynburga nie muszą przecież mieszkać wyłącznie w hotelach. Tak jak w niektórych regionach turystycznych Francji, również tutaj ludzie wynajmują pokoje! Bed and breakfast! Łóżko i poranne śniadanie… Wysiadłem z autobusu. Znajdowałem się o trzy przystanki od Princes Street. Chcąc działać racjonalnie, powinienem był wrócić do miejsca, z którego wyruszyłem, aby sprawdzić wszystkie „Bed and breakfast", ale byłem za bardzo zniecierpliwiony, aby logicznie zacząć poszukiwania.

Zadzwoniłem do pierwszych napotkanych drzwi, nad którymi widniała tablica. Otworzył mi je jakiś wysoki facet o końskiej twarzy.

– Przepraszam, czy nie zatrzymała się u pana…

Z piętnaście razy zadawałem to samo pytanie. Nie była to właściwa pora do tego rodzaju odwiedzin, nawet ludzi, którzy wynajmowali pokój po jakimś zmarłym krewnym czy po synu w wojsku. Dawali mi to szorstko do zrozumienia zatrzaskując drzwi:

– Nie ma u nas pani Faulks, proszę pana!

Postępując dalej tak, stanę się niebawem ośrodkiem zainteresowania całego Edynburga, ale przyznaję, że te uparte poszukiwania podniecały mnie. Wdzieranie się nad ranem do cudzych mieszkań, możność rzucenia okiem na ciemne wyłożone boazerią korytarze, w których migotały miedziane naczynia na doniczki i stare ryciny, wywoływały we mnie uczucie niemal zadowolenia. Wsłuchiwałem się w bulgoty dochodzące z łazienek i płacz marudzących nad ranem dzieci. Niekiedy zjawiała się w szparze drzwi ciekawska twarz nieuczesanej kobiety.

– Nie, proszę pana, pani Faulks nie mieszka u mnie!

Z jednego domu wyskoczył zły buldożek, który gdyby nie to, że gospodyni przytrzymała go za obrożę, byłby mnie rozszarpał. Przez cały czas, gdy z nią rozmawiałem, pies wściekle ujadał.

Rozpocząłem swoje poszukiwania idąc z powrotem, w kierunku Princes Street. Zakładałem, że jeśli Marjorie zatrzymała się w jednym z tych „Bed and breakfast", musiała to zrobić w pobliżu centrum.

* * *

Początkowo liczyłem domy, do drzwi których dzwoniłem, ale po pewnym czasie straciłem rachubę.

Ten, do którego teraz się zbliżałem, wyglądał okazałe i zachował elementy świadczące o tym, że należał kiedyś do kogoś zamożnego. Po obu stronach schodów prowadzących do drzwi, szerszych od dotychczas odwiedzanych, wisiały dwie błyszczące lampy z miedzi. Tablica oferująca pokoje była prawie niewidoczna, bo miała zbyt małe wymiary. Zapewne gospodarz, a raczej gospodyni wstydziła się, że musi uciekać się do tego sposobu powiększania swoich dochodów. Wyobraziłem sobie, że chodzi o jakąś zrujnowaną damę, albo o godną szacunku wdowę, upierającą się przy zachowaniu domu, którego utrzymanie było zbyt kosztowne.

Zadzwoniłem i prawie natychmiast usłyszałem nerwową bieganinę za drzwiami, a następnie głuche uderzenie o nie. Ktoś niepewną ręką zaczął manipulować przy zamku i po chwili uchyliło się ciężkie skrzydło z okuciami; naprzeciw mnie stał miły chłopiec o jasnych włosach i przyglądał mi się z góry na dół z nieukrywaną ciekawością.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Trawnik»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Trawnik» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Frederic Brown - Don't Look Behind You
Frederic Brown
Frederic Forsyth - The Cobra
Frederic Forsyth
Frederic John H. MacLawrence - GSC
Frederic John H. MacLawrence
Frederic Edward Weatherly - Oxford Days
Frederic Edward Weatherly
Frederic Kummer - The First Days of Man
Frederic Kummer
Frederic Kummer - The Brute
Frederic Kummer
Frederic Isham - The Lady of the Mount
Frederic Isham
Frederic Kummer - The Film of Fear
Frederic Kummer
Отзывы о книге «Trawnik»

Обсуждение, отзывы о книге «Trawnik» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x