Frederic Dard - Trawnik

Здесь есть возможность читать онлайн «Frederic Dard - Trawnik» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детектив, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Trawnik: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Trawnik»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

„Gdy zauważyłem, że wsiada do mojego wozu pomyślałem, że chce go ukraść".
Tak rozpoczyna swoją niezwykłą opowieść Jean-Marie Valaise, sympatyczny Francuz, trochę lekkoduch, który z pewnością wołałby, aby jego relacja zaczęła się całkiem inaczej! Ale wtedy – nie poznałby fascynującej Marjorie Faulks, co na pewno ucieszyłoby jego przyjaciółkę Denise… Nie musiałby też wyjechać do Szkocji i pewnego dnia na pewnym trawniku w parku w Edynburgu nie stałoby się to, co się stało. Inspektor Brett nie miałby rąk pełnych roboty…
Wszystko to wyjaśni świetna powieść Frederica Darda.

Trawnik — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Trawnik», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Lovely deszcz!

– Czy jest już gazeta?

– Jeszcze nie. Dostajemy o siódmej.

Odstawiłem filiżankę i skierowałem się ku drzwiom.

– Czy pan nie ma płaszcza, sir?

– Nie.

– Ani parasola?

– Również nie mam.

– Może panu pożyczyć?

Pod parasolem można ukryć twarz. Pomyślałem, że mniej się będę rzucał w oczy. Kelnerka udała się do schowka, gdzie trzymała miotły, i wyjęło z niego kilka, zapewne zapomnianych przez gości, parosoli.

– Proszę wybierać.

Wziąłem pierwszy z brzegu. Jego rączka pokryta była czarną skórą.

– Dziękuję. Zaraz zwrócę.

– Nie spieszy się, sir.

To dobrze, że się nie spieszyło, gdyż wszystko wskazywało na to, że mogła go więcej nie zobaczyć. Przed drzwiami mogła już czekać policja, aby mnie zatrzymać.

Przed domem stały tylko dwa puste samochody. Szara i mokra ulica przypominała portową ulicę w sztormowy poranek. Wiał silny wiatr, który powodował, że przechodnie chodzili zgięci wpół. Na Princess Street najbliższa księgarnia była jeszcze zamknięta, ale przy wejściu było już czynne stoisko z gazetami. Kupiłem miejscowy dziennik. Na pierwszej stronie tłusty i szeroki tytuł informowoł: „Strajki – nadal brak rozwiązań". Przebiegłem szybko wzrokiem pierwszą stronę, szukając bardziej sensacyjnego tytułu: o morderstwie nie było jednak ani słowa. Na innych stronach również nic nie było. Aby nabrać pewności, kupiłem inny tytuł. Wydrukowano w nim identyczne wiadomości, niemal tymi samymi słowami i tym samym krojem czcionek tytułowych. A zatem w chwili rozpoczęcia druku gazet ciało nie zostało jeszcze odkryte. Wyrzuciłem obie gazety do metalowego kosza, przymocowanego do słupa ulicznej latarni.

Nadszedł więc pierwszy dzień mordercy. Co powinienem czynić? Nie mogłem uciec, bo brak środków lokomocji przykuwał mnie do tego miasto. Nie mogłem udać się do Marjorie, skoro byłem dla niej już tylko mordercą wzbudzającym nienawiść! Bezczynność męczyła mnie. Byłem przytłoczony ciężarem otaczających mnie poczerniałych budowli, a każdy przechodzień smagany deszczem wydawał mi się mającym mnie ująć policjantem. Zacząłem myśleć o samobójstwie i z trudem odrzucałem tę wątpliwą pokusę. Są chwile, kiedy chęć śmierci bywa tak samo silna jak chęć życia. Staje się ona podobna do potrzeby snu, która ogłusza zmysły i umysł. Ale jak tu umrzeć? Możno być zrozpaczonym a jednocześnie wrażliwym na ból. Bałem się bólu, bo tak naprawdę, to nigdy go nie doznałem. Zapewne to sprawa wyobraźni.

Przyszła mi nagle myśl do głowy tak wspaniała, że wywołała we mnie falę prawdziwej radości: trzeba pójść na policję i wszystko im opowiedzieć. Nie było sensu dalej łazić tak po tym obcym mieście aż jakiś glina położy mi rękę na ramieniu. Tak: najlepiej byłoby oddać się w ręce policji i opowiedzieć wszystko. Wszystko!

Nie powinno być trudności z udowodnieniem, że rewolwer należał do Nevila Faulksa! Szkockie sądy przysięgłych muszą uznawać zasadę obrony własnej. Ale – wiedziałem to – potępiają też cudzołóstwo. To, co u nas stanowi zawsze okoliczności łagodzące, a mianowicie namiętność, w Wielkiej Brytanii staje się okolicznością obciążającą.

Przeszedłem przez główne skrzyżowanie Princess Street i zbliżyłem się do policjanta, który regulował ruch. Miał on na sobie nieprzemakalny płaszcz z białego materiału, a na czapce pokrowiec z plastyku.

– Czy można prosić o adres komisariatu głównego policji, sir?

Mieścił się w starej części Edynburga, po drugiej stronie doliny. Policjant był na tyle uprzejmy, że podał mi numer autobusu, którym najlepiej tam można się dostać. Ale nie miałem ochoty zaraz tam jechać. Wolałem pochodzić pod pożyczonym parasolem. Najważniejsze było, że wiedziałem, dokąd pójść. A przed sobą miałem tyle czasu, ile dusza zapragnie. Krople deszczu uderzające w napięty jedwab jak po blaszanym dachu.

Dół moich spodni był cały mokry, a zbyt cienkie letnie pantofle przemoczone na wylot. Miekkim krokiem szedłem alejką spadającą łagodnie w stronę teatru.

Nie mogłem oprzeć się chęci rzucenia okiem na trawnik. To było silniejsze ode mnie. Czyż morderca nie wraca na miejsce zbrodni? Jakaś niezdrowa ciekawość kazała mi tam pójść. Okrążyłem estradę i zacząłem iść alejką prowadzącą do kotliny, gdzie zamordowałem Faulksa. Wszystko dookoła nadal wydawało mi się nierealne. Zastanawiałem się nad tym, że nigdy nie miałem parasola i czułem się nieswojo trzymając w dłoni skórzaną rączkę. Szedłem pochylony, co spowodowało, że mogłem widzieć co najwyżej na dwa metry. Wyglądało to tak, jakbym chciał przedłużyć chwilę odkrycia dramatycznego miejsca.

I tak istotnie było. Utrzymanie się w stanie niepewności stanowiło próbę ucieczki od rzeczywistości. Tak jak odkładałem chwilę oddania się w ręce policji, również dochodząc do miejsca dramatu, odsuwałem moment, w którym mogłem stwierdzić, czy ciało leżało nadal na swoim miejscu czy nie.

Rozpoznałem miejsce, na którym powinien być klomb w formie gwiazdy. Rozkopana ziemia była tłusta i gdzieniegdzie niemal błękitnymi plamami odbijała światło. Jeszcze kilka kroków. Zatrzymałem się. Podniosłem parasol trochę jak linoskoczek łapiący równowagę. Trup, cały mokry od deszczu leżał na ziemi, a obok niego mokry rewolwer. Nie mogłem się oprzeć, żeby nie dotknąć nogi Nevila Faulksa. Czyżbym liczył na cud? Była całkiem sztywna, jakby z drewna. Kula przeszła przez czaszkę na wylot i z tyłu głowy jakaś ohydna czerwona maź zlepiała włosy trupa.

Wbiłem parasol w trowę. Deszcz zamieniał się w lepką i słoną mżawkę.

Jeżeli modlitwa polega na oderwaniu własnego umysłu od doczesności, to wydaje mi się, że modliłem się w skupieniu nad zwłokami Nevila Faulksa. Zazdrościłem mu. Przypomniałem sobie nagle słowa modlitwy: „Od nagłej i niespodziewanej śmierci zachowaj nas, Panie"!

A przecież musiałem umrzeć. I to zapewne niebawem, gdyż nie wierzyłem, żeby się znalazł sąd na tyle wspaniałomyślny, by mnie rozgrzeszyć z tego morderstwa. Było to mało prawdopodobne. Wyobraziłem sobie, że stoję przed brytyjskim sądem z sędziami w perukach. Przerażali mnie niczym istoty z innej planety.

Nie mogłem dopuścić, aby mnie sądzili. Przecież nie należałem do nich.

Dziwne było to widowisko rozgrywające się na tym szerokim trawniku, na którym morderca stał nad swoją ofiarą. A nad nimi wznosił się potężny zamek z wieżami i blankami, z niedorzecznie wymierzonymi w stronę nowego miasta armatami z brązu, ze zbrojownia i skarbcem, z kaplicami, spośród których jedna obwieszona była postrzępionymi flagami. Dziś wieczorem, a może jutro, policjanci odtworzą w tym samym miejscu przebieg zbrodni, z tym tylko, że miejsce zabitego zostanie zajęte przez żywego człowieka, który po strzale podniesie się, otrzepie i uda się do jednego z tych przytulnych i szczelnie zamkniętych domów, do których z trudem przebija się światło dzienne.

Z miłości do Marjorie! To brzmiało jak tytuł powieści dla kucharek. Pastelowa, błękitna okładka z romantyczną, krągłą czcionką! Z miłości do Marjorie!

Czy była to rzeczywiście obrona własna? Starałem się odtworzyć wszystkie swoje ruchy i myśli z chwili, gdy rozgrywał się dramat. Nevil trzymał żonę za gardło; dusił ją. Ja miałem w ręku broń. Mogłem uratować Marjorie, nie zabijając jej męża. Cios w kark byłby całkiem wystarczający, aby go zmusić do puszczenia ofiary. Ale ja w pełni świadomie skierowałem lufę rewolweru w jego twarz. I strzeliłem bez namysłu. Było to więc zwyczajne morderstwo! I każdy będzie w stanie udowodnić, że z premedytacją, nawet jeśli owa premedytacja trwała zaledwie cztery czy pięć sekund.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Trawnik»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Trawnik» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Frederic Brown - Don't Look Behind You
Frederic Brown
Frederic Forsyth - The Cobra
Frederic Forsyth
Frederic John H. MacLawrence - GSC
Frederic John H. MacLawrence
Frederic Edward Weatherly - Oxford Days
Frederic Edward Weatherly
Frederic Kummer - The First Days of Man
Frederic Kummer
Frederic Kummer - The Brute
Frederic Kummer
Frederic Isham - The Lady of the Mount
Frederic Isham
Frederic Kummer - The Film of Fear
Frederic Kummer
Отзывы о книге «Trawnik»

Обсуждение, отзывы о книге «Trawnik» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x